„Kiedy zaczynam ustalać zasady kolejnej prezentacji, jej motyw przewodni czy koncepcję, to tak jakbym przesuwała magnes pod opiłkami żelaza – nagle wszystko trafia na swoje miejsce. Bez odpowiedniego zamysłu wszystko byłoby tylko kapustą i rzepą”. Tak Erika Hoffmann opisała w 2009 roku proces corocznej reorganizacji swojej kolekcji, czyli zmiany układu dzieł sztuki pokazywanych w jej berlińskim mieszkaniu.
Erika i Rolf Hoffmann nigdy nie używali słowa „wystawa” w odniesieniu do prezentacji swojej kolekcji. Jednym z powodów był fakt, iż miejscem intensywnego i długotrwałego kontaktu z dziełami nie były przestrzenie wystawiennicze, ale ich własne mieszkanie. Dlatego celem prezentacji była przede wszystkim ich własna interakcja z kolekcją, którą Erika Hoffmann opisała kiedyś jako trzecią skórę, a przy innej okazji porównała do członka rodziny.
Od wielu lat Erika Hoffmann – najpierw wspólnie z mężem, a po jego śmierci w 2001 roku samodzielnie – zaprasza publiczność do kontaktu z kolekcją. Jej podejście różni się od praktyki instytucji wystawienniczych, których funkcjonowanie zawsze jest związane z mediacją poprzez tekst, promocję i reklamę swojej działalności. Chwytliwy tytuł, wyrazista koncepcja, porywająca kampania promocyjna czy umiejętne wykorzystanie mediów społecznościowych – wszystko, czego muzea potrzebują, aby wypełnić swoją misję, może zostać odłożone na dalszy plan w kontekście prywatnym. W ten sposób wyłania się przestrzeń dla tego, co zawsze było najważniejsze dla Hoffmannów – charakterystycznej dla sztuk wizualnych ekspresji, której nie można wyrazić dzięki słów bez jej zubożenia.
Tak więc osoby odwiedzające berlińskie mieszkanie Hoffmannów nie znajdą tytułu wystawy ani tekstu wprowadzającego; na próżno będą szukać choćby informacji o poszczególnych pracach. Jedynym sposobem ich uzyskania jest udział w jednym z oprowadzań z przewodnikiem.
Erika Hoffmann stara się nie zdominować spotkania widzów z dziełami poprzez narzucanie jakiejkolwiek koncepcji, podkreślając w ten sposób złożoność i niejednoznaczność prezentowanych prac. Zamiast skupiać się na wątku determinującym wybór prac – choćby jeżeli taki wątek był najważniejszy jako wskazówka strukturalna – woli umożliwić swobodny dialog z dziełami.
To właśnie dialog z dziełami jest głównym tematem naszej wystawy w OP ENHEIM. Pomieszczenia w dawnej kamienicy Oppenheimów doskonale nadają się do pokazywania kolekcji Hoffmannów, nie tylko ze względu na ich przeszły, wciąż wyczuwalny charakter prywatnych salonów. Panująca tu intymność oraz niewielka powierzchnia poszczególnych pomieszczeń sprawiają, iż powstaje przestrzeń dla dialogu, który był i jest tak istotny dla Eriki Hoffmann.
„Magnesem” użytym w naszym wyborze prac pokazywanych w OP ENHEIM jest pojęcie granicy. Nie chodzi jednak o konkretne granice geograficzne czy polityczne. Prezentowane prace odwołują się z jednej strony do granic między ludźmi, a z drugiej – granic w sztuce, ich zacieraniu, przekraczaniu, pokonywaniu i – co być może najważniejsze – negocjowaniu. W poszczególnych dziełach granice między malarstwem i rzeźbą, malarstwem i fotografią, rzeźbą i performansem, powierzchnią i przestrzenią, tym co słyszalne i tym co widzialne nakładają się na siebie lub zanikają, niczym granica między sztuką a wszystkim, co ją otacza. Często wiąże się to – w sposób charakterystyczny dla Sammlung Hoffmann – z artystycznym negocjowaniem warunków i granic ludzkiego ciała, jego społecznych klasyfikacji i wzorców, ról przypisywanych poszczególnym płciom przez społeczeństwo, jak również przekraczaniem granic między tym, co prywatne, a tym, co publiczne – otwarcie lub po cichu, publicznie lub niezauważenie. Bowiem ostatnią granicą jest skóra – granica naszego ciała.
Dorothée Brill, Luise Richter