Szurał po dnie, ocaliła go przed najgorszym. Gurłacz wprost mówi o żonie: "Wybrałem anioła"

viva.pl 18 godzin temu
Zdjęcie: Zdjęcia Adrian Obręczarek


Filip Gurłacz – aktor, którego pokochali widzowie, człowiek o wielu twarzach, także tych skrywanych przed światem. Zagrał u Komasy i Wajdy, zachwycił w „Tańcu z gwiazdami”, ale to nie blask fleszy, ale czułość i wyrozumiałość żony – Małgorzaty Patryn-Gurłacz – stały się dla niego prawdziwym ratunkiem. Ich miłość przeszła przez trudne próby, zmierzyła się z uzależnieniem, kryzysami i bólem, by na końcu stać się bezpieczną przystanią. To dzięki niej Gurłacz odnalazł siebie na nowo i dziś mówi głośno: nie żyje mi się łatwiej, ale żyje mi się prawdziwiej.

Filip Gurłacz o najtrudniejszym momencie w życiu i wsparciu ukochanej żony. Wywiad VIVY!

– Po szkole i tak trafiłeś przed kamerę. Zagrałeś u Jana Komasy i Andrzeja Wajdy.

Filip Gurłacz: I zacząłem krążyć po orbicie show-biznesu. Zaczęły się nowe role, bankiety, premiery, spotkania. Różnie sobie radziłem, zarówno z sukcesami, jak i porażkami.

– Piłeś więcej?

Tak. I kłamałem.

– Dlaczego?

Chyba z tego poczucia bycia gorszym. Chciałem, żeby mnie postrzegano jako supergościa, który dużo przeżył, dużo zobaczył. Udawałem kogoś, kim nie jestem. Cierpieli na tym moi bliscy. Tak się w tym wszystkim zapętliłem, iż już sam nie wiedziałem, kim jestem. Nie wiedziałem, co jest prawdą, a co kłamstwem. Załamałem się. Pamiętam dobrze ten dzień. To był 13 października 2020 roku. Zupełnie nie wiedziałem, co mam dalej robić. Tonąłem w kłamstwach. Miałem naprawdę czarne myśli. Potrzebowałem pomocy, jakiegoś ratunku. Zadzwoniłem do żony, do najbliższego mi człowieka, który zna mnie jak nikt, i wszystko jej powiedziałem.

– Co się stało po tej telefonicznej spowiedzi?

Leżałem na podłodze i płakałem. A potem zadzwonił szwagier. Myślałem, iż chce mi dowalić, ale on zadzwonił chyba po to, żeby mi pomóc. Kazał mi pojechać do kościoła dominikanów na Służewie w Warszawie. Posłuchałem go. Wbiegłem do kościoła, zapłakany, smutny, zdołowany, z samobójczymi myślami. Spotkałem tam dominikanina, który czytał Pismo Święte. Wykrzyczałem wszystko, co mi leżało na sercu i że... to koniec. A on wtedy położył mi rękę na ramieniu i powiedział, iż to dopiero początek. Jednym z warunków mojej pokuty było odłożenie czarnych myśli na następny dzień. Wróciłem do domu i zdarzył się pierwszy cud. Zasnąłem. Wcześniej nie spałem miesiącami. Obudziłem się załamany i bezradny. Leżałem, patrzyłem w sufit, a potem z tej bezradności przewróciłem się na brzuch i między ścianą a łóżkiem zobaczyłem różaniec. Zupełnie nie wiedziałem, co z nim zrobić, więc odpaliłem You-Tube i z jakimś księdzem zmówiłem całą modlitwę. I wpadła mi myśl do głowy: „Pościel łóżko”. Pościeliłem. „Zjedz śniadanie”. Zjadłem. I znów pustka. Więc ja znowu za różaniec i do YouTube. I znów: „Posprzątaj dom”. Tak zrobiłem. „Jedź do żony”. Pojechałem. Na drugi koniec Polski. To było bolesne spotkanie. A potem każdego dnia dzwoniłem na przemian do mamy, do taty, do brata, do szwagra. Dzieliłem się z nimi smutkiem, a oni mnie wspierali. Byli. Często też pytałem ich, co mam robić. [...]

Czytaj też: Cała Polska mówiła o jego relacji z Kaczorowską, gorzko rozlicza się z plotkami. Te słowa mówią wszystko

– Swoją żonę poznałeś, jak miałeś już problem z alkoholem?

Tak. I ostatnio ktoś mnie zapytał, czy to, iż jesteśmy razem, było moją w pełni świadomą decyzją. Sam nie wiem. o ile nie, to jestem szczęściarzem, bo nieświadomie wybrałem anioła. To, iż przez tyle lat naszego związku nie widziałem u siebie problemu uzależnienia, nie oznacza, iż cały ten czas trzeba spisać na straty. Mamy mnóstwo wspólnych dobrych wspomnień, wiele wspólnie wydeptanych ścieżek. Życie nie idzie na stracenie jeżeli popełniamy błędy, choćby jeżeli popełniamy je przez lata.

– Twoja żona widziała, iż masz problem?

Widziała i próbowała mi pomóc. Ale ja reagowałem agresją. Nie dopuszczałem do siebie myśli, iż ona może mieć rację. W ogóle wydawało mi się, iż nie mam żadnego problemu, a problem mają ci, którym nie podoba się moje zachowanie. A to byli ludzie, którym na mnie zależało.

– Wstydzisz się tego, co było?

Tego, iż dodawałem gazu i jechałem po bandzie? Że nie radziłem sobie z emocjami? Nie. Nie wstydzę się, ale żałuję, iż pewnych rzeczy nie udało mi się uniknąć. Mam na ciele kilka blizn, trochę zrujnowane zdrowie, kilka krzywd ludzkich na koncie. Są rzeczy, których muszę się uczyć od nowa, np. budowania głębokich, prawdziwych relacji.

– Jak jest dzisiaj?

Nie piję. Nie chodzę na imprezy. Nie żyje mi się łatwiej, ale mam wrażenie, iż żyje mi się prawdziwiej. Jestem gotowy na to, co życie przynosi. Na sukcesy, porażki, smutki i radości.

Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od środy, 18 czerwca. Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze VIVY!

Idź do oryginalnego materiału