Prime Video po raz trzeci sięgnęło po szczerą opowieść o polskim piłkarzu. Po Lewandowskim i Błaszczykowskim przeszła pora na niepokornego Szczęsnego!
Na wstępie muszę od razu zaznaczyć, iż zupełnie nie znam się na piłce nożnej. Jednak cenię sobie dobre dokumenty, które przekazują interesujące historie lub wartości. Opowieść spod szyldu Prime Video o Wojciechu Szczęsnym skusiła mnie słowami tytułowego bohatera, iż po raz pierwszy będzie całkowicie szczery. Poza tym, choćby nie interesując się piłką, trudno było przegapić cały medialny szum związany z emeryturą bramkarza, a potem nagłym podpisaniem kontraktu z Barceloną. Nie da się ukryć, iż to już świadczy o styczności nie tylko z utalentowanym zawodnikiem, ale również ciekawym i nietuzinkowym człowiekiem.
Szczęsny to opowieść jednego z najlepszych bramkarzy na świecie. Mocno skupia się jednak na tym, iż nasz bohater to nie tylko sportowiec, ale przede wszystkim syn, brat, mąż i ojciec. Wojtek mówi dużo o sobie, swoich uczuciach i perypetiach. Nie brakuje tutaj poczucia humoru czy zabawnych anegdot. Jednak życie nie jest jednowymiarowe i podobnie to wygląda w przypadku bramkarza. Szczerze opowiada o swoich porażkach, zarówno zawodowych, jak i prywatnych. Ponadto postanawia rozliczyć się z tematem najtrudniejszym, a mianowicie relacją z ojcem, która nie należy do łatwych.
Dużym plusem dokumentu jest pokazanie dwóch perspektyw. Poza Wojtkiem Szczęsnym szansę na wypowiedź otrzymali również jego najbliżsi: mama, brat, żona czy właśnie ojciec. Nie zabrakło również znajomych z drużyn czy trenerów. Dzięki relacjom różnych osób często twórcy przedstawiają spojrzenie na to samo wydarzenie z dwóch różnych perspektyw. Z jednej strony mamy tutaj zabawną opowieść o pierwszym spotkaniu Wojtka z Mariną, gdzie według bramkarza był tak zdenerwowany, iż na pewno sprawił fatalne wrażenie, a z relacji dziewczyny wynika, iż był uroczy i pewny siebie. Z drugiej strony pokazana jest historia związana z ojcem, która diametralnie się różni między wersjami Wojtka i jego rodzica.
Domyślam się, iż fani piłki nożnej będą oglądać ten dokument z zupełnie innymi emocjami niż ja. Kompletnie nie znałam przebiegu kariery Szczęsnego, więc wszystkie fragmenty meczów czy decyzje podejmowane przez kluby były dla mnie często niemałymi niespodziankami. Dzięki temu jednak jeszcze bardziej wsiąkałam w świat przedstawiony na ekranie. Twórcy zadbali o to, aby obraz był równo podzielony. Odpowiedni czas został przeznaczony na prywatne życie i rozliczanie się z przeszłością i przyszłością oraz na rozwój kariery. Oczywiście często obydwa wątki były ze sobą nierozerwalnie połączone.

To, czego nie da się nie odczuć, to autentyczność bijąca z niemal każdej wypowiedzi bramkarza. Szczęsnych nie da się nie polubić i mam tu na myśli nie tylko Wojtka i Marinę. Na uznanie zasługuje cudowna mama, która wykazała się niesamowitą odwagą w życiu i wychowała samotnie dwóch synów czy wspierający brat. Jedyną czarną plamą na zdjęciu rodzinnym jest ojciec, którego wypowiedzi również sprawiały, iż miałam ogromny problem ze zrozumieniem jego zachowania, a co dopiero mówić o zapałaniu sympatią. Jednak sam Wojtek stwierdza w pewnym momencie, iż ma rodzinę i jej obraz, ale nie ma w niej jego ojca. I jest to bardzo przejmujący moment produkcji.
Szczęsny na pewno stanie się historią inspirującą młodych ludzi, a choćby dzieciaków. Poza wspaniałym przebiegiem kariery, warto dostrzec rozwój Wojtka jako człowieka. adekwatnie przez cały dokument jest pewny swoich racji, jednak w finale potrafi przyznać się do błędu. Po upływie czasu faktycznie zrozumiał pewne decyzje, które zostały podjęte w przeszłości. Niepokorny i zawsze pewny siebie sportowiec, został sprowadzony na ziemię i musiał przyznać rację komuś innemu (a często wspomniał w filmie, iż jego decyzje są nie do ruszenia). Nie martwcie się jednak, Wojtek nic nie stracił ze swojej butności i pewności siebie.
Trzeba oddać twórcom, iż Szczęsny to naprawdę przyjemny dokument, krótki biopic, który obrazuje jednego z najlepszych bramkarzy na świecie. Film ogląda się naprawdę lekko i przyjemnie, można się na głos zaśmiać, a momentami również wzruszyć. A po seansie w głowie jeszcze długo siedzi piosenka To co czuję MaRiny, którą zwieńczony jest obraz. Mam nadzieję, iż Wojtek Szczęsny jeszcze nie raz nas zaskoczy. I przede wszystkim pomysł na kolejną emeryturę niech sobie wybije z głowy na znacznie dłużej!
Fot. główna: kadr z filmu Szczęsny