"Ta druga dziewczyna" to horror, komedia i poważne tematy – recenzja serialu dostępnego na Disney+

serialowa.pl 1 rok temu

Wydawnicza satyra, thriller, horror, urocze amatorskie śledztwo i opowieść po ponadczasowości rasowych konfliktów. „Ta druga dziewczyna” to wszystko w jednym – z niezłym, choć nierównym efektem.

Polski tytuł, „Ta druga dziewczyna„, może mylić. Oryginalne „The Other Black Girl” od razu sygnalizuje, iż to kwestie rasy są centrum uwagi zarówno w serialu, jak i powieści, którą sama autorka, Zakiya Dalila Harris, przeniosła na ekran przy wsparciu Rashidy Jones (znanej głównie z roli w „Parks and Recreation”, a przecież mającej coraz ciekawszy dorobek po drugiej stronie kamery). Angielski tytuł podpowiada też kpiące spojrzenie na białą Amerykę, gdzie w niektórych branżach dwie pracujące razem czarne kobiety to już wydarzenie. Będą więc „ta pierwsza” i „ta druga” – i już mamy komplet. choćby nie muszą paść imiona i nazwiska, odpodmiotowienie wybrzmiewa tym głośniej.

Ta druga dziewczyna – o czym jest serial Disney+?

W tym wypadku chodzi o branżę wydawniczą. Nella (Sinclair Daniel, świetna w pierwszej tak dużej roli) od dwóch lat próbuje przebić się w Wagner Books i z ulgą przyjmuje pojawienie się Hazel (Ashleigh Murray, „Riverdale”), z którą może wyśmiewać udawaną otwartość firmy i dzielić zainteresowania książkami o czarnych bohaterkach. I wydaje się, iż po pierwszej niepokojącej sytuacji, w której Hazel prawie doprowadziła do zwolnienia Nelli, wszystko idzie świetnie, kobiety wspierają się i przynosi to imponujące efekty.

Główna bohaterka, nękana snami i wizjami, dochodzi jednak do wniosku, iż z Wagner Books i jego właścicielem, Richardem (Eric McCormack, „Will & Grace”), jest coś nie tak, a zniknięcie ponad trzy dekady wcześniej jedynej jak dotąd czarnej redaktorki wydawnictwa, Kendry Rae Phillips (Cassi Maddox), którą już na początku serialu widzimy w retrospekcjach z końca lat 80., kryje ponurą tajemnicę. Równocześnie wieloletnia przyjaciółka Nelli, pewna siebie i absolutnie lojalna Malaika (Brittany Adebumola z nieodżałowanego „Grand Army”), zacznie podejrzewać, iż Hazel nie ma dobrych zamiarów.

„Ta druga dziewczyna” (Fot. Hulu)

Sekrety, potencjalne spiski, maski i kłamstwa – „Ta druga dziewczyna” mnoży tego rodzaju wątki i prawdziwe lub fałszywe tropy. Część z nich przedstawia satyrycznie, w formie biurowej komedii obnażającej małości pracujących w wydawnictwie ludzi, takich jak choćby Vera (Bellamy Young, „Skandal”), szefowa Nelli. Inne fabularne zwroty akcji to już thriller albo wręcz czysty horror. Podczas seansu trzeba nadążać za zmieniającymi się konwencjami, ale to akurat sprawia sporo frajdy.

Najwięcej rozrywki podczas oglądania serialu Hulu (dostępnego u nas już w całości na Disney+) wynika jednak z interakcji Nelli, Malaiki i Owena (Hunter Parrish, „Trawka”), chłopaka Nelli, który w tej historii o rasowych stereotypach świetnie przełamuje inne nasze mentalne przyzwyczajenia: jest biały, pracuje w niedofinansowanej szkole, wspiera swoją partnerkę w każdej sytuacji i na dodatek gotuje. Co więcej, to przełamanie trzeba sobie samodzielnie dopowiedzieć, bo serial, miejscami bardzo wprost przedstawiający swoje tezy, tu akurat nie robi z nowoczesności ani rasy Owena sprawy, co czyni ten związek niełopatologicznie uroczym.

Ta druga dziewczyna to lepsza komedia niż horror

Nieporadna ekipa prowadzi amatorskie śledztwo w sposób przywodzący na myśl raczej niewinne młodzieżowe seriale albo perypetie paczki Scooby’ego-Doo niż dorosły horror o społecznym zacięciu, ale całkiem nieźle się to sprawdza. Powiedziałabym, iż lepiej niż poważniejsze wątki. Podczas oglądania „Tej drugiej dziewczyny” musiałam dość mocno zmienić oczekiwania, by dobrze się bawić. Otóż po zapowiedziach spodziewałam się mocnej historii w stylu „Krainy Lovecrafta” i formalnych eksperymentów rodem z „Atlanty” czy „Jestem Panną”. Tymczasem dostałam serial, który teoretycznie miesza konwencje i opowiada o rasizmie, ale w praktyce jest od wymienionych tytułów znacznie lżejszy, przez co bardziej sprawdza się jako pięciogodzinna miła rozrywka w gronie sympatycznych postaci niż jako opowieść o próbie zmiany świata na lepsze i złych ludziach zmieniających go na gorsze.

