Tęsknota za marzeniem [o filmie „Fremont”]

krytykapolityczna.pl 11 godzin temu

Obsada filmów i seriali zwykle kompletowana jest na drodze tradycyjnego castingu – w przypadku najnowszego, kameralnego dramatu irańsko-brytyjskiego reżysera Babaka Jalalego rzecz wyglądała jednak nieco inaczej. Punkt zwrotny szeroko zakrojonych poszukiwań idealnej odtwórczyni głównej roli stanowił bowiem mail następującej treści: „Nigdy wcześniej nie zajmowałam się aktorstwem, w tej chwili jestem w Maryland i przyleciałam do Ameryki lotem ewakuacyjnym, kiedy wrócili talibowie”. Autorką wiadomości była Anaita Wali Zada – afgańska uchodźczyni i prezenterka telewizyjna.

To właśnie ją oglądamy na ekranie jako Donyę – młodą afgańską tłumaczkę, która pracowała dla amerykańskiego rządu, a uciekając z Afganistanu, pozostawiła tam najbliższą, narażoną na represje rodzinę. w tej chwili mieszka w tytułowym Fremont, mieście z największą afgańską populacją w USA, i pracuje w dzielnicy Chinatown, w nieodległym San Francisco. Z sąsiadami i sąsiadkami rozmawia w dari, w pracy posługuje się angielskim. Z kolei jej przełożeni – ekscentryczne małżeństwo prowadzące rodzinną wytwórnię ciasteczek z wróżbą – porozumiewają się po kantońsku.

Ta wielojęzyczna, czarno-biała „uchodźcza opowieść” – przywodząca na myśl twórczość Jima Jarmuscha – nie ma nic wspólnego z naiwną hollywoodzką fantazją o spełniającym się na naszych oczach amerykańskim śnie. Na codzienność Donyi składają się, prócz pracy zarobkowej, zupełnie przyziemne i mało efektowne elementy: niekończące się oczekiwanie na wizyty u psychiatry, samotność, walka z bezsennością i majaczące w tle PTSD.

Szczęśliwe ciasteczka

Kameralny, momentami niemalże intymny klimat świata przedstawionego to nie tylko efekt określonych zabiegów formalnych – jak choćby monochromatyczności obrazu czy jego formatu – ale także sposobu, w jaki prezentowane jest najbliższe otoczenie Donyi. Zdaje się ją otaczać zaledwie garstka osób: poszukująca miłości i mieszkająca z matką współpracowniczka Joanna (Hilda Schmelling), właściciel kawiarni i entuzjasta tureckich telenowel Aziz (Fazil Seddiqui), wąskie grono sąsiedzkie oraz ekscentryczny psychiatra z obsesją na punkcie powieści Biały kieł, dr Anthony (Gregg Turkington), który podejmuje się prowadzenia sesji terapeutycznych w ramach specjalnych programów wsparcia dla osób uchodźczych z Afganistanu.

„Podziwiam ludzi takich jak ty, którzy mają tyle do opowiedzenia o odwadze i przesiedleniu” – stwierdza doktor podczas jednego z takich spotkań. Pomimo protekcjonalno-romantyzujących zachęt, a może właśnie ze względu na nie, nie może on jednak liczyć na wylewność pacjentki. Ta ostatnia wraz z upływem czasu staje się coraz bardziej samoświadoma, a swoje rozterki werbalizuje w zupełnie innych, dogodniejszych dla siebie okolicznościach, na przykład podczas wieczornej rozmowy z sąsiadem. „Czy to normalne – pyta – iż myślę o miłości, kiedy w Kabulu ludzie wciąż narażają życie?”

Za sprawą nieoczekiwanego zbiegu okoliczności – rozegranego w charakterystyczny dla poetyki filmu, osobliwie komediowy sposób – Donya awansuje. Odtąd, zamiast pakować kruche ciasteczka, staje się autorką zawartych w nich przesłań. Nie ogranicza się przy tym wyłącznie do przewrotnych metakomunikatów w rodzaju: „Szczęście, którego szukasz, jest w innym ciasteczku”. Idzie o krok dalej i postanawia umieścić w jednym z nich osobistą wiadomość. To właśnie reperkusje tego niepozornego wydarzenia doprowadzą do jej spotkania z Danielem (Jeremy Allen White), nieśmiałym mechanikiem z przedmieść.

