Rok
1975. Parę tygodni przed Halloween w pobliżu Brooksville na
Florydzie zjawia się biała furgonetka, która przyciąga uwagę
uczennicy liceum Annie Williams. Dziewczyna gwałtownie nabiera
przekonania, iż tajemniczy kierowca ją obserwuje, rodzice i starsza
siostra Margaret uważają jednak, iż to kolejna z jej przesadzonych
opowieści. Niepokój nastolatki z dnia na dzień wyraźnie rośnie,
a matka poważnie zaczyna zastanawiać się nad odebraniem jej
ukochanego konia Rebela, przyczyny wszystkich nieakceptowalnych zmian
w zachowaniu młodszej córki upatrując w niebezpiecznym hobby,
którym jej zdaniem jest jeździectwo. Tymczasem Annie coraz częściej
widuje człowieka z białego vana na prywatnej posesji Williamsów i
w miarę możliwości stara się chronić bliskich. Dziewczyna nie ma
wątpliwości, iż grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, ale nawet
ona nie zdaje sobie sprawy ze skali problemu. Nie wie, iż ma do
czynienia z seryjnym mordercą.
|
Plakat filmu. „The
Man in the White Van” 2023, Legion M, Brooksville Project, Garrison Film Company
|
Wychowany
w Jacksonville na Florydzie twórca nagrodzonego na Phoenix Film
Festival filmu dokumentalnego „Thespians” (2010), ale bardziej
kojarzony z reality show „Siesta Key” reżyser, scenarzysta,
producent i aktor Warren Skeels od dzieciństwa jest zakochany w
mrocznym kinie, szczególnie w dreszczowcach Alfreda Hitchcocka i w
zdrowy sposób zafascynowany prawdziwymi zbrodniami, ze wskazaniem na
rozwiązane i nierozwiązane sprawy ze Słonecznego Stanu. Tak się
jednak złożyło, iż pracował nad przystosowaniem na potrzeby
filmu historii seryjnego mordercy z Phoenix w Arizonie, gdy usłyszał
o kobiecie, która w 1975 roku w Brooksville, stolicy hrabstwa
Hernando na Florydzie, przeżyła atak seryjnego mordercy,
gwałciciela i pedofila Williama 'Billy'ego' Mansfielda Jr., który
zabił co najmniej pięć kobiet, a ciała czterech z nich pochował
na terenie rodzinnej posiadłości w Spring Hill na Florydzie.
Zaprzyjaźniony producent pokrótce przedstawił Warrenowi Skeelsowi
przeżycia dziewczyny, która zwycięsko starła się z przestępcą
seksualnym i stwierdził, iż powinien osobiście z nią porozmawiać.
„The
Man in the White Van” to pierwszy pełnometrażowy film fabularny
Warrena Skeelsa, który powstał w oparciu o autentyczną historię
bezpośrednio przekazaną przez niedoszłą ofiarę śmiertelną
amerykańskiego seryjnego mordercy działającego w latach 1975-1980,
powszechnie dostępne informacje o zbrodniczej działalności
Billy'ego Mansfielda Jr., wspomnienia jednego z policjantów swego
czasu pracujących nad tą sprawą i detektywów z hrabstwa Hernando
zajmujących się starymi, nierozwiązanymi zagadkami kryminalnymi,
bo w biografii architekta Domu Grozy w Spring Hill wciąż jest wiele
niedopiętych wątków. Śledczy nie wykluczają, iż Mansfield jest
odpowiedzialny także za parę innych zabójstwo z lat 70. XX wieku.
Scenariusz „The Man in the White Van” Warren Skeels napisał
razem z Sharon Y. Cobb, dodatkową inspirację czerpiąc choćby z
takich kultowych pozycji, jak „Okno na podwórze” i „Psychoza”
Alfreda Hitchcocka,
„Pojedynek na szosie”
i „Szczęki”
Stevena Spielberga, „Halloween” Johna Carpentera oraz „Christine”
Stephena Kinga. Produkcja miała miejsce głównie w Shreveport w
stanie Luizjana i okolicach – dom pięcioosobowej rodziny
Williamsów znaleziono we wsi Belcher, leżącej na północ od
Shreveport. Mniej więcej jedną czwartą filmu nakręcono na
Florydzie, gdzie skompletowano część zespołu. Światowa premiera
„The Man in the White Van” odbyła się w październiku 2023 roku
na Newport Beach Film Festival, ale szeroka dystrybucja ruszyła
dopiero w grudniu 2024 w Stanach Zjednoczonych. Pod koniec XIX i na
początku XX wieku miejscowość Brooksville na Florydzie było
uważane za jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Stanach
Zjednoczonych dla osób czarnoskórych (jeden z najwyższych
wskaźników przemocy na tle rasowym). Duży wzrost emigracji z tego
miasta nastąpił jednak dopiero w latach 20. XX wieku, co miało
ścisły związek z ponownym wzrostem aktywności Ku Klux Klanu na
tym obszarze. W 1948 roku w Brooksville zaczęła się
(instytucjonalna segregacja rasowa) jedna z ulubionych operacji
polityków, zawsze modna „zabawa w strefy wolne od...”, która
trwała do końca lat 60. XX wieku. William Mansfield Jr.
