Tę tablicę w Bieszczadach zna niemal każdy. Wzbudza zainteresowanie

wbieszczady.pl 2 godzin temu

Tablice wskazujące odległość do dużych miast są częstym elementem polskich dróg, ale ta w Cisnej budzi ogromne zaciekawienie, bo nie prowadzi do naturalnej trasy ani administracyjnego powiązania. W rzeczywistości powstała wyłącznie z prywatnej inicjatywy Marcina Zielińskiego, pochodzącego z Siedlec turysty, który na początku 2000 roku regularnie odwiedzał Cisnę.

Podczas bodajże trzeciego wyjazdu w Bieszczady postanowiłem, iż zostawię po sobie pamiątkę

– wspomina portalowi wBieszczady.pl Marcin Zieliński.

Znak zamówiony w Siedlcach i przywieziony w Bieszczady

Autor tablicy zlecił jej wykonanie lokalnej, siedleckiej firmie produkującej znaki drogowe. Koszt – jak relacjonuje – wyniósł 280 złotych. Po uzyskaniu zgody właścicielki działki, pani Mirki, z którą był zaprzyjaźniony, drogowskaz trafił na skraj jej posesji w Cisnej i został wkopany przy słupie energetycznym. gwałtownie jednak pojawił się problem formalny: pracownicy zarządu powiatowego dróg usunęli znak, tłumacząc, iż stoi w pasie drogowym wbrew przepisom. Marcin Zieliński odebrał tablicę z Ustianowej i zamontował ponownie – tym razem poza pasem drogowym. Po kilku latach, gdy ogrodzenie działki zdemontowano, drogowskaz przeniesiono na wysięgnik elewacji budynku, gdzie znajduje się do dziś.

Fot. Kamil Mielnikiewicz

Na odwrocie wciąż można odczytać napis: „Inicjatywa prywatna” oraz numer telefonu właściciela.

Motywacja: miasto rodzinne i spotkanie w Siekierezadzie

Decyzja o pamiątce była dwojaka. Po pierwsze – jak podkreśla Marcin Zieliński – chodziło o wyróżnienie rodzinnych Siedlec, miasta, w którym spędził „prawie połowę życia”. Po drugie, a może ważniejsze, znak jest prywatnym hołdem dla miłości poznanej w legendarnym barze Siekierezada w Cisnej.

Trzeba było pozostawić jakiś ślad. Dziś z żoną mieszkamy pod Krakowem, ale do Cisnej i w miarę możliwości do Siedlec przyjeżdżamy

– mówi nam Marcin Zieliński.

Znak, który stał się atrakcją

Tablica zyskała status lokalnej ciekawostki. Turyści fotografują się przy niej, a internet obiegają różne legendy. Tymczasem historia jest prosta: to indywidualny gest sentymentalny. Spotyka się to zresztą z uznaniem. Gdy Marcin Zieliński podczas ostatniej wizyty trafił na turystów z Siedlec, rozmowa przy znaku tylko utwierdziła go w przekonaniu, iż pomysł sprzed dekad „żyje” i bawi kolejnych przyjezdnych.

Idź do oryginalnego materiału