To całkiem zaskakujące, iż pełnometrażowy debiut Anny Maliszewskiej przeszedł przez polskie festiwale adekwatnie bez echa. Tata jest ciepłym filmem drogi z rewelacyjną rolą Eryka Lubosa, w którym dorosły mężczyzna musi dojrzeć w zaskakująco szybkim tempie. To opowieść nie tylko o tacierzyństwie, ale też o radzeniu sobie ze stratą oraz skomplikowanych relacjach polsko-ukraińskich.
Wyobraźcie sobie Michała, kierowcę tira, lekkoducha, który przemierza autostrady, poznaje kobiety, z którymi spędza krótkie, ale namiętne chwile, oraz wyje nocą do księżyca. Michał jest nieco zaniedbany, klnie jak szewc, ale mimo wszystko wydaje się, iż ma serce po adekwatnej stronie. Dodatkowo jest samotnym ojcem, a jego córka Miśka jest pod opieką starszej Ukrainki Galiny, która razem ze swoją wnuczką Lenką mieszka właśnie u Michała. Względnie poukładane życie mężczyzny zostaje wywrócone do góry nogami, kiedy okazuje się, iż Galina nieoczekiwanie umiera na zawał serca. Mężczyźnie nie pozostaje nic innego, jak przetransportować na Ukrainę małą Lenkę oraz… trupa. Tak właśnie rozpoczyna się szalona i sentymentalna podróż w filmie Tata.
Zdecydowanie najmocniejszym punktem Taty jest właśnie Eryk Lubos, który wcielił się w postać Michała. Lubos jest w swojej roli przekonujący, naturalny. Nie ma tutaj przerysowania czy sztampowego pokazania życia tirowca. Michał nie jest idealny. Jest zagubiony, od lat nie pije alkoholu, a pod fasadą silnego mężczyzny kryje się tęsknota za zmarłą żoną, z której śmiercią wciąż nie może sobie poradzić. Do tego nie potrafi rozmawiać z córką. Chemia, którą na ekranie wytwarza Lubos wraz z dwiema małymi aktorkami Poliną Gromovą (Lenka) oraz Klaudią Kurak (Miśka) jest bardzo odczuwalna, a dziewczynki zostały świetnie poprowadzone przez reżyserkę. Dzieci są tu po prostu dziećmi, ze swoimi docinkami, wybuchami płaczu z byle powodu. Dialogi nie brzmią jak napisane przez scenarzystę, tylko jak autentyczne rozmowy dzieci.
Tata jest ciepłym i przytulnym filmem drogi, w którym główny bohater w ekspresowym tempie musi dojrzeć i zostać ojcem na pełen etat. choćby kiedy początkowo zabrania Lence nazywać się tatą, to jednak czuć, iż jest w stanie zrobić dla dziewczynek wszystko. Stara się być opiekunem na swój własny sposób. Popełnia przy tym wiele błędów, potrafi całkowicie wyjść z siebie i zostawić dziewczynki na poboczu, by po chwili po nie wrócić. Jest też w stanie zatrzymać się na stacji i kupić im cały zestaw Barbie. Przemianom bohaterów towarzyszy żywa muzyka oraz piękne słoneczne zdjęcia, które nadają produkcji jeszcze więcej przytulności i poczucia bezpieczeństwa.
Tata powstał jeszcze przed wojną w Ukrainie i mimo, iż jest to koprodukcja polsko-ukraińska to odczuwałam w tym jakiś niesmak. Ukraińska wieś została pokazana bardzo zaściankowo. Folklor wylewa się z każdej możliwej strony, a sami Ukraińcy okazują się zdradliwi i myślący tylko o sobie. W obliczu wojny tekst, który wypowiada Wasyl – „to my was bronimy przed Putinem”, uderza ze zdwojoną siłą. Poza tym nie brakuje tu komentarzy, iż Ukrainki to tylko sprzątaczki, co często mówi Miśka w odniesieniu do mamy Lenki. Chyba właśnie to przedstawienie ukraińskiej wsi uderzyło mnie najmocniej. Od razu narzuca si pytanie, czy nie wytworzy to w widzach negatywnego obrazu ukraińskiej wsi i ich mieszkańców. Co innego relacja dziewczynek – Lenka i Miśka traktują się jak siostry i choćby bariera językowa i kulturowa nie jest tu żadną przeszkodą.
Jeszcze jedną z ciekawszych postaci w filmie Tata jest dla mnie mama Lenki – Svieta. Początkowo poznajemy ją tylko z wyidealizowanych opowieści dziewczynki jako piękną modelkę i aktywistkę, która działa w Kijowie, aby kobietom w Ukrainie żyło się lepiej. Svietę poznajemy później i nie da się nie zauważyć analogii do Michała, który w trakcie swojej podróży z dziewczynkami zdążył już dojrzeć do opieki nad dziewczynkami, a Svieta wciąż jeszcze boi się macierzyństwa oraz nie jest na nie gotowa. Mimo iż kocha swoją córkę całym sercem.
Tata nie jest filmem idealnym, ale na pewno wartym uwagi. Mało się mówi w polskim kinie o tacierzyństwie, jego cieniach i blaskach, nie popadając przy tym w banał. Annie Maliszewskiej się to udało i stworzyła interesujący portret współczesnego mężczyzny. Bez oceniania, idealizowania czy wyolbrzymiania.