sterroryzował hrabstwo Hernando w okresie względnego spokoju. W
każdym razie w 1975 roku tylko dzieciak z wybujałą wyobraźnią
mógł pomyśleć, iż w tym idyllicznym zakątku czai się jakiś
skrajnie niebezpieczny osobnik. Warrenowi Skeelsowi i Sharon Y. Cobb
od początku zależało na tym, by scenariusz „The Man in the White
Van” w przeważającej części podążał za nastoletnią
protagonistką, jawnie obserwowaną przez tytułowy czarny charakter.
Licealistką ze skłonnością do wymyślania niestworzonych
historii, w najbliższych kręgach podejrzewaną o nadmierną
potrzebę zwracania na siebie uwagi, trochę chłopczycę, która w
głębi ducha chciałaby być bardziej podobna do swojej starszej
siostry. Annie Williams (charyzmatyczna kreacja Madison Wolfe, znanej
choćby z
„Diabelskiego nasienia”
Matta Bettinelliego-Olpina i
Tylera Gilletta,
„Obecności 2” i „Wcielenia”
Jamesa Wana
aktorki pochodzącej z Luizjany) czuje się pomijana przez rodziców,
rozpieszczających jej młodszego brata i rozpływających w
zachwytach nad sukcesami pierworodnej. Syndrom/kompleks środkowego
dziecka? Tak czy inaczej, Annie dorasta w cieniu rodzeństwa i choć
nie ma problemu z zainteresowaniem w domu okazywanym Danielowi
(przekonujący występ Gavina Warrena, którego fani kina grozy mogli
już widzieć w
„Przeklętej wodzie”
Bryce'a McGuire'a), wręcz
chętnie pomagającej rodzicom w opiece nad ich najmłodszą
latoroślą, do szału doprowadza ją niekończąca się litania
pochwał pod adresem Margaret (doskonałe wcielenie Brec Bassinger;
m.in. „Podwodna pułapka 2: Labirynt śmierci” Johannesa
Robertsa).
|
Plakat filmu. „The
Man in the White Van” 2023, Legion M, Brooksville Project, Garrison Film Company |
W
pracy nad „The Man in the White Van” Warren Skeels wykorzystał
osobiste doświadczenia z dzieciństwa. Upiorne chwile z dziesiątego
lub jedenastego roku życia, kiedy to nagle ogarniało go przemożne
poczucie bycia śledzonym. Wrażenie, iż ktoś za nim jedzie.
Jednego dnia to był sedan, a innego biały van, amerykański
odpowiednik Czarnej Wołgi – pojazd, który w drugiej połowie XX
wieku stał się swoistym symbolem porwań dzieci w Stanach
Zjednoczonych. Twórcy omawianego dreszczowca w starym stylu w
wyborze modelu samochodu prześladowcy Annie Williams
najprawdopodobniej kierowali się autentycznym zdarzeniem z czerwca
1980 roku. Koszmarnym przeżyciem osiemnastolatki, zaciągniętej do
vana przez Williama Mansfielda Jr. Główna oś fabularna „The Man
in the White Van” poprzetykano migawkami z przeszłości tytułowego
zbrodniarza. UWAGA SPOILER Napisy końcowe na chwilę przerwie
scenka z przyszłości, rozgrywająca się po przegranej bitwie z
siostrami z wiejskiego zakątka na Florydzie, która chyba miała być
rekonstrukcją (niedokładną) tragedii, do której doszło w
Sylwestra 1975 na KOA Camping niedaleko stolicy hrabstwa Hernando.
Zagadkowe zaginięcie piętnastoletniej mieszkanki Parkman w stanie
Ohio, domniemane porwanie dokonane przez kierowcę jasnoniebieskiego
Forda Fairlane z 1966 roku. Porwanie potwierdzone jakiś czas po
odkryciu Domu Grozy Billy'ego Mansfielda Jr. KONIEC SPOILERA
Retrospekcje w „The Man in the White Van” służą wzmocnieniu
poczucia zagrożenia – niezawodny sposób na wyłączenie widzów z
grona niedowiarków, na dodanie wiarygodności małoletniej
fantastce, a choćby przebicie jej straszliwych przeczuć. Podczas gdy
rodzice i siostra posądzają ją o spłodzenie kolejnej niemożliwie
naciąganej historyki, odbiorcy „The Man in the White Van” co
najwyżej mogą zarzucić Annie niedoszacowanie stopnia
niebezpieczeństwa. Pięć datowanych (jeden atak rocznie od 1970 do
1974 roku) fragmentów z krwawej - w domyśle - kroniki „pozbawionego
twarzy” kierowcy białej furgonetki w gruncie rzeczy stawia widza w
lepszym położeniu. Annie Williams nie posiada takiej wiedzy o
mrocznym przybyszu znikąd, jaką mamy my. Nieznajomy dostarcza jej
aż nadto powodów do strachu, sygnalizuje swoje niecne zamiary, ale
dziewczyna nie posuwa się tak daleko jak Kale z „Niepokoju” D.J.
