Syn w domu, córka w żalu

polregion.pl 9 godzin temu

Co z tym, ojcze? Chcesz mu po prostu dać ten dom? A ja? Co mam z dziećmi, żeby zimno lukiem uchodzić? Katarzyna zerwała się raptownie z fotela, czerwone plamy wybiły się na jej twarzy.
Kasiunia, sięgaj spokojnie, córko. Nie na zewnątrz zamieniać. Pomożę z mieszkaniem, na pierwszą ofertę wpłacę. Stanisław Kowalski próbował mówić łagodnie, ale córka nie chciała słuchać.
Pierwsza oferta! Czy w ogóle wiesz, ile dziś kosztuje mieszkanie? Jakie są stałe odsetki? A Piotrowi całe domostwo? Gratisowo? Za te twoje rodzinne prawa?
On jest moim synem, Katarzyno.
No to ja nie córka? głos Katarzyny zadrżał. Dwadzieścia lat byłaś dla ciebie córką, a teraz nagle przestajesz?
Stanisław Kowalski westchnął zrezygnowany i usiadł na kanapie. Ten występ powtarzał się już w trzeci raz w tygodniu. Zawsze tak samo: krzyki, łzy, oskarżenia.

Katarzyna wciąż się krzywiła:
A ja, ojcze, nie pomagałem ci, kiedy chorowałeś? Co tydzień jechałem z Wrocławia w tą PUStk, by zastrzyki dawać, posiłki przygotować… A Piotr gdzie był? W swoim Warszawie, pracował!
Stanisław Kowalski drżącymi palcami pocierał oczy. Syn urządzał się w Warszawie nie dlatego, iż chciał, ale zmuszony był. Ostatnie pięć lat przeklinał, żeby dla rodzinki dojść do reszty, pracował jak szmaciany robotnik. A córka… Tak, Katarzyna opiekowała się nim po infarkcie. Ale mieszkała dwa przystanki tramwajowe, nie w innej miejscowości.

Katarzyno, dom powinien szedł synowi. Decyzję podjęliśmy ja i twój matka jeszcze zanim urodziłaś się ty. Tak było w naszej rodzinie.
A matka! z gardła Katarzyny wydobyło się gorzkie śmiech. Matka by tego nigdy nie pozwoliła!
Wręcz przeciwnie. Wiadomo było, iż dom przejdzie Piotrowi. Tobie planowaliśmy pomóc kupić mieszkanie.
Matka zmarła dziesięć lat temu! łzy zabłyszczały jej w oczach. A to… to tylko chcesz mnie zawozić! Podarunkiem!

Na progu ukazała się siostra dwunastoletni Pola. Zasłoniła usta, patrząc na krzyczącą matkę i wpatrzonego w ziemię dziada.
Mamo, czego krzyczysz?
Katarzyna nagle odwróciła się i ochłonęła:
Idź do pokoju, Polu. Dorosli rozmawiają.
Dziewczynka wahała się, ale posłusznie zniknęła. Katarzyna opadła ciężko w fotelu.
Wiem, ojcze, iż nie chcesz pochrzanić spadku. Ale ja to rozumiem. Wszystko Piotrowi, mnie co? Idźmy przez sąd. Sparzyję swoją część, sąsiad też pogłowi.

Stanisław Kowalski zastygł. Do tej pory córka się nie groziła.
Kasiunia, czym chcesz… Ja wciąż żyję. O czym mowa o spadku?
A ty nie rozumiesz! Wiesz, iż już wszystko podpisałeś. Piotr mi coś powiedział. Stworzyłeś akt do kryształu? Aby mnie ominąć?
Stary milczał. Prawda była, miesiąc temu podpisał darowizrę. Piotr starał się. Powiedział, by to było łatwiej później, kiedy… Stanisław Kowalski usunął złe myśli.

