Bartosz Porczyk debiutuje w nowej roli, jednak tym razem nie ma to nic wspólnego ani z filmem, ani z teatrem. 26 lutego o godz. 20.50 w TVN, przy okazji powrotu programu „You Can Dance. Po Prostu Tańcz!“, po raz pierwszy oceniał umiejętności taneczne uczestników.
Z red. Mariolą Morcinkovą spotkał się w Wiśle, podczas cyklicznej imprezy „Projekt zima“, która odbyła się na stoku narciarskim Cieńków. Opowiedział o swoich pierwszych tanecznych krokach, ale też o wdzięczności, jaką czuje, uświadamiając sobie, iż taniec wraca do niego po dwudziestu latach, choć tym razem w nieco innej postaci.
Czy uważa, iż jest surowym jurorem? Co jest najtrudniejsze w ocenianiu innych? Na co, podczas oceniania, zwraca uwagę z perspektywy bycia aktorem? Bartosz Porczyk odpowiada na te i wiele innych pytań.
Jest Pan aktorem, performerem, tancerzem, muzykiem, a od niedawna także barberem i jurorem w programie “You Can Dance – Po prostu tańcz!”, który wrócił na antenę TVN 26 lutego. Coś ominęłam, czy wszystko się zgadza? (śmiech)
Najpierw byłem tancerzem, bo od tańca zaczynałem. W wieku dziewiętnastu lat dostałem się do szkoły filmowej i zostałem aktorem. Równolegle robiłem monodramy, ale też grałem koncerty, a choćby nagrałem płytę “Sprawca”, więc byłem też muzykiem i wokalistą i performerem. Najbliższe jednak jest mi aktorstwo.
Mam wrażenie, iż z racji okoliczności, w których się spotykamy, najbliżej jest Panu w tej chwili do bycia jurorem.
Dokładnie. Taniec wraca do mnie po dwudziestu latach. Przez tyle właśnie czasu nie byłem obecny na turniejowym parkiecie, ale taniec towarzyszył mi zawsze. choćby gdy robiłem spektakle, to w niektórych miałem tak skrojone role, iż wykorzystałem swoje skille. Taniec wraca do mnie w postaci programu “You Can Dance – Po prostu tańcz!” i teraz jestem jurorem. Wielka przygoda.
Co spowodowało, iż przyjął Pan tę propozycję?
Taniec jest dalej moją wielką namiętnością. jeżeli nie będę mógł tyle tańczyć, ile tańczyłem wcześniej, to przynajmniej będę mógł patrzeć na pięknych ludzi, którzy tańczą. To raduje moje serce.
Co jest najtrudniejsze w ocenianiu umiejętności tanecznych innych osób? Niektórzy myślą, iż to bardzo łatwo przychodzi, a tak naprawdę, do końca tak nie jest. Mam rację?
To nie jest proste. o ile ktoś kiedykolwiek był na castingu, wie, jak jest trudno przez ten krótki czas zaprezentować siebie i swoje umiejętności. Ja muszę pamiętać, iż oceniam tylko urywek tańca człowieka, który przychodzi do programu. Najbardziej działa na mnie to, kiedy widzę, iż choreografia, taniec i tancerz pokazuje coś o sobie. Podoba mi się, kiedy taniec jest spersonalizowany, wyjątkowy, inny, mimo tego, iż prezentowane są podobne kroki lub techniki. Ważne, by taniec był nasycony osobowością i historią życia konkretnego uczestnika i intencją w jakiej się wyraża. Zaskakujące jest czasem to, dlaczego ludzie tańczą. Niektórzy dlatego, iż od małego są zarażani przez rodziców miłością do tańca, ale są też tacy, którym taniec uratował życie.
Jurorzy różnych formatów, czy to muzycznych, czy tanecznych, często przyznają, iż czasami, choćby długo po nagraniu, myślą, czy dobrą decyzję podjęli, na przykład w momencie, kiedy muszą kogoś wyeliminować. Panu również zdarzało się wracać z podobnymi myślami z eliminacji?
