TIMELESS FAIRYTALE - A story To tell (2024)

powermetal-warrior.blogspot.com 3 tygodni temu


Wyobraźcie sobie, iż powstaje album, gdzie słychać echa starych Yngwie Malmsteena, echa płyt Rainbow z Joe Lynn Turnerem, coś z klasycznych płyt Royal Hunt, czy Evil Masquerade, a choćby debiutu Alcatrazz. Czy bralibyście taki album w ciemno? Za pewne nie jeden z Was nie potrzebowałby dodatkowych zachęt i recenzji. Czasami marzenia się spełniają i "A story to Tell" to jest urzeczywistnienie powyższego wyobrażenia. To debiut formacji Timeless Fairytale. Słowo debiut nijak ma się do tego znajdziemy tutaj. Szykujcie się na prawdziwe zniszczenie.

Takich płyt zdecydowanie jest za mało. Kocham takie połączenie stylistyczne, gdzie mam coś z neoklasycznego power metalu, w klimatach starych płyt Yngwie Malmsteena. Serce skacze z radości, kiedy pojawiają się klimaty Rainbow, czy też Alcatrazz. Luca Sellitto to mistrz gitary i wyczynia tutaj prawdziwe cuda. Fani Yngwie Malmsteena, joe stumpa, czy Ritchiego Blackmorea powinni być zadowoleni. Oj czaruje i to od pierwszych dźwięków. Słychać pasję, niezwykłą technikę i pomysłowość. Można słuchać i słuchać i wcale się nie nudzi. Do pełni szczęścia brakuje tylko głos, który nie będzie odstawał od tych partii gitarowych. Melduje się niesamowity Henrik Brockmann, którego kojarzymy z Royal Hunt czy Evil Masquerade. Wszystko staje się być jasne i można odpłynąć w końcu przy tych niesamowitych dźwiękach.

Zapinamy pasy i lecimy w niesamowitą podróż. "Entering the Fairytale" to przepiękny monolog gitary i przebłysk geniuszu Luca. Co za wprowadzenie. Ten romantyczny nastrój w "Forever and a day" jest uroczy i od razu słychać co band ma do zaoferowania. Partie gitarowe kipią energią i do tego jest w tym jakaś magia. Klawisze budują nastrój i wprowadzają w świat neoklasyczny. No i ten refren, który nadaje całości przebojowości. Rasowy killer, który robi smaka na resztę utworów. Power metal możemy znaleźć w rozpędzonym "New Dawn" . Przypominają się najlepsze lata Yngwie Malmsteena czy Alcatrazz. Gdzieś coś tam z Rainbow czy Evil Masquerade można wyłapać w lekkim i nieco hard rockowym "Master of illusion". Ten utwór od razu skradł moje serce. Niby nie typowy, niby nieco lżejszy, ale wyróżnia się pomysłową melodią i aranżacjami. Pokaz mocy i drapieżności mamy w power metalowym "Emptiness" i to jest killer z prawdziwego zdarzenia. Wciąż jest głód na takie granie i Timeless Fairytale staje na wysokości zadanie i spełnia marzenie nie jednego fana neoklasycznego power metalu. Tytułowy "A story to tell" to bardziej emocjonalne granie o rockowym zabarwieniu. Można też odpłynąć przy mocarnym "Forsaken Dream" i Luca znów pokazuje iż jest gitarzystą wysokiej klasy. Pomysłowy riff dostajemy w melodyjnym "The last chance", no i jeszcze ten marszowy i nieco hard rockowy "Trust Your Heart" i mam ciary, bo przypominają mi się płyty Rainbow z Turnerem. Cudo!

Nie ma się do czego przyczepić. Nie musiałem też długo zastanawiać się nad oceną. Kocham takie granie, takie dźwięki i taki poziom artystyczny. Prawdziwa perełka roku 2024. Chcę więcej i więcej muzyki Timeless Fairytale i liczę iż to nie projekt muzyczny jednej płyty. Szukajcie i słuchajcie.

Ocena: 10/10
Idź do oryginalnego materiału