Caruso. Nie opowiada o seryjnym mordercy, tylko podejrzanie
zachowującym się kierowcy białego vana. Często wyjeżdżający w
sprawach służbowych Richard (niezawodny Sean 'Samwise Gamgee'
Astin), jak zwykle pobłażliwie traktuje sensacyjne opowieści
młodszej córki, ale jego żonie Helen (szalenie intensywny występ
pani między innymi z „Domu na Przeklętym Wzgórzu” Williama
Malone'a, „Oszukać przeznaczenie” Jamesa Wonga, „Oszukać
przeznaczenie 2” Davida R. Ellisa, „Obsesji” Steve'a Shilla i
„Diabolicznego prześladowcy”
Alistaira Legranda, Ali Larter –
niesamowita chemia się an ekranie wytworzyła między nią i Madison
Wolfe) ewidentnie wyczerpuje się cierpliwość do zbuntowanej
nastolatki. Niewyczerpane źródło rozczarowań matki, która wymaga
od Madison „jedynie” upodobnienia się do Margaret. W każdym
razie Annie dręczą myśli o byciu mniej kochanym dzieckiem,
osobistą porażką wytwornej kobiety, którą ze wszystkich sił
stara się zadowolić, obawia się jednak, iż nigdy nie dosięgnie
poprzeczki zawieszonej przez siostrę. Idealną córeczkę Helen,
prawdziwą damę, którą wiecznie szukająca guza Annie być nie
potrafi. Do zakupu narowistego wierzchowca Helen namówił mąż,
wspierający pasje wszystkich swoich dzieci – może z wyjątkiem
kiełkującego zamiłowania do strzelectwa Daniela – może kiedyś,
ale w ocenie Richarda syn na razie jest za młody na takie hobby i
tyczy się to także śrutówki, którą chłopiec po kryjomu bawi
się z siostrą, „prawdziwą Annie Oakley” - ale wbrew
podejrzeniom głównej bohaterki „The Man in the White Van”,
niechętny stosunek matki do czarnego przystojniaka, którego Annie
nazwała Rebel, najprawdopodobniej jest powodowany najzwyklejszą w
świecie troską o życie i zdrowie własnego dziecka. Warren Skeels
świadomie naraził się na krytykę zwolenników mocnych thrillerów,
ufał jednak, iż przynajmniej niektórych amatorów drastycznego
kina przekona do subtelniejszych ekspozycji. Hipotetycznie
subtelniejszych, bo ze swoich ulubionych dreszczowców i horrorów
wie, iż najwymyślniejsze, najdroższe, najnowocześniejsze efekty
specjalne nie dorównają owocom odpowiednio pobudzonej wyobraźni.
Rozpaczliwie broniąca się, szamocąca i krzycząca wniebogłosy
kobieta wciągana do samochodu, raz po raz opadająca siekiera i
wreszcie zakończenie wątku wieczornego spaceru z psem. W moim
odbiorze piekielnie sugestywne momenty, siłą rzeczy dodające
napięcia „bliskim spotkaniom trzeciego stopnia z Christine”.
Niecichym bohaterem „The Man in the White Van” jest Scott Thomas
Borland, który odpowiadał za muzykę; owacja na stojąco (ode mnie)
także dla montażystów dźwięku. Zdjęcia Garetha Paula Coxa
mogłyby być bardziej retro, ale na pewno nie nazwałabym ich
plastikowym bezguściem. Nie do końca klimat lat 70. XX wieku
(abstrahując od warstwy audio, przytomnie okraszonej starymi
szlagierami), na własnej skórze przekonałam się jednak, że
zahipnotyzować potrafi. Lekko wyblakła kraina (nie!)idylliczna.
To
uczucie, kiedy w zalewie nijakich filmowych thrillerów człowiek
przypadkiem znajduje dziełko z charakterem... Taką perełkę jak
„The Man in the White Van” debiutującego w długometrażowym
kinie fabularnym Warrena Skeelsa, dobrze wyedukowanego na twórczości
mistrza suspensu. Porywająca prostota fabularna, wyraziste postacie,
magnetycznie złowieszcza atmosfera. Dramaturgia konsekwentnie
budowana. Więcej takich dreszczowców poproszę.