"Synowa powiedziała, iż nie chce, żebym psuła jej metody wychowania": A ja tylko chciałam dać wnukowi odrobinę czułości

planetapolska.com 1 tydzień temu

Kiedy urodził się mój pierwszy wnuk, czułam radość, jakiej nie znałam od lat. Pamiętam ten dzień: córka mojego syna - mała, delikatna istotka, a ja od razu poczułam, iż chcę być dla niej kimś ważnym. Chciałam, żeby wiedziała, iż zawsze może liczyć na moje ramiona, na moje ciche "wszystko będzie dobrze".

Od początku wiedziałam, iż czasy się zmieniły. Że młode mamy czytają poradniki, konsultują się z psychologami, mają swoje zasady i przekonania. Szanuję to. Szanuję to, iż chcą wychować dziecko po swojemu. Ale kiedy mój syn i synowa przywieźli do mnie wnuka na pierwszy weekend, czułam się szczęśliwa - i trochę zagubiona.

Próbowałam robić wszystko, jak mówili. Nie dawałam słodyczy, nie pozwalałam na bajki za długo. Ale kiedy wieczorem, po kąpieli, mały przytulił się do mnie i zapytał:
- Babciu, opowiesz mi bajkę?
- Oczywiście, kochanie - odpowiedziałam, jakby to było najprostsze pytanie świata.

Zaczęłam szeptać te stare historie, które znałam z dzieciństwa - o królu, co nie mógł spać, o lisie, który przechytrzył myśliwego. Takie, jakie opowiadałam kiedyś swojemu synowi. Ale po chwili synowa weszła do pokoju i skrzywiła się.
- Mamo, proszę. Nie chcę, żeby słuchał takich bajek. To nie są te, których ja go uczę.

Poczułam, jakby ktoś ścisnął mi serce. Skinęłam głową i zamknęłam książkę. Chciałam powiedzieć: "Ale to przecież tylko bajka, tylko chwila bliskości…". Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Później było podobnie. Kiedy przytulałam wnuka na powitanie, całowałam w czoło, synowa patrzyła z niechęcią.
- Proszę, nie przyzwyczajaj go do takiego całowania. On potem ciągle to wymusza - mówiła.
A ja czułam, iż każdy mój gest jest niewłaściwy. Że to, co dla mnie było naturalne - przytulenie, ciepły uśmiech, bajka przed snem - stało się dla niej czymś "nieodpowiednim".

Nie chcę być babcią, która wszystko wie lepiej. Ale nie umiem być też tą, która stoi z boku, obojętna. Bo miłość do wnuka jest we mnie jak ciepło, które nie chce zgasnąć.

Wiem, iż synowa jest dobrą matką. Widzę, ile serca wkłada w wychowanie - zdrowe jedzenie, odpowiednie książki, edukacyjne zabawki. Ale ja zawsze wierzyłam, iż czułość nie przeszkadza w wychowaniu. Że czasem najważniejsze, co można dać dziecku, to nie porada z poradnika, tylko po prostu przytulenie.

Ostatnio, kiedy byłam u nich w odwiedzinach, mały znów usiadł mi na kolanach. Zaczął opowiadać o przedszkolu, o tym, iż pani mówiła, iż potrafi pięknie śpiewać. Słuchałam go i widziałam, jak bardzo potrzebuje tej chwili - uwagi i ciepła. Ale kiedy wyciągnęłam ręce, żeby go przytulić, synowa spojrzała na mnie chłodno.
- Nie teraz, babciu - rzuciła. - Nie chcę, żeby się rozpraszał.

Znów poczułam, iż powinnam zniknąć. Że moja obecność jest problemem. Ale w sercu mam coś, czego nie da się uciszyć - miłość.

Wieczorem, w domu, długo siedziałam w ciszy. Myślałam o tym, kim jestem dla mojego wnuka. Czy tylko kimś od opieki "na chwilę", kiedy rodzice są zajęci? Czy może kimś, kto ma prawo dać mu kawałek siebie - choćby jeżeli to nie pasuje do "metod wychowania"?

Nie chcę walczyć z synową. Nie chcę robić z tego wojny. Ale coraz bardziej rozumiem, iż muszę znaleźć sposób, by powiedzieć: "Ja też mam prawo być babcią po swojemu. Bo czułość to nie wada. To moja miłość".

I może ona tego nie zrozumie. Może jeszcze długo będę słyszeć "nie rób tak", "nie przytulaj", "nie opowiadaj". Ale w moim sercu to nie zmieni jednego: iż mój wnuk zawsze będzie miał we mnie kogoś, kto po prostu go kocha - bez względu na wszystko.

var adsinserter = adsinserter || {}; adsinserter.tags = ['fulladsnew'];

Idź do oryginalnego materiału