Tajemnica pod gwiazdami: dramat w lesie

polregion.pl 1 miesiąc temu

Tajemnica pod gwiazdami: dramat w Sosnowie

W wieku sześćdziesięciu dwóch lat poznałam mężczyznę, i byliśmy szczęśliwi, dopóki nie podsłuchałam jego rozmowy z siostrą. Ta noc przewróciła moje serce do góry nogami, zmuszając mnie do zwątpienia w miłość, którą dopiero zaczęłam odnajdywać.

Któż by pomyślał, iż w moim wieku zakocham się tak mocno jak za młodu? Przyjaciółki podśmiechiwały się, ale ja promieniałam szczęściem. Nazywał się Stanisław i był odrobinę starszy. Poznaliśmy się na koncercie muzyki klasycznej w Sosnowiu. W przerwie przypadkowo zaczęliśmy rozmawiać i odkryliśmy, iż łączy nas miłość do literatury i starych filmów. Tamtego wieczoru mżył deszcz, powietrze pachniało świeżością i nagrzanym asfaltem, a ja nagle poczułam się znów młoda i otwarta na świat.

Stanisław był galanty, uważny i miał subtelne poczucie humoru. Śmialiśmy się z tych samych opowieści, a przy nim na nowo uczyłam się euforii życia. ale tamten czerwiec, który dał mi tyle blasku, niedługo przesłoniła tajemnica, o której choćby nie miałam pojęcia.

Spotykaliśmy się coraz częściej: chodziliśmy do teatru, dyskutowaliśmy o poezji, dzieliliśmy się wspomnieniami o latach samotności, do których się przyzwyczaiłam. Pewnego dnia Stanisław zaprosił mnie do swojego domu nad rzeką – miejsce jak z pocztówki. Pachniało żywicą, a zachodzące słońce złociło taflę wody. Byłam szczęśliwa jak nigdy. Ale jednego wieczoru, gdy zostałam u niego na noc, Stanisław wyjechał do miasta, mówiąc, iż musi „załatwić sprawy”. W jego nieobecności zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetliło się imię – Kazimiera.

Nie odebrałam – nie chciałam wydawać się natrętna. ale niepokój, niczym cień, zakradł się do mojego serca. Kim była Kazimiera? Gdy wrócił, Stanisław wyjaśnił, iż to jego siostra, która ma problemy zdrowotne. Mówił szczerze, więc postanowiłam mu uwierzyć. Ale w kolejnych dniach coraz częściej wyjeżdżał, a telefony od Kazimiery zdarzały się niemal codziennie. Wrażenie, iż coś ukrywa, nie dawało mi spokoju. Byliśmy tak blisko, a jednak między nami wyrosła niewidzialna ściana.

Pewnej nocy obudziłam się i zrozumiałam, iż Stanisława nie ma obok. Przez cienkie ściany domu dobiegał jego stłumiony głos:
– Kaziu, poczekaj jeszcze… Nie, ona jeszcze nie wie… Tak, rozumiem… Potrzebuję trochę czasu…

Dłonie zaczęły mi drżeć. „Ona jeszcze nie wie” – te słowa bez wątpienia dotyczyły mnie. Położyłam się z powrotem, udając śpiącą, gdy wrócił. ale w głowie wirowały pytania. Jaką tajemnicę ukrywa? Dlaczego potrzebuje czasu? Serce ściskało się z bólu i strachu.

Rankiem powiedziałam, iż chcę wyjść na rynek po jagody. Tak naprawdę potrzebowałam ustronnego miejsca w ogrodzie, by zadzwonić do przyjaciółki:
– Wandziu, nie wiem, co robić. Chyba coś poważnego dzieje się między Stanisławem a jego siostrą. Może długi? Albo coś gorszego… Dopiero zaczęłam mu ufać.

Wanda westchnęła w słuchawkę:
– Porozmawiaj z nim, Haniu. Inacz– Inaczej zatrujesz się własnymi przypuszczeniami.

O zmierzchu nie wytrzymałam – gdy Stanisław wrócił z kolejnego wyjazdu, zapytałam drżącym głosem: „Stachu, przypadkiem usłyszałam twoją rozmowę z Kazimierą, powiedziałeś, iż jeszcze nie wiem… Wytłumacz mi, o co chodzi”.

Jego twarz zbladła, a wzrok utkwił w podłodze: „Przepraszam… Chciałem ci powiedzieć. Tak, Kazimiera to moja siostra, ale ma ogromne kłopoty – wpadła w spiralę długów, może stracić dom. Prosiła o pomoc, a ja… wyczerpałem już niemal wszystkie oszczędności. Bałem się, iż gdy się dowiesz, pomyślisz, iż jestem nieodpowiedzialny, iż nie mam nic do zaoferowania w związku. Chciałem najpierw uporać się z bankiem”.

„Ale dlaczego mówiłeś, iż jeszcze nie wiem?” – głos mi się załamał.

„Bo bałem się, iż odejdziesz – dopiero zaczęliśmy budować coś prawdziwego. Nie chciałem obarczać cię moimi problemami”.

Ból przeszył serce, ale zaraz ustąpił uldze – to nie była druga kobieta, nie zdrada, tylko strach przed utratą mnie i chęć pomocy siostrze. Łzy napłynęły mi do oczu. Przypomniałam sobie lata samotności i zrozumiałam, iż nie chcę tracić Stanisława przez nieporozumienie.

Wzięłam go za rękę: „Mam sześćdziesiąt dwa lata i chcę być szczęśliwa. jeżeli mamy problemy – rozwiążemy je razem”.

Stanisław odetchnął głęboko, a w jego oczach zabłysły łzy. Przytulił mnie mocno. W świetle księżyca, przy cykaniu świerszczy i zapachu sosen, czułam, jak niepokój odpływa. Byliśmy razem i to się liczyło.

Następnego ranka zadzwoniłam do Kazimiery i zaproponowałam pomoc w negocjacjach z bankiem – zawsze miałam głowę do organizacji, a i znajomości trochę zostały. Rozmawiając z nią, poczułam, iż zyskuję nie tylko ukochanego, ale i rodzinę, o której od lat marzyłam. Kazimiera zmiękła i gwałtownie znaleźliśmy wspólny język.

Patrząc dziś na tamte dni pełne zwątpień, wiem, iż warto mierzyć się z trudnościami ramię w ramię z kimś, na kim nam zależy. Sześćdziesiąt lat to może nie wiek na nową miłość, ale życie udowodniło, iż cuda zdarzają się, gdy otworzysz serce. Dziś nasza sosnowiecka historia dodaje otuchy innym, przypominając, iż zaufanie i miłość rozświetlą każdy mrok.

Idź do oryginalnego materiału