Są takie myśli. Nie można przyjąć wszystkich. W półfinale i finale jest ścisła liczba miejsc. Niemniej jednak, niektórych namawiamy do powrotu przy okazji następnych edycji programu. Zwracamy uwagę, nad czym powinni popracować. jeżeli umiesz przekłuć porażkę w sukces a konstruktywną krytykę przyjmiesz z umiarkowanym spokojem i zaufaniem – wzbogacasz się i wzrastasz.
A na co najczęściej zwraca Pan uwagę jako juror?
Najważniejsza jest dla mnie osobowość i to, kim jest tancerz i jak próbuje światu z odwagą manifestować swoje jestestwo i dar.
Czy są jakieś umiejętności, które bierze Pan w ocenie pod uwagę z racji tego, iż jest także aktorem?
To umiejętność gospodarowania przestrzenią, w której się porusza tancerz, praca ze swoją energią i opowiadana historia w tańcu no i pasja.
Mam wrażenie, iż Pana wrażliwość artystyczna i sceniczne doświadczenie to bezcenny atut w ocenie uczestników. A jak Pan siebie ocenia w roli jurora? Bywa Pan surowy? (śmiech)
Oceniając siebie samego, mam wrażenie, iż jestem surowym jurorem, ponieważ bardzo skrupulatnie dobieram słowa krytyki, ale też nie chcę się bać emocji. Kiedy ktoś je we mnie wzbudza, porusza mnie, a choćby sprawia, iż lecą mi łzy, wtedy pozwalam sobie na pokazanie światu swojej wrażliwości. Taniec też jest rozmową i romansem.
Pan tańcem towarzyskim pasjonował się tak naprawdę od dziecka. Gdyby jednak miał Pan wytyczyć moment startu tej fascynacji, na co mogłoby paść?
Miałem jakieś 8-9 lat, kiedy koleżanka po raz pierwszy zabrała mnie na zajęcia taneczne. Najpierw zaczynałem od tańca ludowego, później był jazz, a dopiero potem natrafiłem na taniec towarzyski. Tam znalazłem swoje miejsce. W tańcu znalazłem przestrzeń w której mogłem się wyrażać.
Mylę się, czy zamiłowanie do tańca pojawiło się u Pana wcześniej, jak to do aktorstwa?
Oczywiście, iż tak. Taniec był moją pierwszą namiętnością. Śni mi się do dzisiaj. Mam piękne sny, w których przez cały czas jestem na turniejach tanecznych. Przeżywam emocje odbierania pucharów, stawania na podium. To taniec mnie ukształtował. Potem okazało się, iż ten w parach nie jest dla mnie wystarczający. Wiedziałem, iż chcę iść w stronę kariery solowej. Zaczęła się też moja droga aktorska.
Swoje umiejętności często wykorzystuje Pan w filmach i serialach?
Do tej pory, w żadnym filmie ani serialu nie miałem okazji tańczyć.
Dlaczego Adam w “Barwach” nigdy nie tańczył? (śmiech)
Adam był kryminalistą. (śmiech) Tam nie było miejsca na taniec. Był bardzo zmartwionym człowiekiem. Kłopoty nie odstępowały go na krok.
Muszę o to zapytać. Czy każdy może nauczyć się tańczyć?
Każdy może tańczyć, może się nauczyć, ale nie każdy może być mistrzem. To jest ta różnica. Każdy może do niego sięgnąć, znaleźć w nim ukojenie, sposób na życie. Ma też cele terapuetyczne, co sprawdza się zwłaszcza w czasach, kiedy dopada nas depresja. Często nie wiemy, w jakim kierunku iść, czego oczekujemy od życia. W takich momentach, taniec naprawdę jest w stanie wyleczyć człowieka. Nadać sens życiu.
Na szczęście nie trzeba, ale gdyby nastała taka konieczność, to taniec czy aktorstwo?