Postąpiłem tak, jak wydało się mi słuszne. I pomogę ci z mieszkaniem, obiecuję. Ale dom zostaje Piotrowi.
Katarzyna zerwała się:
No to jak, chcesz! nie ukończyła, chwyciła torebkę i wyszła. Polu! Przygotuj się, odchodzimy!
Pola pojawiła się chwilę później, smutnym wzrokiem spoglądając na dziadka.
Nie obraź się na mamę, dziadziu. Ona tylko zmęczona.
Stanisław Kowalski uśmiechnął się ześlizgując.
Idź, słońeczko. Matce nie trzeba długo czekać.
Gdy wejście się trzasnęło, Stary powoli podszedł do okna. Katarzyna z krzepiącą w rękę Pola kroczyła pospiesznie ścieżką ku bramce. Na ostatnich schodach odwróciła się, jakby poczuła jego wzrok, ale odwróciła głowę i potrząsnęła bramkę.
Stanisław Kowalski bez wolności wpatrywał się w córkę i wnuczkę. Czy Katarzyna miała rację? Czy był nieuczciwy? Dzieci powinny być równe, ale咪… Były same w rodzinie. W ich tradycji domy dziedziczyli mieszczycy. Starego, ich ojca, on sam. Teraz Piotr.

Zmiana, która wyryła w sercu starego mężczyzny, dopadła, gdy telefon zaryczał.
Tato, jak tam? głos syna był wesoły. W piątek przyjadziemy, jak ogoliło. Elżbieta już prawie spakowała rzeczy, dzieci przygotowali się do przestawienia.
Tak, synu… Wszystko w porządku. Czekam.
A Kasia odwiedzała? I co powiedziała?
Tak, powiedziała… Ale przyjęła to niezbyt przyzwoicie.
Wiem! Warszawskie miłość! Ona zawsze była zachłanna. Czy znowu scenę rozegrała?
Piotrze, nie mów tak o siostrze. Dla nią też trudno. Z Krzyśkiem nie bardzo się gets? Za dużo pieniędzy brakuje…
Kto ich znał! Ja też nie kąpił się w złocie. Ale co? Przynajmniej pracuję, a nie choruje!
Katarzyna też pracuje…
Trzy dni w tygodniu w tej samej bibliotece? To nie praca, to śmiech.
Piotrze, nie przerywaj. Ona nie tylko tam pracuje.
Co?
Tak, ma też wolontariat w domu seniorów. Daje kursy plastyczne.
Ale to się nie liczy.
Nie chodzi o liczby. Katarzyna… ona zawsze była…

Gdy Pola po raz kolejny się pojawiła, Stary był sam.
Dziadziu, mam nowiny! Miałam wyjazd w plik.
Co niesiesz?
Tato chce, żebyśmy się przestawili do Gdańska. Mamy tam nowy dom.
Stanisław Kowalski uśmiechnął się z toporem. Gdzie jest drugim domem? Gdzie są dorosłe dzieci? Gdzie jest więź?

W tym momencie telefon ponownie zaryczał. Katarzyna.
Tato, przepraszam za scenę… Przeszło mi się.
Nic, córko. Rozumiem.
Nie, nie rozumiesz. Ja nie rozumiem. Tak źle się czuję. Kiedy byłem mała, myślałem, iż jesteśmy dla ciebie równie bliscy. Teraz się okazuje, iż nie.
Katarzyno, obaj są moim dziećmi, i was kocham tak samo. Ale dom… zawsze był przeznaczony synowi. To tradycja.
Tradycja, cicho odgłos. Wiesz, jaki to wiek? Twórcy równości powinni być choć trochę.
Stanisław Kowalski milczał. Katarzyna milczała chwilę, potem mówiła spokojniej:
Wiadomo, tato. Ale nie podamy inwestora. To głupie. My to rodzina. Ale ja nie przyjadę. Zbyt boli.
Kasiunia, co ty…
Nie, tato. Wszystko rozumiem. Pola możesz widzieć, jeżeli chcesz. Ja nie zezwalam. Ale sama… nie wjadę.
Stanisław Kowalski poczuł, jak łzy spływają po policzkach.
Córko, rozumiesz…
Do widzenia, ojcze.

Długie sekundy milczenia zapadły się po połączeniu. Z zewnątrz zimno zaczęło rozsywać ruch w lesie. Dom skwierczał, jakby narzekał na właściciela.

Następne dni wypełniły się pracą. Piotr przywiózł rodzinę, i dom zaczął odgrywać klasyczne napięte, euforii z dzieci, طفل, radość. Elżbieta bez chwili zajął się czyszczeniem, ustawieniem. Piotr nosił plecaki, montował nowe szafy. Kajetan i Natalia biegali po pokojach, znając nowe warunki.

