Genialna miłośniczka zagadek próbuje uruchomić tajemniczy superkomputer na zlecenie ekscentrycznego milionera. Brzmi niedorzecznie? Takie właśnie jest „The Iris Affair”.
Gdy bliżej się przyjrzeć, trudno nie dojść do wniosku, iż Neil Cross („Luther”) jest zupełnie jak najsłynniejszy stworzony przez niego bohater. Podobnie jak niegdyś charyzmatyczny londyński detektyw, jego twórca czasy największej świetności ma wyraźnie za sobą, ale uparcie nie chce dać za wygraną, przypominając o sobie w coraz dziwniejszych odsłonach. „The Iris Affair” to najnowsza i może najbardziej osobliwa z nich.
The Iris Affair – o czym jest nowy serial Neila Crossa?
Serial, którego pierwsze odcinki możecie już oglądać w serwisie SkyShowtime, zaczyna się od, przynajmniej w teorii, mocnego uderzenia. Gdzieś pośrodku pustkowia, z tajemniczą kobietą, która odmawia podania szyfru do równie tajemniczej walizki, oraz złolami, które nie cofną się przed niczym, żeby zdobyć jej zawartość. Jest tam również nastolatka, pobity policjant i helikopter. Nie wiem, o co chodzi, ale jestem zaintrygowany. A potem „The Iris Affair” zaczyna ujawniać swoje sekrety i czar nieznanego pryska.
„The Iris Affair” (Fot. Sky Atlantic)Szybko dowiadujemy się, iż tajemnicza kobieta to tytułowa Iris Nixon (Niamh Algar, „Raised by Wolves”), a pustkowiem jest malownicza Sardynia. Wiemy też, iż Iris ukrywa się tam pod fałszywym nazwiskiem, podczas gdy wyznaczona jest ogromna nagroda za jej znalezienie. kilka więcej czasu potrzeba, żebyśmy poznali powód takiego stanu rzeczy, który obejmuje bogatego przedsiębiorcę Camerona Becka (Tom Hollander, „Biały Lotos”), sekretną bazę w Słowenii i topologiczny komputer kwantowy imieniem Charlie.
Czym jest topologiczny komputer kwantowy, pytacie? Otóż nie mam pojęcia, tak samo, jak nie wiem, czym u licha są kubity, fermion Majorany i kwazicząstki, o których jest mowa nieco później. Z fizyki nigdy nie byłem mocny, więc może właśnie się skompromitowałem, ale to w gruncie rzeczy bez znaczenia. Bo odnoszę wrażenie, iż twórcy „The Iris Affair” tak naprawdę też za bardzo nie obchodzi cała ta technologiczna otoczka. To wyłącznie wytrych do opowiedzenia trzymającej w napięciu historii.
The Iris Affair to absolutnie niedorzeczny technothriller
Problem polega na tym, iż aby ta trudna sztuka się udała, trzeba nie tylko przyciągnąć uwagę widza, ale też utrzymać ją potem na odpowiednim poziomie. A z tym Cross i reszta mają spore problemy, odkąd tylko próbują objaśnić, o co w ich serialu chodzi. Nie będę wchodzić w szczegóły, po części żeby nie psuć wam zabawy, ale bardziej jednak dlatego, iż zwyczajnie nie mają one sensu.
„The Iris Affair” (Fot. Sky Atlantic)Wystarczy wam wiedzieć, iż na przestrzeni ośmiu odcinków serial podąża śladami Iris, w której rękach znajduje się klucz albo do zbawienia ludzkości, albo jej zguby. Zależy, kogo spytać. Historię poznajemy we fragmentach, a to towarzysząc bohaterce w ucieczce przed Cameronem i jego zbirami, a to cofając się do czasów, gdy dla niego pracowała jako łamaczka szyfrów. Po nitce do kłębka, od jednego pościgu i strzelaniny do drugiej, klucząc pomiędzy licznymi zdradami, zmianami tożsamości i podstępami, w końcu uzyskujemy pełen ogląd sytuacji.