Taniec. Ja nie chcę wybierać i nie będę, kiedy ktoś tego ode mnie oczekuje więc… będę i grał i śpiewał, i tańczył. (śmiech)
W jednym z wywiadów powiedział Pan coś, co bardzo mi się spodobało. Mianowicie, iż to role wybierają aktora. Poszłabym o krok dalej, ryzykując stwierdzenie, iż życiowe role wybierają człowieka. Czuje Pan, iż bycie jurorem Pana wybrało?
Tak. Jestem wielkim szczęściarzem. Czuję, iż los dał mi okazję, konfrontowania się i obcowania z ludźmi, pomagania i bycia dla nich.
Jest Pan także barberem. Kiedy pojawił się u Pana ten pomysł?
Ten pomysł pojawił się w okresie pandemii, kiedy zaczęły się moje problemy z kręgosłupem. Przez chwilę byłem unieruchomiony, co było dla mnie trudne. Czytałem wtedy książkę Olgi Tokarczuk, “Podróż ludzi Księgi”. To mądra opowieść o drodze człowieka w poszukiwaniu sensu i odpowiedzi o życiu. Ktoś mi powiedział, iż kiedy człowiek chce się dowiedzieć, do czego jest stworzony, powinien sięgnąć do zdjęć z dzieciństwa i zobaczyć, czym się bawił lub jaką zabawkę trzymał w ręku.
Nie znalazłem takiego zdjęcia, ale przypomniało mi się, iż lubiłem trzymać ręce w włosach mojej matki. Dlatego poszedłem do zakładu barberskiego w Warszawie i poprosiłem, by mnie wyszkolili, żebym został barberem. Szkolenie trwało około trzech miesięcy. Obcinam do dziś. Jest to przepiękna i niesamowita alternatywa dla mnie jako aktora. Mogę być kim chcę, na każdym etapie swojego życia. Nie jestem już tylko aktorem. Postanowiłem żyć życiem bohaterów, których czasem przychodzi mi grać. Dlaczego by nie.
Jak udaje się Panu tyle pasji i pomysłów na siebie realizować jednocześnie? Musi Pan być niezwykle dobrze zorganizowany.
Do południa umawiam się i obcinam ludzi. W gronie moich klientów jest wielu aktorów i tancerzy, bo rozumiem ich potrzebę przygotowania się na casting do filmu lub na przesłuchanie do teatru. Wieczorem biegnę na spektakl lub jadę na plan filmowy. Staram się tak wszystko zorganizować, by obcinanie włosów nie stało się dla mnie uciążliwym zawodem a dodatkową pasją, która staje się okazją do poznania nowych ludzi.
Gdyby miał Pan wytyczyć jedną rolę serialową, z którą jest Pan kojarzony przez widzów do tej pory, na którą mogłoby paść? Adam z “Barw”, Adam z “Galerii”, czy coś zupełnie innego?
Dużo ludzi kojarzy mnie z “Ambasadą” Juliusza Machulskiego. Faktycznie, jeżeli chodzi o seriale, najczęściej łączą mnie z “Barwami” i “Galerią”. W obydwu serialach zagrałem bohatera o tym samym imieniu, więc czasami po prostu mówią do mnie Adam. (śmiech)
Do dziś lubię wracać do “Galerii”. Razem z Magdą Turczeniewicz stworzyliście w tym serialu wspaniały duet. Co ciekawe, nie jest to jedyny projekt, w którym razem wystąpiliście, bo po drodze był też serial „Na dobre i na złe“.
Faktycznie, z Magdą spotkaliśmy się przy tych dwóch projektach. Niesłychanie cenię sobie naszą przyjaźń, która trwa do dzisiaj. Bardzo się lubimy. Magda to czyste złoto i piękna energia.
Czy jest szansa, iż pojawicie się razem w kolejnym serialu lub spektaklu?
Życzyłbym sobie tego. Mam nadzieję, iż producenci sobie o nas przypomną i będziemy mogli jeszcze nie raz razem pracować.