Teściowa obraziła się, iż nie chcieliśmy przyjąć pod swój dach jej syna-studenta.

polregion.pl 1 dzień temu

Teściowa obraziła się, iż nie chcieliśmy wziąć do siebie jej syna-studenta

Z mężem jesteśmy razem już jedenaście lat. Mieszkamy w swoim dwupokojowym mieszkaniu, które z niemałym trudem spłaciliśmy z kredytu. Wychowujemy ośmioletniego syna i wydawałoby się – wszystko idzie zgodnie z planem. Gdyby nie jedna „genialna” idea mojej teściowej, która po raz kolejny zakłóciła nasz spokój.

Mąż ma młodszego brata, Jakuba. Ma teraz siedemnaście lat i, szczerze mówiąc, przez te wszystkie lata nie utrzymywaliśmy z nim bliskich relacji. Mój mąż prawie się z nim nie kontaktuje – różnica wieku jest zbyt duża. Drażniło go też zawsze, jak rodzice zdmuchują z młodszego syna kurz, rozpieszczają go, wybaczają wszystko i pozwalają na bylejakość.

Jakub uczy się bardzo słabo, ledwo przebrnie przez szkołę. A za każdą ledwo zdobytą ocenę dostaje nagrodę – nowy tablet, markowe buty. Mój mąż nie raz mówił: „Mi za jedynkę kazali kuć całe noce, a on za to dostaje gadżety!”

Całkowicie go w tym wspieram. Nie raz widzieliśmy, jak Jakub na oczach wszystkich nie chce choćby sobie podgrzać obiadu. Siedzi przy stole, aż mama z tatą nakryją, nakarmią, posprzątają po nim. Po jedzeniu ani „dziękuję”, ani „do widzenia”. Wstał i poszedł do pokoju. Gdzie są jego skarpety – nie wie, herbaty zaparzyć – nie potrafi, swoich rzeczy nie ogarnia. Wszystko na rodzicielskiej obsłudze. Mąż próbował rozmawiać z matką, iż wychowają z niego kalekę życiowego, ale ona machała ręką: „On nie jest taki jak ty. On potrzebuje więcej troski”.

Kłótnie, urazy, tygodnie ciszy – takie były skutki tych rozmów. Staraliśmy się trzymać z daleka od tej całej dramy. Aż nadszedł moment, gdy Jakub nagle postanowił zdawać na studia w naszym mieście. Wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa.

Teściowa, bez żenady, zaproponowała, żeby Jakub zamieszkał u nas. Bo w akademiku go nie przyjmą – brak meldunku, wynajem za drogi, a sam sobie nie poradzi. „Przecież jesteście rodziną! Macie dwupokojowe, miejsca starczy dla wszystkich!” – przekonywała z miną pełnej pewności.

Spróbowałam delikatnie wyjaśnić: w jednym pokoju śpimy my, w drugim nasze dziecko. Gdzie, przepraszam, mielibyśmy ulokować kolejnego dorosłego człowieka? A teściowa, z błyskiem w oku, rzuciła: „Postawimy wnukowi drugie łóżko i będą mieszkać razem!” W końcu nic strasznego, chłopcy się zaprzyjaźnią.

Ale wtedy mój mąż eksplodował. Ostro przerwał matce:
– Nie jestem niańką, mamo! Chcesz zrzucić na nas swojego „dzieciaka”? Nie! To twój syn – ty się nim zajmij! Ja w jego wieku już żyłem sam i jakoś przeżyłem!

Teściowa zapałała gniewem, rozpłakała się, nazwała nas bezdusznymi i trzasnęła drzwiami. Tego samego wieczoru zadzwonił teść, zaczął wytykać:
– To nie po rodzinamu! Porzucasz własnego brata!

Ale mężowi nie puściły nerwy. Powiedział, iż może odwiedzać Jakuba, jeżeli rodzice wynajmą mu pokój. Ale mieszkać z nami nie będzie. „Dość robienia z niego bezradnego bobasa. Czas dorosnąć.”

– Ma dopiero siedemnaście lat! – próbował protestować ojciec.

– A ja miałem siedemnaście, kiedy sam się wyprowadziłem. I jakoś żyję! Nikt mnie pod skrzydła nie brał! – warknął mąż i rozłączył się.

Potem teściowa dzwoniła jeszcze parę razy – mąż nie odbierał. W końcu przyszła SMS: „Na spadek możesz nie liczyć”. Szczerze? jeżeli ten „spadek” ma oznaczać wzięcie na siebie odpowiedzialności za dorosłego, rozpieszczonego chłopaka, to dziękujemy, nie trzeba. My swoje już wypracowaliśmy – własną pracą, swoją rodziną, swoim spokojem.

Każdy sam odpowiada za swoje decyzje. jeżeli ktoś wybrał ścieżkę rozpieszczania i pobłażania – niech teraz sam sprząta bałagan. My nikomu nic nie jesteśmy winni.

Idź do oryginalnego materiału