Choć dziś „Salto” Tadeusza Konwickiego uznawane jest za jedno z najwybitniejszych dzieł polskiej kinematografii, w chwili premiery ten eksperymentalny film budził skrajne emocje. Symboliczny, pełen niepokoju, wymykał się prostym interpretacjom. Co sprawiło, iż dopiero po latach zyskał status kultowego?
Geneza powstania „Salta”: od literackiej inspiracji po filmowe komplikacje
Historia „Salta” zaczęła się niepozornie – od powieści Tadeusza Konwickiego „Sennik współczesny”, która stała się punktem wyjścia do scenariusza filmu. Konwicki, znany dotąd głównie jako pisarz, postanowił opowiedzieć historię poprzez obraz – jednak nie był to film, który można nazwać łatwym w odbiorze. Zamiast linearnej opowieści, widzowie otrzymali pełną metafor, enigmatyczną narrację i atmosferę, która bardziej przypominała sen niż realistyczny dramat.
Zdjęcia miały rozpocząć się latem, ale los chciał inaczej – plan zdjęciowy zastała jesień. Niskie temperatury, szaruga i gołe drzewa wymusiły kreatywność. W pewnym momencie, jak głosi anegdota, na planie pojawiły się… jabłka przyczepiane do drzew, by nadać scenerii pozory lata. Ten szczegół idealnie oddaje charakter „Salta” – filmu, który od samego początku wymykał się schematom i zmuszał twórców do niestandardowych rozwiązań.
ZOBACZ TEŻ: Pożegnanie z Geraltem, jakiego nie było. Netflix kończy „Wiedźmina” z przytupem!
Zbigniew Cybulski: magnetyczna siła nieznajomego
W postać tajemniczego bohatera wcielił się Zbigniew Cybulski – aktor, który już wtedy uchodził za legendę polskiego kina. Jego bohater, przedstawiający się jako „Kowalski”, pojawia się nagle w małym miasteczku i od razu wzbudza niepokój. Nikt nie wie, kim jest – prorokiem, uciekinierem, a może szaleńcem? Z każdym kolejnym krokiem zaburza rutynowy porządek mieszkańców, wprowadza chaos i staje się lustrem dla ich własnych lęków.
Cybulski gra w sposób nienachalny, wręcz hipnotyzujący. Jego spojrzenie, gesty, sposób poruszania się – wszystko zdaje się przemyślane, a zarazem pełne niepokoju. Postać Kowalskiego nie daje się jednoznacznie zdefiniować, a to tylko pogłębia aurę tajemnicy otaczającą film.
Zderzenie z widzami: niezrozumienie, konsternacja, fascynacja
„Salto” od początku wzbudzało skrajne reakcje. Widzowie nie byli przygotowani na tak abstrakcyjną narrację. Wielu opuszczało seanse z poczuciem zagubienia. Część krytyków – zwłaszcza zagranicznych – nie pozostawiła na filmie suchej nitki. Recenzja w „The New York Times” głosiła, iż przesłanie filmu jest „niemal niezrozumiałe z powodu niejasnej symboliki”.
Ale były też głosy inne. Tadeusz Lubelski, jeden z największych znawców kina w Polsce, przyznał, iż potrzebował lat, by zrozumieć i docenić głębię tego filmu. Dziś uważa „Salto” za prawdziwe arcydzieło, które wyprzedziło swoje czasy. Podobne stanowisko zajął Robert Birkholc, który na łamach Culture.pl nazwał film „jednym z najbardziej interesujących eksperymentów polskiego kina lat sześćdziesiątych”.
„Salto” dziś: miejsce w historii, którego nie można podważyć
Z biegiem lat „Salto” zyskało status filmu kultowego. Nie tylko przetrwało próbę czasu, ale zaczęło być postrzegane jako jedno z najważniejszych osiągnięć polskiej kinematografii. W 2024 roku film zajął trzecie miejsce w plebiscycie Pełna Sala na najlepszy polski film wszech czasów. To nie lada wyczyn – zwłaszcza dla dzieła, które przez dekady dzieliło widzów i krytyków.
CZYTAJ TEŻ: Zamiast Nobla będzie Oscar? Miała być astrofizykiem, została reżyserką. Nie wszyscy jej to wybaczyli…
„Salto” to film, który nie daje się opowiedzieć jednym zdaniem. To kino, które niepokoi, fascynuje i zmusza do myślenia. Tadeusz Konwicki stworzył coś więcej niż historię – stworzył świat, do którego chce się wracać, choćby jeżeli do końca nie potrafimy go zrozumieć.
Źródło: Złote Przeboje