Ten świąteczny serial z Keirą Knightley pokocha twoja mama. Netflix ma nowy hit

natemat.pl 4 godzin temu
Keira Knightley i Ben Whishaw grają w jednym serialu i już wiesz, iż musisz go zobaczyć. "Black Doves" jest dość nietypowym tytułem o szpiegach, który można śmiało określić mianem "pulpowego". Choć do ideału trochę mu brakuje, spodziewałam się, iż moją mamę zachwyci. I nie myliłam się. Hit Netfliksa łączy w sobie wartką akcję z typowym brytyjskim humorem i ciepłym klimatem świąt Bożego Narodzenia.


Ach, święta, okres pełen prezentów, nadprogramowego jedzenia na stole wigilijnym (każdy powtarza sobie te kłamstwa, iż za rok ugotuje mniej potraw) oraz ciepłej i rodzinnej atmosfery, chyba iż wujek zacznie rozmawiać o polityce. Najnowszy serial serwisu Netflix też podchodzi do Bożego Narodzenia z dużym dystansem, ale okraszonym czarnym humorem, strzelaninami, sekretami i londyńskimi intrygami.

"Black Doves", który reklamowano jako wielki powrót królowej kina kostiumowego, czyli Keiry Knightley ("Duma i uprzedzenie"), to opowieść o szpiegach i płatnych zabójcach, tyle iż w wydaniu bardzo przystępnym. Brytyjczycy robią świąteczne hity w innym stylu niż Amerykanie, co udowadnia przykładowo słodkogorzka komedia "To właśnie miłość", której fenomenu za oceanem mało kto rozumie.

"Black Doves", czyli Keira Knightley powróciła (RECENZJA)


Któregoś grudniowego dnia nad Tamizą (a konkretnie w okolicy South Bank) pewien mężczyzna ginie od kulki. Ostatnia poszlaka tej jakże zagadkowej śmierci prowadzi do żony brytyjskiego sekretarza stanu ds. obrony. Helen Webb jest przykładną żoną polityka, która wychowuje dwójkę dzieci, spełnia się jako pani domu i jest mistrzynią rozładowywania napięcia podczas wystawnych kolacji w gronie arystokratycznej śmietanki.

Kobieta jest o krok, by zapomnieć o swojej mrocznej przeszłości, ale wszystko trafia szlag, gdy dowiaduje się o zabójstwie swojego dawnego kochanka, który przed śmiercią ostatni telefon wykonał właśnie do niej. Krótko po smutnych wieściach z Helen kontaktuje się z jej dawna pracodawczyni – szefowa płatnych szpiegów specjalizujących się w kradzieży politycznych sekretów dla tego, kto wyłoży najwięcej "siana".

Jak można się domyślić, serial "Black Doves" skupia się przede wszystkim na działaniach protagonistki zmierzających do zapewnienia jak największego bezpieczeństwa swoim bliskim. Fabułę podzielono oczywiście na mniejsze i większe wątki, ale to właśnie Helen twórcy nie szczędzili czasu ekranowego. W końcu wciela się w nią sama Keira Knightley, której – o dziwo – w podwójnej tożsamości jest bardzo do twarzy.

Większość widzów kojarzy aktorkę z filmów kostiumowych osadzonych wieki temu, czyli z "Piratów z Karaibów" oraz "Dumy i uprzedzenia". Powiedzieć, iż są to w pełni poważne dzieła, byłoby z pewnością lekką przesadą (w adaptacji Jane Austen też nie brakuje poczucia humoru). Knightley korzysta więc z doświadczenia zebranego zarówno w komedii, jak i dramacie, dając nam kreację całkiem wiarygodną, zabawną, ale – i gdy trzeba – zimną jak lód.

Najjaśniej błyszczy tam, gdzie towarzyszy jej znakomity (lecz znienawidzony przez niektórych za występ w "Pachnidle" z 2007 roku) Ben Whishaw, któremu powierzono rolę przyjaciela Helen i zabójcy do wynajęcia, Sama Younga. Brytyjscy aktorzy uzupełniają się, a chemia między nimi sprawia, iż od razu wierzymy w ich wielką przyjaźń. Razem potrafią wzruszać, doprowadzać do śmiechu i po prostu trzymać w napięciu.

Szpiedzy i ich przedświąteczne sekrety


Scenariusz skonstruowano tak, iż fabuła skacze między teraźniejszością a przeszłością, w czym niekiedy (rzadko, ale jednak) można się pogubić, choćby jeżeli sygnałem, iż coś wydarzyło się dekadę temu, jest znacznie krótsza niż zwykle peruka Helen. Na dodatek w takim momentom nie pomaga również szybkość wydarzeń – na przykład podzielona na parosekundowe ujęcia strzelanina.

W "Black Doves" zbliżające się święta uwypuklają komizm wszystkich groźnych sytuacji, jakie spotykają główną bohaterkę, która przed bożonarodzeniowym urlopem musi dopiąć wszystkie obowiązki w "pracy", by móc cieszyć się odpoczynkiem u boku męża i dzieci. W tym szpiegowskim serialu czuć zatem inspirację bezpardonową twórczością Guya Ritchiego ("Przekręt" i "Dżentelmeni"), co dostrzegalne jest m.in. w zarysie scenerii i sposobie kręcenia scen gangsterskich porachunków.

Świąteczny hit Netfliksa cierpi na pewno na tym, iż liczy zaledwie sześć odcinków, które im bliżej końca, tym wydają się mniej dopracowane. Finałowego zwrotu akcji nie można nazwać w pełni satysfakcjonującym – problem nie leży w samym pomyśle, a raczej w jego realizacji.

"Black Doves" jest średnim tytułem szpiegowskim, za to bardzo dobrym dziełem o ludziach i wpływie sekretów na ich życie, dlatego jakoś staram się wyważyć swoją ocenę. Mając to na uwadzę, dodam tylko, iż aspekt ludzki ma dla mnie szczególne znaczenie, jeżeli chodzi o filmy i seriale. A tutaj, choćby gdy w grę wchodzi pulpowe wykonanie, miałam czym się najeść (zwłaszcza tragikomiczny wątek Sama mnie kupił).

W obsadzie poza Knightley i Whishawem wystąpili również m.in. Sarah Lancashire ("Happy Valley"), Andrew Koji ("Bullet Train"), Andrew Buchan ("Broadchurch"), Kathryn Hunter ("Biedne istoty"), Finn Bennett ("Detektyw: Kraina nocy"), Luther Ford ("The Crown"), Ella Lily Hyland ("Pięć i pół historii miłosnych w mieszkaniu w Wilnie") i Nathan Stewart-Jarrett ("Wyklęci").

Serial "Black Doves", który przez tydzień utrzymywał się na pierwszym miejscu rankingu najchętniej oglądanych tytułów platformy Netflix, pochłania się raz-dwa. Po jego seansie nikt nie będzie raczej narzekać na stracony czas. Dla duetu Knightley i Whishawa naprawdę warto dać mu szansę.

Idź do oryginalnego materiału