W 2025 roku do kin miała trafić jedenasta część serii "Szybcy i wściekli". Wielki finał jednak nie nastąpił. Datę premiery zmieniono na 2026 rok, a potem na kwiecień 2027 roku. Wygląda jednak na to, iż i ta data nie zostanie dotrzymana.
O czarnych chmurach nad projektem napisał "Wall Street Journal". Obraz, jaki rysuje się w tym tekście, nie napawa optymizmem.
Podobno "Szybcy i wściekli 11" wciąż nie mają zaakceptowanego scenariusza. Problemem jest rozmach widowiska, a co za tym idzie jego koszt. Już wcześniej Universal zażądał stonowania fabuły. Vin Diesel (gwiazda i producent serii) zdawał się to akceptować i choćby publicznie mówił o tym, iż ostatnia część ma powrócić do korzeni serii.
A jednak film wciąż wymagałby budżetu, na który Universal nie chce się zgodzić. Studio podobno domaga się, by budżet został ścięty o 150 milionów dolarów. W innym przypadku będzie w pełni zadowolone z sytuacji, w której film nie powstanie.
Kolejnym problemem jest obsada. "Wall Street Journal" twierdzi, iż większość gwiazd cyklu nie ma kontraktu na udział w jedenastym filmie.
Przypomnijmy, iż seria "Szybcy i wściekli" była już raz w tarapatach. Trzecia część – "Tokio Drift" – nie przypadła widzom do gustu i cykl był na krawędzi kasacji. Wtedy jednak pojawił się Justin Lin, który zdefiniował na nowo serię i od czwartej części "Szybcy i wściekli" robili się coraz więksi i coraz bardziej szaleni pod względem sekwencji akcji.
Przez długi czas formuła stworzona przez Lina działała idealnie. Siódma część zgarnęła na całym świecie półtora miliarda dolarów, kolejna zarobiła kilka mniej. Jednak od spin-offu "Hobbs i Shaw" zarobki filmów robiły się coraz mniejsze, ale koszt ich realizacji nie tylko nie malał, ale rósł niebotycznie.
Dwuczęściowy finał miał być pierwotnie wielkim globalnym spektaklem. Jednak "Szybcy i wściekli 10" okazali się jedną ze słabiej sprzedających się w kinach częścią. Stąd obawy studia przed wyłożeniem gigantycznych pieniędzy.
Czy może się tak stać, iż seria "Szybcy i wściekli" zniknie bez domknięcia historii?
Universal wciska hamulec. Co dalej z finałem "Szybkich i wściekłych"?
O czarnych chmurach nad projektem napisał "Wall Street Journal". Obraz, jaki rysuje się w tym tekście, nie napawa optymizmem.
Podobno "Szybcy i wściekli 11" wciąż nie mają zaakceptowanego scenariusza. Problemem jest rozmach widowiska, a co za tym idzie jego koszt. Już wcześniej Universal zażądał stonowania fabuły. Vin Diesel (gwiazda i producent serii) zdawał się to akceptować i choćby publicznie mówił o tym, iż ostatnia część ma powrócić do korzeni serii.
A jednak film wciąż wymagałby budżetu, na który Universal nie chce się zgodzić. Studio podobno domaga się, by budżet został ścięty o 150 milionów dolarów. W innym przypadku będzie w pełni zadowolone z sytuacji, w której film nie powstanie.
Kolejnym problemem jest obsada. "Wall Street Journal" twierdzi, iż większość gwiazd cyklu nie ma kontraktu na udział w jedenastym filmie.
Powtórka z przeszłości. Wzloty i upadki serii "Szybcy i wściekli"
Przypomnijmy, iż seria "Szybcy i wściekli" była już raz w tarapatach. Trzecia część – "Tokio Drift" – nie przypadła widzom do gustu i cykl był na krawędzi kasacji. Wtedy jednak pojawił się Justin Lin, który zdefiniował na nowo serię i od czwartej części "Szybcy i wściekli" robili się coraz więksi i coraz bardziej szaleni pod względem sekwencji akcji.
Przez długi czas formuła stworzona przez Lina działała idealnie. Siódma część zgarnęła na całym świecie półtora miliarda dolarów, kolejna zarobiła kilka mniej. Jednak od spin-offu "Hobbs i Shaw" zarobki filmów robiły się coraz mniejsze, ale koszt ich realizacji nie tylko nie malał, ale rósł niebotycznie.
Dwuczęściowy finał miał być pierwotnie wielkim globalnym spektaklem. Jednak "Szybcy i wściekli 10" okazali się jedną ze słabiej sprzedających się w kinach częścią. Stąd obawy studia przed wyłożeniem gigantycznych pieniędzy.
Czy może się tak stać, iż seria "Szybcy i wściekli" zniknie bez domknięcia historii?
Zwiastun filmu "Szybcy i wściekli 10"
