Monochromatyczny obraz z taśmy, w tle muzyka inspirowana wczesnym jazzem, nieruchomy kadr z narysowaną ramką i przyspieszony ruch postaci nawiązują w sposób oczywisty do stylistyki początków niemego kina. To powrót do czasów, gdy ruch, gest i mimika były jedynymi możliwymi środkami wyrazu.
By trafić do widza, by móc opowiadać, ruch aktorów musiał być przerysowany. Kolejny film choreograficzny Iwony Pasińskiej przypomina o tym, jak zadziwiająco skuteczny w komunikacji może być język ciała. Jego symbolika, w przeciwieństwie do słów, czyni również ten przekaz uniwersalnym, możliwym do odczytania w różnych zakątkach globu.
Tym bardziej, iż na „Żywe historie” złożyły się z jednej strony obrazy sytuacji archetypowych: zaloty, rozstanie, żałoba, zabawa, z drugiej strony razem z bohaterami śledzimy zmianę mody czy pojawienie się dawnych wynalazków: aparatu fotograficznego, maszyny do pisania czy projektora filmowego.
Iwona Pasińska: – Film jest świadectwem naszej pamięci o historii kina niemego i dowodem na to, iż można stworzyć nową formę z czegoś starego. Bo nie chodziło nam o proste odwzorowanie, ale o „krótki romans” z tym kinem, który pozwolił na zastosowanie charakterystycznych dla niego środków.
Bez cięć
Aby uzyskać efekt przeskakującej klatki, Iwona Pasińska i jej zespół podjęli się eksperymentowania z prędkością ruchu, trzeba było wykonać cztery nagrania, by rezultat był zadowalający. Postanowiono też, iż film zostanie zrealizowany bez żadnego cięcia.
fot. Polski Teatr Tańca
Okazało się to prawdziwym wyzwaniem, ponieważ proces produkcji obfitował w nieprzewidziane zdarzenia: spadł projektor, drabina, piłka uderzyła w kamerę, pies biorący udział w spektaklu nie chciał przejść przez scenę. Tancerze musieli być przygotowani na takie niespodzianki i umieć na nie błyskawicznie zareagować. Innym zamierzonym zabiegiem było ukazanie historii bez bogactwa środków, jakie daje kino.
Dynamika ruchu zmienia się bowiem na ekranie, gdy zmienia się relacja świata przedstawionego i kamery. Tymczasem tutaj oko kamery jest nieruchome.
Iwona Pasińska: – Dlaczego nieruchoma kamera? Dlatego iż chcieliśmy, by w tych „Żywych historiach” to widz decydował, co jest dla niego ważne, nie chcieliśmy niczego sugerować.
Umowność obrazu
„Historiae vivae” są o nas wszystkich, ale podkreślają też chwilowość, przemijalność naszych przeżyć. Rozkładamy się na scenie życia, mościmy tam swoje miejsce, po czym zmieniają się dekoracje i już nas nie ma. Świetnie podkreśla to umowna, ascetyczna scenografia – dana sytuacja oddana zostaje zaledwie dzięki pojedynczego gadżetu-symbolu (maszyna do pisania, ławka, parasol, stolik kawiarniany), a reszta jest wyklejana na żywo przy użyciu czarnej taśmy (przypomina mi się dawny program „Piórkiem i węglem”), która wraz ze zmianą sytuacji jest zrywana, by za chwilę tworzyć nowe rysunki.
Iwona Pasińska: – To było dla tancerzy trudne, specjalna ekipa uczyła ich cały dzień, jak robić to we właściwym tempie.
Również kostiumy odnosiły się do mody z bliżej nieokreślonej przeszłości, zarówno okresu międzywojennego, jak i lat późniejszych.
Dokąd pędzimy
Naklejane na ścianę i zrywane taśmy oraz symboliczne, przenośne rekwizyty podkreślają zmienność epok i kontekstów, w których przyszło nam żyć. Neutralne szare tło ściany zdaje się mówić o obojętności wszechświata na te zmiany.
fot. Polski Teatr Tańca
Historie są „żywe”, bo są naszym udziałem, ale film czytam jako grę żywego z przemijającym. Również sam tytuł, jako oksymoron, zderza te dwie przeciwstawne sytuacje: życie, to, co się dzieje teraz i to, co przechodzi do przeszłości, co staje się kadrem ze starego kina. Dodajmy, iż tytuł podany jest po łacinie, w tak zwanym języku martwym, co także odsyła nas do czegoś historycznego. Film rozgrywa się według tych reguł. Przyspieszony ruch, stylistycznie nawiązujący do technologii kina niemego, pozwala także zamyślić się nad tempem, w którym żyjemy, jak gwałtownie biegamy z jednego miejsca w drugie – zupełnie jak aktorzy najstarszych filmów.
Zresztą historie żywe kończą się „krzyżykiem”, a szloch na cmentarzu oddany przez ruch tancerzy w stylizowanym przyspieszeniu pokazuje ludzi jako groteskowe kukiełki, zabawki kinematografu, cień na ścianie.
Portugalia i Charlie Chaplin
Światowa premiera siódmego już projektu choreograficznego Iwony Pasińskiej „Historiae vivae” odbyła się 28 listopada, podczas InShadow Lisbon ScreenDance Festival w Portugalii, a polska premiera w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu w ramach V Międzynarodowego Festiwalu „1 strona – 1 spojrzenie – 180 sekund”. W Lizbonie „Historiae vivae” zostały uznane za „jeden z najbardziej zindywidualizowanych głosów” wśród tego typu produkcji.
Iwona Pasińska: – Czułam, iż jurorzy są zaskoczeni. Film im się podobał, ale nie wiedzieli, co z tym zrobić. Większość prezentowanych produkcji, bardzo drogich, dotyczyła głównie ekologii lub nowych technologii (w kilku akcja rozgrywała się na wysypiskach śmieci). Nasz był zupełnie inny. Następnego dnia było łączenie na żywo z Cannes Dance Festiwal, widać było kolejkę ludzi, a na telebimie kogo? Charlie Chaplina. Chyba dopiero wtedy jurorzy zrozumieli, iż to film ponad granicami, i pogratulowali nam.
Oprócz premiery odbyła się także retrospektywna projekcja autorskich projektów filmowych Iwony Pasińskiej i rozmowa z publicznością.
Iwona Pasińska: – To było interesujące doświadczenie. Nigdy wcześniej nie widziałam tych filmów w takiej formie, jeden po drugim. Zaskoczyło mnie to, jak się zmieniamy. Widzowie zostali jeszcze godzinę po projekcji, zadawali frapujące pytania, zauważyli różnorodność tematów i form.
Przypomnijmy, iż do tej pory powstały: „Inicjacja”, „Brzemię”, „Toporzeł”, „Ta Mara”, „Zielnik”, „Bestia” i „Historiae vivae”. Wszystkie filmy choreograficzne można obejrzeć na stronie internetowej Polskiego Teatru Tańca.