Ken Loach, 87-letni filmowiec, powraca na duże ekrany ze swoim ostatnim filmem w karierze. Tym razem opowiada o tym, jak zmieniająca się demografia w pogrążonym w kryzysie angielskim mieście Durham powoduje podziały społeczne. Mieszkańcy z kolei zaczynają manifestować swoje niezadowolenie w rozpadającym się starym pubie, ostatniej przestrzeni publicznej, którą każdy uważa za swoją.
The Old Oak – najnowszy film Loacha – wydaje się podsumowaniem dotychczasowej kariery reżysera. Jest równie wciągający, przemyślany, szczery, gniewny, pełen nadziei, jak jego najlepsze dzieła. Loach wraz ze swoim stałym scenarzystą, Paulem Laverty (Ja, Daniel Blake, Wiatr buszujący w jęczmieniu), stworzyli postacie reprezentujące pewne archetypy. Każda z nich ma jednak konkretne obawy lub problemy, przez co staje się bardziej wiarygodna. Następnie puścili je wszystkie luzem, pozwalając im tańczyć do woli na wielkiej scenie życia, choćby jeżeli w swoim amoku depczą sobie po stopach lub gniewnie rozbijają się o siebie nawzajem. jeżeli rzeczywiście jest to pożegnanie, to na piekielnie dobrej nucie.
Jedną z wielu niezwykłych rzeczy w The Old Oak jest możliwość poznania punktu widzenia każdego bohatera. W tym perspektywy postaci, które głównie szukają ofiar, na których mogą wyładować własne frustracje. W filmach Loacha niemal zawsze pojawiają się sceny, w których grupa mieszkańców zbiera się we wspólnej przestrzeni, by dyskutować o sprawach dotyczących ich wszystkich. Tę rolę pełni tytułowy bar, którego właścicielem jest TJ Ballantyne (Dave Turner). Pomaga on lokalnej organizacji charytatywnej, która przekazuje podarowane meble i inne artykuły gospodarstwa domowego syryjskim uchodźcom wojennym. TJ jest dobrodusznym i twardym, ale też przygnębionym mężczyzną, który stracił żonę i syna wiele lat temu. Jego jedynym towarzyszem w usilnej przeprawie przez trudy kolejnego dnia jest pies. Najwięcej zawodu przysparza mu jednak główna grupa klientów, którzy obwiniają imigrantów za spadek standardów życia, wywołany zamknięciem lokalnej kopalni węgla dekady wcześniej.
Już na samym początku, typowo dla stylu narracji Loacha, film wrzuca nas w sam środek konfliktu. Grupa Syryjczyków przybyła do miasta autobusem i natrafiła na opór ze strony mieszkańców. Jedną z nowo przybyłych jest nastoletnia Yara (Ebla Mari). Ta początkująca fotoreporterka dokumentuje przybycie swojej rodziny przy użyciu kliszy 35 mm. Uwiecznia na niej również ksenofobiczne zachowania lokalnej społeczności, która nawołuje do wygnania ich z powrotem do strefy wojny. Jeden z agresywnych awanturników kradnie dziewczynie aparat, potem w wyniku przepychanki upuszcza go na chodnik i niszczy. Te wydarzenia zapoczątkowują relację Yary z TJ-em, która stanowi trzon historii i łączy różne wątki fabularne, a wraz z nimi także podzieloną społeczność.
TJ oferuje dziewczynie wymianę rozbitego aparatu na jeden z kolekcji jego wuja, którą przechowuje na zapleczu baru wraz ze zbiorem zdjęć dokumentujących strajki górników. Przeglądając fotografie wraz z Yarą, możemy poczuć ciężar wydarzeń przeszłości. Ten element występuje zawsze u Loacha, niezależnie od tego, czy w postaci nostalgicznej fantazji, czy też opiera się na czymś prawdziwym. W ten prosty sposób otrzymujemy nakreślony kontekst historyczny i fundament dynamiki relacji pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi, konsekwentnie rozwijany na dalszych etapach.
Jeden z bywalców baru, Charlie (Trevor Fox), narzeka, iż lokalne domy są tanio wykupowane przez bezimienne zagraniczne korporacje, które chcą je wynająć lub przekształcić w Airbnb. Tymczasem on i jego żona usilnie próbują opłacić utrzymanie własnego domu. Są uwięzieni, ekonomicznie niezdolni zarówno do pozostania na miejscu, jak i sprzedaży. Oczywiście trudno jest usprawiedliwiać piętnowanie TJ-a i Laury za wspieranie uchodźców wojennych darowiznami. Pozwala to jednak lepiej zrozumieć stanowisko mieszkańców Durham, którzy są przeciwni bezinteresownej pomocy przybyszom, gdy sami ledwo wiążą koniec z końcem.
Loach i Laverty mają jasno określoną hierarchię wartości, która znajduje odzwierciedlenie we wszystkich wspólnie tworzonych przez nich filmach. Obaj są socjalistami oraz wierzą w społeczeństwo i odpowiedzialność rządu za opiekę nad obywatelami. Wiążą to z konsekwentną krytyką skorumpowanej polityki, jak również z coraz bardziej marginalizowanym i wyśmiewanymi wartościami chrześcijańskimi. Wybór okolicznego pubu jako głównej przestrzeni towarzyskiej ma także głębokie zakorzenienie w brytyjskiej tradycji. Dodatkowo, podobnie jak w Duchach Inisherin (2022, reż. Martin McDonagh), ten zabieg pozwala na ukazanie destrukcyjnego skutku odebrania ludziom celu w życiu (w tym przypadku poprzez zamknięcie kopalni). Loach idzie jednak o krok dalej i nie pozostaje przy zwyczajnej diagnozie problemu. Przy pomocy oddolnych działań transformujących wyłączone z użytku zaplecze w przestrzeń użytkową dla całej wspólnoty dowodzi jak kilka potrzeba, by rozbudzić na nowo poczucie solidarności.
Cały seans często przypomina dokumentalny zapis rzeczywistych wydarzeń. Jest to kino unikalne, skupione na dokumentowaniu rozwoju relacji, a nie na gnaniu do kolejnego punktu fabuły. Całemu doświadczeniu immersyjności dodaje również dobór naturszczyków zamiast profesjonalnych aktorów oraz zachęcanie ich do improwizacji na planie. Stwarza to wrażenie, jakbyśmy obserwowali wycinek z ich prawdziwego życia. Często w filmach Loacha jest to gorzki wycinek. Nie jest to jednak przypadek The Old Oak, pomimo druzgocących momentów, przedstawia proces leczenia dawnej rany, pozwalając bohaterom odzyskać nadzieję na lepszą przyszłość.
Źródło obrazka głównego: Materiały prasowe | Aurora Films