Całość przypomina nieco fabułę filmu o agencie 007, a serialowa czołówka z utworem „Here Comes That Day” wręcz jawnie nawiązuje do bondowskiej konwencji. Do szczęścia brakuje jednak kilku kluczowych elementów, począwszy od samego Bonda (Iris ma z niego głównie instrumentalny stosunek do płci przeciwnej) i pasującego do twórczych ambicji budżetu. Ale to dałoby się jeszcze obejść. Znacznie bardziej kłopotliwy okazuje się brak wciągającej intrygi.
The Iris Affair bardzo chce, ale nie bardzo potrafi
„The Iris Affair” niestety takiej nie posiada, w zamian serwując widzom liczne przeskoki między efektownymi lokacjami, żonglowanie twistami i rozbuchaną aferę, której ponoć wysokich stawek nie czuć ani przez chwilę. Przez ekran przewija się za to tłum miałkich postaci, jak wplątana we wszystko pod błahym pretekstem Joy (Meréana Tomlinson) czy twórca Charliego, Jensen (Kristofer Hivju, „Gra o tron”), w których próżno szukać krzty charakteru. Ale iż choćby główna bohaterka posiada go w śladowych ilościach, to trudno wymagać od innych.
„The Iris Affair” (Fot. Sky Atlantic)Iris to bowiem, obok scenariusza, największy problem serialu. Nie mam zastrzeżeń do Niamh Algar, która dobrze odnajduje się w skórze antyspołecznej geniuszki, ale jej postaci przydałoby się coś oprócz wyrachowania, dystansu i emocjonalnego chłodu. Znaczące, iż ciekawiej wypada jej przeciwnik, który w wykonaniu Toma Hollandera klasyfikuje się gdzieś pomiędzy sardonicznym czarnym charakterem a szczerym w intencjach wizjonerem, którego trochę rusza sumienie.
Pod tym względem Cameron przypomina twórców „The Iris Affair”, którzy chcą dobrze i momentami im choćby wychodzi, ale zaraz potem robią coś niesamowicie głupiego, czym zaprzepaszczają cały wysiłek. Chcieliby nadać historii znaczenia, ale trzeba gwałtownie pędzić naprzód. Chcieliby utrzymać widza w napięciu, ale mają problem z logiką. Chcieliby, żebyśmy przejęli się losami bohaterów, ale nie zadbali o nadanie im ludzkich cech. I tak dalej.
The Iris Affair – czy warto oglądać serial SkyShowtime?
Czy przy tych wszystkich wadach można jednak nazwać „The Iris Affair” serialem oglądalnym? Zależy od waszej tolerancji na bzdury i poziomu, na jakim zawiesicie sobie poprzeczkę w kwestii krytycznej oceny ekranowych zdarzeń. Dobrą cezurą są dwa odcinki – jeżeli się od nich nie odbijecie, dalej pójdzie już gładko.
„The Iris Affair” (Fot. Sky Atlantic)Bo też mając na uwadze wszystkie zastrzeżenia, nie mogę odmówić produkcji Sky solidności gwarantującej mało wymagającą rozrywkę na przyzwoitym poziomie. Sprawna reżyseria trzyma w ryzach łatwą w śledzeniu fabułę, a dynamiczny rytm sprawia, iż czas płynie szybko. Choć historia zapowiada się początkowo na znacznie ciekawszą, niż jest w rzeczywistości, ostatecznie prowadzi też do w miarę satysfakcjonujących konkluzji. Nie da się ukryć, iż osadzenie dużej części akcji we włoskich sceneriach również robi swoje i pomaga przymknąć oko na to, co wyprawia się na ekranie.
Może zatem nie ma co się obrażać na rzeczywistość i lepiej uznać, iż to choćby dobrze, iż Neil Cross wykorzystuje swoje bardziej odlotowe pomysły gdzie indziej? Wprawdzie nadziei na to, iż w jakikolwiek sposób pomoże to kolejnemu „Lutherowi”, nie mam zbyt dużych, ale pomarzyć zawsze można. Kwantowy Charlie pewnie wiedziałby, jak to wszystko naprawić.















![UFC 323. Gdzie i kiedy oglądać walkę Jana Błachowicza? [TRANSMISJA NA ŻYWO]](https://bi.im-g.pl/im/63/a3/1c/z30029155IHG,Jan-Blachowicz.jpg)

