Taniec dla dwojga: opowieść zaczynająca się od kryzysu zdrowotnego

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Taniec dla dwojga: historia, która zaczęła się od kryzysu nadciśnieniowego**

Danuta Kowalska przyjechała do niewielkiego sanatorium w Karpaczu, mając nadzieję po raz pierwszy od lat naprawdę odpocząć. Bez pracy, telefonów, bez zmartwień. ale odpoczynek rozpoczął się niespodziewanie – w korytarzu wpadła na nią młoda kobieta w białym fartuchu, przestraszona i zdezorientowana.

— Proszę, pomóżcie! Mężczyźnie w sąsiednim pokoju jest źle! Wezwijcie lekarza!

— Jestem lekarzem — gwałtownie zareagowała Danuta. — Prowadźcie.

W pokoju na kanapie leżał blady mężczyzna. Danuta błyskawicznie przejęła kontrolę: zmierzyła ciśnienie, rozpoznała nadciśnieniowy atak, podała leki.

— Wszystko w porządku — powiedziała, gdy do pokoju wpadli dyżurny lekarz i pielęgniarka. — Ciśnienie skoczyło, ale nic poważnego. Już podałam, co trzeba.

— Wybaczcie, pracujecie tutaj? — zdziwił się mężczyzna, dochodząc do siebie.

— Nie, odpoczywam. Przynajmniej miałam taką nadzieję — uśmiechnęła się Danuta.

Tak poznała Tomasza Nowaka — sąsiada z piętra, eleganckiego, z siwiejącymi skroniami, bystrym spojrzeniem i smutnym uśmiechem.

**Niespełniony romans i wieczór w altance**

Później Danuta zauważyła, jak przy kolacji obok Tomasza siedzi efektowna blondynka w obcisłej sukience, z wyrazem nudy na twarzy. Przy sąsiednim stoliku jedna z pań szepnęła:

— Ta młódka pewnie liczy na jego pieniądze, ale zdrowie już nie to. I podobno kręci się z zarządcą sanatorium. Stąd u dziadka ciśnienie poszło w górę.

Danuta słuchała półuchem. Ona, jak nikt, znała wartość takich historii. Jej własny mąż odszedł kiedyś do młodszej. Po dwudziestu latach małżeństwa, zostawiając ją dla „drugiej młodości”. Bez żalu, bez spojrzenia wstecz.

Zdrada nie zgorączkowała jej, ale nauczyła ostrożności. Praca, dzieci, cicha siła woli i zimna głowa — to pozwoliło jej przetrwać. Teraz, po latach, dzieci podarowały jej wyjazd, by wreszcie mogła choć trochę żyć dla siebie.

Danuta pokochała altankę w cichym zakątku parku. Było tam chłodno, spokojnie, a liście nad głową szeptały swoje historie. Siedziała z książką, gdy zajrzał tam Tomasz.

— Mogę się przysiąść? Macie tu rajski kącik.

— Oczywiście. Tylko obawiam się, iż wasza towarzyszka już was szuka.

— Niech szuka — machnął ręką. — Niech energię wyda na kogoś innego.

**Taniec, który zmienił wszystko**

Rozmowa przeciągnęła się. Tomasz okazał się wrażliwym, ciekawym człowiekiem, z dobrym poczuciem humoru i głębią w spojrzeniu. Rozmawiali aż do obiadu, a wieczorem umówili się na spacer nad brzegiem jeziora.

— A jak wy lubicie tańczyć, Danuto? — zapytał nagle.

— Kiedyś bardzo…

— To chodźmy! Przy naszych rówieśniczkach z jadalni będziemy wyglądać na młodzików.

Śmiała się. Tańczyła. I dziwiła się, jak lekko zrobiło się jej na sercu.

Potem spotykali się codziennie. Czasem dołączała do nich ta blondynka, Iza. Ale wyraźnie nudziła się w ich towarzystwie. Tematy rozmów były dla niej niezrozumiałe, a żarty „zbyt mądre”.

**Zazdrość jako sygnał końca**

Pewnego dnia Danuta usłyszała awanturę w sąsiednim pokoju. Kobiecy głos wrzeszczał:

— Ciągle tylko z tą starą lekarką! Nie mam tu już po co zostawać!

Danuta się uśmiechnęła. „Stara” – zabawne. Zwłaszcza z ust dziewczyny, której brakowało i gracji, i rozumu.

Następnego dnia Iza wyjechała. Tomasz w końcu odetchnął z długotrwałą ulgą.

Lecz Danuta wciąż nie była pewna: po co jej to wszystko? Może szuka przyjaźni? Wdzięczności? A może lekarza pod ręką?

Ale Tomasz nigdy nie mówił o zdrowiu. Nie prosił o poradę.

**Niedziela z rodziną – dzień zwierzeń**

W niedzielę odwiedzili Danutę jej dzieci. Syn z żoną, córka z wnukami. Zorganizowali piknik poza terenem sanatorium. Tomasz obserwował z daleka.

Danuta zaprosiła go dołączyć. Przedstawiła go jako sąsiada. Tomasz z łatwością wtopił się w grupę, pomagał przy grillu, śmiał się, słuchał.

Wieczorem, gdy wszyscy odjechali, spotkali się przed wejściem do sanatorium.

— Jesteście jacyś smutni. Wszystko w porządku?

— Dzieci odjechały. To zawsze boli.

— Macie wspaniałe dzieci, Danuto. Zazdroszczę wam w dobry sposób. Mój syn i ja… inaczej. Jego matka zginęła, gdy miał dziesięć lat. W wypadku. Ja przeżyłem, ona nie. Mieszkał z moimi rodzicami. A ja próbowałem zapomnieć: najpierw imprezy, potem praca. Nie chciałem się więcej żenić. Po co? Potem same przychodziły kobiety jak Iza…

— Rozumiem.

— Od pierwszego dnia, gdy was zobaczyłem, pomyślałem: gdyby moja żona żyła, byłaby taka jak wy.

— Nie wiem… Już nie wierzę w mężczyzn. Za dużo przeszłam.

— A jednak… Może nie musimy umierać w samotności?

Rozmawiali do rana. Dwie dojrzałe, mądre, nieco poparzone życiem dusze odnalazły w sobie to, co dawno uważały za utracone.

Gdy nadszedł czas wyjazdu, spakowali walizki razem. Bo wiedzieli: to już nie tylko spotkanie. To początek. Początek czegoś, co wydawało się niemożliwe.

Idź do oryginalnego materiału