Zauważyliście, iż ten rok obfituje u mnie w wydarzenia książkowe? Ostatnio na blogu pojawiają się albo recenzje, albo relacje z targów książki . Sama nie wiem, jak to się stało…
Wrocławskie Targi Dobrej Książki mam na stałe w kalendarzu,
więc nie zastanawiałam się nawet, czy chcę pojechać. Pytaniem pozostawało,
którego dnia. Początkowo miała to być niedziela ze względu na kilka innych
wydarzeń, ale okazało się, iż plany zmieniały się jak w kalejdoskopie i na
targi dotarłam w sobotę.
Piątkowy wieczór spędziłam z Chudą, a wcześniej zupełnie przypadkiem wypiłam kawę z Gui. Wysiadłyśmy na dworcu z dwóch różnych pociągów o tej samej porze. To musiało się skończyć kawą ! Przy okazji znalazłyśmy miejsce, na niedzielny obiad, bo to miałyśmy już zaplanowane wcześniej.
W sobotę kilka minut po jedenastej obserwowałyśmy z Chudą rzekę ludzi zmierzających do Hali Stulecia. To budujący widok: mnóstwo młodych ludzi, zwłaszcza dziewcząt z torbami na książki. Tłum był nieco mniejszy niż rok temu. Sprawnie wędrowałyśmy między alejkami, zatrzymywałyśmy się u zaprzyjaźnionych wystawców, rozmawiałyśmy z autorami.
Na dłużej zatrzymałyśmy się przy stoisju wydawnictwa Lucky, gdzie dyżurowała Monika B. Janowska z nową książką. Potem pogodałach se na stoisku Silesia Progress, skądd wyszłyśmy z sporym stosikiem.
To właśnie ze względu na
te rozmowy lubię targi.
Kupiłyśmy dużo. choćby bardzo dużo. Tym razem najwięcej powieści trafi do Ślubnego, a Chuda przeczyta zarówno te dla mnie, jak i dla Ślubnego. Ja pewnie też.
W naszych torbach znalazło się kilka powieści fantasy, obyczajówki
trochę sensacji i książki dla dzieci.
Przez jakiś czas będziemy mieli co czytać.
A obiad zjadłyśmy w Folujemy. Polecam miłośnikom nietuzinkowych dań.