Dla Starego Kowalskiego przygotowano jego stary pokój. Elżbieta wyłożyła tam nowe torebki, ściereczki, zakupioną matraś.
Tato, dasz radę? pytajno.
Był bym, córeczko, ale dla mnie trochę…
Nie, tato, wszystko w porządku.

Wieczory łączyły się na kuchni. Elżbieta gotowała, Piotr opowiadał o planach na przyszłość. Małżonkowie chcieli dodać dodatkowy pokój do chaty, zmienić dach, wymienić ciepło.
Tato, miałeś szczęście, iż ja jestem w budownictwie. Wszystko z kamieni zrobimy, za znanymi.
Stanisław Kowalski kiwał głową, ale myśli wydobywały się gdzieś indziej. Myślał o Katarzynie, o Poli. Jak tam były? Córka nie dzwoniła, na jego dzwoniaki odpowiadała jednokrotnie, powoływając się na zajętość.

W jednej z wieczornych chwil, gdy dzieci śniły, a Elżbieta poszła do kąpieli, Stary odezwał się do syna.
Piotrze, cały czas o Katarzynie myślę…
A co u niej? Znowu chce tata?
Nie, synu. Przyszło, może niepoprawnie postąpiliśmy z domem. Może inaczej?
Piotr odłożył gazetę i wpatrzył się w ojca.
Tato, zawsze wszystko rozwiązaliśmy na mój sposób. Dom zawsze był przekazywany po linii samców. Powiedziałeś mi to z dzieciństwa. Potem, trzecie dziecko było potrzebne.
Miałeś rację. Ale ona miała też rodzinkę.
Rodzinę? Piotr parsknął. Alkoholik z mężem i jedna córka. I ulotny dom jest u nich. A u nas trzy dzieci i własna dom jest.
Ale może… możesz dzielą? Grunt jest duży, można by…
Tato, to było już porozmawiane. Wszystko rozwiązane, dokumenty podpisane. Katarzyna tylko zazdrości. Zawsze. Pamiętasz, jak się rozszykowała, gdy ci dałeś samochód?
Ale i jej dałem…
Po roku! I nie samochód, tylko kursy jazdy. Ona nie chodziła po piętach, tylko się opierała. Zawsze wszystko chciała gotowe.
Stanisław Kowalski westchnął. W słowach syna była szkoda. Katarzyna była uległa, głupsza. W taki sposób wychowali.
A potem, córeczko, ona zostaje. Niech jej mąż o niej dba. A ja o tobís… to prawidłowe.
Do pokoju wszła Elżbieta, wycierając mokre włosy.
O czym kłócono się, panowie?
Tato tylko myśli, iż Katarzynę okazał, pośmiał się Piotr. Mamy tu dom…
Elżbieta usiadła obok Starego i objęła go.
Tato, nie myśl o tym. Większość zrobiłeś poprawnie. Katarzyna zrozumie. Bożmy się, iż będzie dobrze.
Stanisław Kowalski uśmiechnął się wzruszony. Elżbieta to była dobra kobieta, opieka. Piotr miał szczęście.

Życie powróciło do normy. Stary pomagał z wnukami, bawił się w ogrodzie. Piotr z Elżbietą pracowali, organizowali dom. Powoli Kowalski przywykał do nowego ustawienia. Ale myśli o Katarzynie nie opuszczały.

Jednego ranka, gdy wszyscy zostali, Piotr na roboty, Elżbieta zabierała dzieci do przedszkola, zabrzmiał strzioch. Na progu stojąca Pola.
Dziadziu, witaj! rzuciła się na starszego. Tyle jestem słupej!
Pola, słońeczko! Stary objął wnuczkę. Jak wyrosłaś przez trzy miesiące!
Dwa centymetry! I teraz mam najwyższy wynik! Czy mogę pokazać dziennik?
Oczywiście, idź szybciej, postawię herbatę.
Podczas herbaty z pieczyskiem Pola opowiadała o szkole, o nowej nauczycielce, o koleżankach. Kowalski słuchał każdy detal, starając się wszystko zapamiętać.
A jak mama?
Pola nagle przygotowana:
Mama płacze. Często, kiedy nie widzi mnie. Z mężem się kłóci.
Z głęboko?
Tak. Mówi, iż możemy nie być potrzebni, a mama mówi, iż on winien. Potem tata idzie, a mama płacze. Pola milczała. jeżeli jeszcze mama powiedziała, iż chcemy się przestawiać.
Przestawiać? Dokąd?
Nie wiem. Mama powiedziała, iż bibliotekę miała rozpnąć, a u nas pieniędzy mało…
Stanisław Kowalski poczuł, jak serce skręca się od ból. Czy Katarzyna odjedzie? I wnuczka?

