W ostatnim czasie filmy animowane rządzą i w recenzjach krytyków, i w Box Office'ie. W globalnym rankingu oglądalności koronę z dumą nosi chiński "Ne Zha 2", który zarobił na całym świecie ponad 1,8 mld dolarów. Jedną z najciekawszych kategorii ostatniej ceremonii wręczenia Oscarów była właśnie ta poświęcona animacjom, w której zwyciężył łotewski film o kocie próbującym przetrwać potop, czyli "Flow". Animowane medium raz po raz udowadnia, iż błędnie jest myśleć o nim jak o dziecięcym gatunku. I co z tego, iż te filmy są "rysunkowe"? Dorośli pochłaniają je jak ramyun pałeczkami.
Recenzja filmu "K-popowe łowczynie demonów"
Od zarania dziejów król demonów zwany Gwi-Ma poluje na dusze zwykłych śmiertelników. Tradycją stało się, iż co pokolenie na nowe łowczynie demonów wybierane są trzy kobiety, które chronią barierę Honmoon swoim zjawiskowym głosem. Teraz zadanie walki z potworami spada na barki trzech gwiazd k-popu z girlsbandu Huntrix. Jedna z dziewczyn, Rumi, skrywa jednak mroczną tajemnicę, którą będzie chciał wykorzystać przeciwko niej demon imieniem Jinu.
Gdy kolana Rumi załamują się coraz bardziej pod ciężarem sekretów, ulice Seulu podbija boysband, który pojawił się znikąd. Saja Boys – bo tak nazywają się nowi idole – w zatrważającym tempie przeciągają na swoją stronę fanów Huntrix. choćby my, jako widzowie, musimy walczyć z samym sobą, by nie dać się zahipnotyzować chłopakom tańczącym w rurkach.
Film animowany w reżyserii Maggie Kang ("Strażnicy marzeń") i Chrisa Appelhansa ("Smok życzeń"), który wyprodukowało studio Sony Pictures Animation odpowiedzialne za rewelacyjnego "Spider-Mana Universe", wskoczył na falę fenomenu K-popu, widząc w nim potencjał na znakomitą opowieść o przyjaźni, wstydzie i odkupieniu. Przystępny humor, który rozbawi choćby największego gburka, miesza się tu z południowokoreańską kulturą (w tym z folklorem) i quasi-romansem.
Twórcy w zabawny, ale świadomy sposób rozprawiają się ze światem k-popowych idoli – krytykują notoryczną infantylizację boysbandów i girlsbandów, a swoim protagonistkom dają się najeść do syta (w końcu na przestrzeni lat branża spotkała się z licznymi kontrowersjami dotyczącymi krzywdzących standardów piękna).
Nie jesteś fanem K-popu? To nim zostaniesz!
W "K-popowych łowczyniach demonów" nie ma złego numeru, co pokazują rekordy pobite przez soundtrack hitu Netfliksa na Spotify i w zestawieniach Billboardu. W filmie usłyszymy utwory inspirowane twórczością Blackpink, BTS, Exo, Stray Kids i Ateez – od skocznych utworów w sam raz na wakacje ("Soda Pop") po mroczniejsze kawałki i miłosne ballady ("Free"). "Your Idol", który rozbrzmiewa w finale animacji, pokazuje nie tylko wokalną siłę Saja Boys, ale i potęgę k-popowej choreografii. Ta muzyka kradnie duszę, wcale nie żartuję.
Miłośnicy wschodnioazjatyckiej popkultury odnajdą się w animacji 3D, w której da się wyczuć inspirację japońskim anime oraz filmografią Hayao Miyazakiego. W demonicznym tygrysie towarzyszący Jinu dostrzeżemy m.in. kotobus z "Mojego sąsiada Totoro" i kota z Cheshire z "Alicji w Krainie Czarów" w reżyserii Tima Burtona.
W oryginalnym dubbingu słyszymy m.in. Arden Cho ("Teen Wolf: Nastoletni wilkołak"), May Hong ("Opowieści z San Francisco"), Ji-young Yoo ("Until Dawn"), Ahn Hyo-seopa ("Dr. Romantic"), Daniela Dae Kima ("Zagubieni") i Lee Byung-huna (odtwórca roli Lidera w serialu "Squid Game"). W polskiej wersji językowej głosu użyczyli za to Katarzyna Kanabus (Cyberpunk 2077), Adriannę Malecką ("Prorok"), Zuzanna Saporznikow ("Forst"), Sebastian Dela ("W lesie dziś nie zaśnie nikt") i Robert Jarociński ("Zwierzogród").
"K-popowe łowczynie demonów" powalczą o Oscara, tego może być niemalże pewni. W przyszłości doczekamy się najpewniej kontynuacji losów Huntrix – i oby w możliwie jak najkrótszym czasie. Tak po prawdzie jestem skłonna poczekać choćby i 5 lat, byle by dostać drugą tak dobrą animację o K-popie. Ten film mnie nie zawiódł i mało kogo zawiedzie.