Teoria mandatów
1
Wybory za nami. Wybory przed nami. Nic się nie zmieniło. Odkąd w Rzeczpospolitej zaczęła jako tako funkcjonować demokracja, co i rusz mamy jakieś wybory, a gdy tylko jedne się skończą, już na horyzoncie są następne. I tak w koło Macieju. Ma to swoje dwie strony, jak wszystko zresztą. Dobrą, bo człowiek się nie nudzi, gdyż politycy i dziennikarze, opętani kampanią wyborczą są w stanie dostarczyć wyborcom takiej dawki skrajnych emocji, iż co i rusz kończy się to płaczem albo nieudawaną euforią czy wręcz histerycznym śmiechem. Wiadomo bowiem, iż każdy reaguje inaczej.
2
Wybory za nami. Wybory przed nami. Nic się nie zmienia. Podczas każdych wyborów to wyborcy wybierają a kandydaci łaskawie pozwalają się wybrać. Tyle teoria. Wiadomo nie od dzisiaj, iż wyborcy o ile już wybierają, to ich wybór ogranicza się przede wszystkim do wyboru przycisku na pilocie i wyboru ulubionej i ich zdaniem najbardziej obiektywnej stacji telewizyjnej. Wiadomo również nie od dzisiaj, iż kandydaci łaskawie pozwalają się wybrać, jednak to czy akurat staną w szranki do wyborów, nie jest ich wyborem, a jedynie wyborem tych, co ich do tych wyborów desygnują, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie pozwoli, by w wyborach starował ktoś, za kim nie stoi prezes czy inny przewodniczący.
3.
Wybory za nami. Wybory przed nami. Nic się nie zmieni. Po wyborach, wybrani kandydaci fetują, przegrani zamykają się w czterech ścianach i obchodzą żałobę. A niesłusznie. Rzecz bowiem w mandacie. Gdyby bowiem policzyć wszystko tak jak trzeba, to teoria, jaką wygłosiła ostatnio pewna pani poseł i członkini rządu zarazem w dyskusji z pewną dziennikarką pewnej telewizji w likwidacji, okazałaby się nieprawdziwa. Otóż podnoszony przez panią poseł vel ministrę argument, iż to ona ma mandat, bo ją wybrało do Sejmu tysiące wyborców, nijak się ma do tego, iż jednak o wiele więcej wyborców z jej okręgu wyborczego jej nie wybrało. Tym samym jej mandat, choć prawdziwy, wydaje się jednak słabiutki by nie powiedzieć iluzoryczny.
4
Wybory za nami. Wybory przed nami. Nic zmieniać nie należy. Piszę tę przestrogę, prośbę, uwagę* (* – niepotrzebne skreślić), wobec doniesień, iż Marszałek Sejmu już kombinuje w sprawie mandatów. Wysnuł oto taką teorię, iż Prezydenta RP powinno wybierać Zgromadzenie Narodowe, czyli połączone izby Sejmu i Senatu, na wspólnym posiedzeniu i większością 2/3 głosów. Ten logiczny wywód, za którym stoi argument, iż Prezydent RP miałby wtedy większy mandat do tego, by prezydentem być, jest jednak logiczny wyłącznie z pozoru. Jak bowiem wiemy, wybrańcy narodu w Sejmie i Senacie wybierani są, jako większość, ostatecznie przez znaczną mniejszość wyborców, okrojonych o niegłosujących i głosujących na tych, co głosowali na Sejmowo-Senatową opozycję. Wniosek z tego jest prosty, iż tak wybrany Prezydent RP mandat do bycia prezydentem miałby jednak mniejszy, choćby znacznie mniejszy niż teraz. Co najwyżej, byłby to „nasz” Prezydent, czyli tak, co ręką w rękę, z rządem i większością Sejmowo-Senatową jechałby z ustawami równo i bezkonfliktowo z rządem, a wszystkie opozycyjne ciąłby równo z trawą, o ile jakoweś do niego by w ogóle dotarły. Czy o to chodziło Panu Marszałkowi? Nie wiem, ale przypuszczam…
5
Wybory za nami. Wybory przed nami. Cokolwiek zmienią, nic się nie zmieni. Szczególnie w sprawie mandatu do rządzenia czy bycia Prezydentem RP. Nie ma bowiem żadnych widoków na to, żeby udało się zmienić dokument zasadniczy czyli Konstytucję RP. Mandatu do tej zmiany nie było od dawna i jak widać po podziale społeczeństwa, nic się w tej materii nie zmieni. Jedyny mandat jakiego wybrani przedstawiciele narodu mogą się od wyborców realnie i gremialnie spodziewać, to mandat karny za zakłócanie miru domowego wiecznymi kłótniami w Sejmie, Senacie i na forum mediów wszelakich, a i tak śpią spokojnie, bo przecież chroni ich immunitet, a poza tym, nikt przy zdrowych zmysłach nie porwie się z motyką na słońce i żadnego mandatu choćby nie będzie im próbował wystawić. Może i dobrze. Ostatecznie ich mandaty i tak byłby zapłacone z naszej kieszeni.
6
Wybory za nami. Wybory przed nami. Cokolwiek bym nie napisał, mało kto to przeczyta. Może dlatego, iż mam kiepski mandat do wymądrzania się, a może dlatego, iż ludzie wolą czytać nagłówki i krótsze teksty, co widać po tym, iż zwykle krótkie wiersze, jednak czytane są, a felietony słabiutko, oj słabiutko. W kwestii wyborów nie ma to żadnego znaczenia, bo znaczenie mojego pisania w tej kwestii jest żadne. W kwestii mandatów udzielanych wybrańcom jeszcze mniej, bo ode mnie żaden od dawna żadnego mandatu nie otrzymał i nie zanosi się, by dostał. Jedyny mandat do pisania jaki mam, to podstawowa znajomość języka polskiego i jako taka znajomość ortografii, oraz to, iż komputer mam i nie zawaham się go użyć. jeżeli jednak uważają Państwo, iż jest inaczej, to proszę mi wystawić mandat. Kredytowany. Wiadomo, emeryt ledwo wiąże koniec z końcem.
Bydgoszcz, 6 czerwca 2025 r.,
© Wojciech Majkowski