O czym jest "Heretic"? To horror o dwóch misjonarkach uwięzionych w domu samotnego mężczyzny
Dwie młode mormonki (Sophie Thatcher i Chloe East) chodzą po okolicy i starają się nawracać "zbłąkane owieczki". Na swojej liście mają też niejakiego pana Reeda (Hugh Grant), mieszkającego w domu na uboczu. Wchodzą do środka na jego zaproszenie, chociaż zaznaczają, iż regulamin Kościoła wymaga, by w pomieszczeniu przebywała z nimi również inna kobieta.
Sympatyczny mężczyzna zapewnia je, iż niebawem wraz z ciastem jagodowym dołączy do nich jego żona. Początkowo młode kobiety – ze względu na przyjemną aparycję i miłe usposobienie pana Reeda – nie są zaniepokojone przedłużającą się absencją małżonki.
Z czasem jednak mężczyzna wchodzi z nimi w coraz bardziej zawiłą i napastliwą dysputę religijną, a misjonarski zaczynają odczuwać niepokój. I słusznie – okazuje się bowiem, iż drzwi domu są zamknięte i nie mają jak z niego wyjść. Od tego momentu rozpoczyna się gra w kotka i myszkę. Nie wiadomo, jak wysoka może być stawka.
"Heretic" to dzieło Scotta Becka i Bryana Woodsa, czyli duetu reżyserów, który ma na swoim koncie "intrygująco" zróżnicowane projekty. Zaczynali od współtworzenia wraz z Johnem Krasinskim scenariusza do postapokaliptycznego horroru "Ciche miejsce", a później nakręcili prosty, ale efektowny slasher "Dom strachów". Rok później wypuścili film science fiction "65", w którym Adam Driver rozwala… dinozaury. W międzyczasie napisali też scenariusz do "Boogeymana" (adaptacji opowiadania Stephena Kinga).
Beck i Woods do tej pory funkcjonowali jednak w obrębie kina komercyjnego, ale ich najnowszy film wyprodukowało studio A24 (być może już nie tak niszowe, ale wciąż utożsamiane z kinem artystycznym), więc można powiedzieć, iż to ich kolejna wolta.
Rzeczone studio zresztą swoją markę wyrobiło adekwatnie przede wszystkim na pokręconych psychologicznych horrorach, do których grona "Heretic" może dołączyć bez wstydu. Powiem więcej – film dość mocno (a przynajmniej w pierwszej połowie) w ogóle wymyka się szufladkom gatunkowym, dzięki czemu rzeczywiście trudno nam przewidzieć, do czego to adekwatnie zmierza. Nie wiem jak wy, ale osobiście w ostatnim czasie bardzo rzadko doświadczam tego w kinie.
Już w "Domu Strachów" widać było, iż duet ma nieco większe ambicje niż rzemieślnicze podejście do obrazu, jednak w "Heretic" wchodzą na wyższy poziom.
Mimo iż to ten rodzaj filmu, o którym złośliwi powiedzieliby, iż jest "przegadany", interesujące prowadzenie kamery oraz montaż sprawiają, iż choćby kiedy Grant prowadzi kolejny wykład o religii napięcie trzyma nas w garści, jakby opowiadał o torturowaniu kaczuszek.
Hugh Grant w horrorze "Heretic" to psychopata z sympatyczną buźką
Maszyna promocyjna "Heretica", tak jak wspomniałam wcześniej, w znacznej mierze opierała się na Grancie, a raczej na jego nieoczekiwanym występie w horrorze – gatunku, z którym w swojej karierze jeszcze wcześniej się nie zmierzył.
W ostatnich latach Brytyjczyk, niegdyś król brytyjskiej komedii romantycznej, regularnie pojawiał się w zaskakujących dla niego rolach (być może dla równowagi na początku przyszłego roku ponownie zobaczymy go w nowej odsłonie serii "Bridget Jones"). W ubiegłym roku romansował z fantastyką w musicalu "Wonka" i adaptacji gry "Dungeons & Dragons: Złodziejski honor".
Grant pokazał już nieco bardziej demoniczne oblicze parę lat temu w thrillerze produkcji HBO "Od nowa", gdzie zagrał u boku Nicole Kidman, jednak rzeczywiście w roli psychopatycznego szaleńca mamy okazję zobaczyć go po raz pierwszy. I okazuje się, iż spełnia się w niej tak samo wcześniej w roli amanta.
Jego Pan Reed od początku do końca wzbudza niepokój, a jego nieprzewidywalne zachowanie – obawę. Firmowy, nieco nieśmiały uśmiech Granta świetnie z tym kontrastuje.
Fani szeroko pojętego horroru powinni zapamiętać (jeśli jeszcze nie znają) nazwisko Sophie Thatcher. Dwudziestoparoletnia aktorka rośnie na kolejną ikonę gatunku – po raz pierwszy jej talent ujawnił się w głośnym serialu "Yellowjackets", a po nim przyszły role we wspomnianym "Boogeymanie" ("Heretic" jest więc kolejną współpracą Thatcher z Beckiem i Woodsem), "MaXXXine" (zwieńczeniu trylogii "X" Ti Westa) oraz wreszcie "Heretiku".
Na początek przyszłego roku zapowiedziany jest również "Towarzysz", czyli połączenie romansu z thrillerem, w którym na ekranie partnerować jej będzie Jack Quaid ("The Boys"). Zdecydowanie warto śledzić projekty, w których Thatcher będzie pojawiać się w przyszłości.
Jako horror "Heretic" wypada najsłabiej
Kiedy zaczynamy seans "Heretica", nasuwa nam się skojarzenie z niewinnymi dziećmi pukającymi do drzwi domku czarownicy, po której nie wiadomo, czego się spodziewać. W filmie dzieją się najciekawsze rzeczy, właśnie wtedy, kiedy nie do końca jesteśmy jeszcze świadomi zagrożenia (chociaż puryści gatunkowi pewnie kłóciliby się, czy w ogóle mamy wtedy do czynienia z horrorem).
W drugiej części schodzimy już jednak do piwnicy i w głąb umysłu psychopaty. Wtedy rzeczywiście robi się niebezpieczniej i straszniej, ale też bardziej przewidywalnie. Jako horror religijny "Heretic" też wnosi kilka świeżości. Poglądy Reeda nie wyróżniają się niczym ciekawym, a jego zabawa w boga i wnioski, na które chce naprowadzić swoje ofiary (oraz widzów) są wtórne.
Chociaż zgodzę się, iż teologiczne monologi Reeda mogą nużyć oraz wywoływać przewracanie oczami (nie wiem, czy taka była intencja twórców, ale chyba dla większości osób nie jest tajemnicą, iż religijne mitologie mają wiele zaskakująco wspólnych punktów), to nie zgodzę się z wyrażaną przez część widzów i krytyków opinią, iż "Heretic" jest filmem nudnym.
Film Becka i Woodsa ma czasami niepotrzebne pretensje i w ostateczności obiecuje więcej, niż rzeczywiście od siebie daje, ale gdyby większość popcornowych horrorów trzymała ten sam poziom, to naprawdę nie mielibyśmy na co narzekać.