Heroina

Podmiotowość i sprawczość Donyi to jedna z najmocniejszych stron Fremont. Czyniąc ją centralną postacią tej opowieści, Jalali przełamuje tendencję do skupiania się na losach uciekających z Afganistanu tłumaczy i przemilczania istnienia również tłumaczek. Stopniowo zwiększając jej autonomiczność, wykracza z kolei daleko poza stereotypowe reprezentacje afgańskich kobiet wyłącznie jako ofiar represji. Gdy z pomocą życzliwego krajana bohaterka trafia wreszcie do poradni psychiatrycznej, mimo niedopełnienia formalności nie zgadza się odejść – zarówno z poczekalni, jak i z gabinetu – dopóki nie otrzyma recepty na lek nasenny. Choć systemowy mechanizm wsparcia szwankuje, Donyi udaje się wyjść z tego biurokratycznego pojedynku sił obronną ręką.

Innym razem wiedziona samoobronnym impulsem Donya występuje przeciwko genderowym normom i zwyczajom kulturowym, wykrzykując swoje racje w stronę wrogo do niej nastawionego sąsiada Suleymana (Timur Nusratty) i broniąc własnego honoru. („Wiele się od niej nauczyłam – przyznała w jednym z wywiadów Wali Zada. – Nauczyłam się, iż potrafię krzyczeć. […] Pierwszy raz w życiu krzyczałam na kogokolwiek i dobrze się z tym czułam”). Wreszcie: w chwili kluczowej dla dalszego, już pozaekranowego rozwoju fabuły decyduje się postąpić wbrew zawodowej hierarchii i zbuntować przeciwko przełożonej.

To właśnie niespieszny, subtelny sposób portretowania postaci Donyi oraz zachodzących w niej zmian czyni ją tak fascynującą bohaterką, pełnowymiarową heroiną. Na stopień jej wiarygodności z pewnością wpływa powściągliwa, momentami żartobliwa i pozornie niewinna poetyka Fremont, konsekwentne unikanie banalnych klisz i epatowania traumą oraz powierzenie głównej – niezwykle złożonej – roli debiutantce, w dodatku posiadającej szereg takich samych, lub przynajmniej bardzo podobnych, doświadczeń biograficznych.

Dramat kuchennego zlewu

Od czasu oficjalnej premiery na Festiwalu Sundance Fremont – naturalistyczny i niedzisiejszy zarazem, gatunkowo bliski poetyce „dramatu kuchennego zlewu” (ang. kitchen-sink drama) – zdobył nagrodę specjalną Film Independent, statuetkę dla Najlepszego reżysera podczas MFF w Karlowych Warach oraz Wyróżnienie specjalne dla kina niezależnego przyznawane przez Stowarzyszenie Krytyków Filmowych z San Francisco (SFBAFCC). W polskiej, limitowanej dystrybucji pojawił się stosunkowo niedawno, z końcem stycznia tego roku; wciąż można go oglądać w wybranych kinach studyjnych.

We wrześniu 2023 roku, opowiadając w jednym z wywiadów o swoim aktorskim debiucie, wyjątkowości postaci czy kulisach pracy z Jeremym Allenem White’em, Wali Zada niczym mantrę powtarzała: „Nie zapominajmy o Afganistanie”. Wszystko to, co we Fremont wysubtelnione, niedopowiedziane lub jedynie zasygnalizowane, majaczące gdzieś na drugim planie, doczekało się dziś koszmarnych ciągów dalszych.

Za sprawą polityki Trumpa blisko 100 tysięcy osób pospiesznie ewakuowanych z Afganistanu w ramach tzw. humanitarian parole może zostać deportowanych. Los ten grozi nie tylko osobom mieszkającym we Fremont, którego części nazywane są „Małym Kabulem” – w realnym niebezpieczeństwie znajduje się także ponad osiemdziesiąt Afganek, które studiowały w Omanie dzięki stypendiom fundowanym przez US Agency for International Development (USAID).

„Desperacko tęsknię za marzeniem”, wyznaje protagonistka. Zdanie to – melancholijne, romantyczne, wzruszająco niewinne i naiwne zarazem – zostaje ze mną na długo po seansie i obrasta tragiczną wymową. Słyszę w nim echo słów jednej z afgańskich studentek w Omanie, których los na dniach się rozstrzygnie, mogących stracić nie tylko prawo do edukacji i samostanowienia, ale również życie: „Jeśli nas odeślą, spotkają nas surowe konsekwencje. Zostaniemy odarte ze wszystkich naszych marzeń”.

Choć otwarte zakończenie Fremont i fundujący go, subtelny female empowerment dają nadzieję na zasłużony happy end, w pozafilmowej rzeczywistości kobiety takie jak Donyia brutalnie pozbawia się wszelkich złudzeń.

Idź do oryginalnego materiału