„Ta druga dziewczyna” (Fot. Hulu)

Nie mówię, iż pewne pomysły „większego kalibru” do mnie nie trafiły. „Ta druga dziewczyna” dość skutecznie niuansuje motywacje postaci, przez co pokazuje, jak słuszne cele prowadzić mogą do zgubnych efektów. Przekonuje też, podkreślona stylem kręcenia, sugestia, iż od lat 80. w kwestii szans dla czarnych kobiet zmieniło się zaskakująco niewiele. Jednak sama fabuła jest miejscami tak prosta, a miejscami tak absurdalna, iż gdybym bardzo nie polubiła Nelli, to niekoniecznie chciałoby mi się śledzić kolejne „zaskakujące” odkrycia na temat tego, co faktycznie dzieje się w Wagner Books.

Równocześnie muszę przyznać, iż „Ta druga dziewczyna” miejscami sprytnie rozgrywa oczekiwania publiczności. jeżeli ktoś (jak prawdopodobnie ludzie dający bez oglądania 1/10 na portalach) spodziewałby się historii, w której wszyscy czarni są dobry, a wszyscy biali źli, może się zdziwić – ale więcej nie zdradzę, bo pytanie, komu ufać, komu nie, jednak stanowi część przyjemności podczas seansu. Moim zdaniem po prostu nie tak dużą część jak dowcipne dialogi Nelli z przyjaciółmi czy trafne popkulturowe nawiązania (jeżeli serial kojarzy wam się z filmami Jordana Peele’a, to słusznie – i sam serial się do tego wprost przyznaje). A osobom pracującym z tekstami „Ta druga dziewczyna” ma do zaoferowania przerysowany, ale często trafiony obraz pracy z autorami i autorkami oraz walki o byt w firmowych hierarchiach i codziennych sytuacjach – trochę śmiesznych, trochę strasznych.

Ta druga dziewczyna – czy warto oglądać serial Disney+?

Mamy tu sporo poważnych pytań. O sukcesie decyduje silna wola czy uprzywilejowanie? Warto grać zespołowo czy iść przez zawodową dżunglę w pojedynkę? Jakie siostrzeństwo czarnych kobiet jest tym adekwatnym i etycznym? Gdzie leży granica kompromisów, które mają przynieść lżejsze życie? Tyle iż pytania te trochę giną pod pełną mniej lub bardziej zaskakujących zwrotów akcji thrillerową fabułą, a jeszcze trzeba znaleźć miejsce na satyrę i horror. Kiedy jednak w słabszych momentach serial przypominał mi dziwaczny konspiracyjny wątek z finałowego sezonu „Sprawy idealnej”, dochodziłam do wniosku, iż po pierwsze tu jednak zniuansowanie jest większe, a po drugie twórczynie piszą serial z perspektywy czarnych kobiet, a nie białych „wyobrażających sobie” ich zmagania.

„Ta druga dziewczyna” (Fot. Hulu)

Ostatecznie po całym sezonie „Tej drugiej dziewczyny” poczułam satysfakcję, iż dotarliśmy do takiej, a nie innej konkluzji. Poza tym Daniel (cały czas) i Murray (zwłaszcza pod koniec sezonu, gdy lepiej poznajemy Hazel) wynoszą ten nierówny scenariusz na wyższy poziom, żarty naprawdę bawią, a poważniejsze tematy chociaż trochę zostają w świadomości.

Może to zresztą mimo wszystko znak pozytywnej zmiany, iż dziś nie każda produkcja o kwestiach rasowych musi być głęboko poruszająca, kontrowersyjna, eksperymentalna i „przełomowa”, bo czasem można się po prostu nieźle bawić? Ja sama zdecydowanie wolę oglądać „Atlantę”, ale kilkukrotne przywoływanie przez Nellę „Bridgertonów” doskonale do produkcji Hulu pasuje, bo chociaż adaptację książki Harris od adaptacji serii Julii Quinn wiele dzieli, to łączy je pewna lekkość tam, gdzie można by się spodziewać ciężaru.

Serial Ta druga dziewczyna dostępny jest na Disney+

Idź do oryginalnego materiału