W nocy, gdy wszyscy dla nocnego czasu, Stary siedzął w ciemno. W głowie grały myśli. Katarzyna odjeżdża. Rozstaje się. Zostaje sama. A on, ojciec, nic nie zrobił.

Najpierw, gdy Elżbieta układała dzieci, a Piotr przystrzelał klatkę w kuchni, Kowalski znowu zaczął mówić.
Syneczku, wielu rzeczy muszę powiedzieć.
Co się stało?
Katarzyna oddziela się od męża. I idzie w inny kraj.
No, sięgdzie. Krzysztof miał już stare piwko. Nie było ciepła.
To nie to. Chcę jej pomóc.
Pomoc? Jak?
Sprzedam dom.
Piotr zerwał się z siedziska.
Co?! Jak to sprzedam? Zaszokowany! Dom już jest mój, mam darowizrę!
Zrezygnuję z darowizry. Mogę to zrobić w sądzie, dowiódłem.
Tata, ty… Piotr zaciskając pięści. To wszystko Katarzyna! Uwolniła cię! Te niemoce! płacz!
Nie, syn. Katarzyna nie przyszła. To Pola. Twoja wnuczka. Powiedziała, iż mama często płacze, iż odjedzie. Nie chcę, żeby nie widziała Poli.
Tata, rozumiesz? Nikt jej nie zabrania. Przyjeżdżać w Warszawę…
Przyjeżdżać. W klatce? W obcy krajie?
Ale dom! Piotr zredukcjał głos. To był nasz dom. Ojcowy. Starego.
Dom to tylko ściany. Rodzina to rodzina. I nie mogę wybierać między moimi dziećmi. Jedno wszystko, a drugie nic.
Do pokoju wszła Elżbieta, milcząca.
Piotrze, tato ma rację. Katarzynie trochę bardziej trudno. Mamy siebie, wsparcie. A ona sama.
To i ty do tego! Piotr z wściekłością spojrzał na żonę. Ilu czekaliśmy ten dom! Jakie plany! A teraz wszystko na nic!
Nie na nic, tylko dla siostry i wnuczki. Elżbieta. Piotrze, gdyby przechodziło o twoją córkę, chciałbyś pomóc?
Piotr długo milczał. Potem ciężko westchnął.
Cholera z wami. Robcie, jak chcicie. Ale nie narzekać, jeżeli Katarzyna wszystko przeklęła i znowu była na dnie.
Stanisław Kowalski wstał, podszedł i położył rękę na ramieniu syna.
Dziękuję, synu. Wiedziałem, iż zrozumiesz. Ty też moj syn.

Następnego dnia Kowalski zadzwonił do córki.
Katarzyno, musimy się widzieć. To ważne.
Tato, mam dużo. I tak nie ma czego…
O domu. W szóstej.
Katarzyna przyszła dokładnie w czas. Wyglądała zmęczona. Piotr z Elżbietą też byli, siedzieli napięci.
Wchodź, córko.
Katarzyna usiadła z niepewnością.
Postanowiłem sprzedać dom. Kupić mieszkanie dla ciebie i Pieczji.
Katarzyna stała się sztywna.
Co?! Ale jak? I Piotr… i darowizra?
Darowizra zostanie anulowana.
Katarzyna spojrzała na brata. Piotr zaciął się.
Dlaczego?
Bo wy obaj są moim dziećmi. I nie mogę wybierać.
Katarzyna zasłoniła twarz, głos poruszył się. Elżbieta podeszła i objęła żonę.
Wszystko będzie dobrze.
Kowalski spojrzeli na dzieci i czuł, jak ciężar odpada.

Wiosną stary dom został sprzedany. W wyniku pojawiły się dwa mieszkania: trój siostrą dla Piotra, dwój szpołem dla Katarzyny. Stary przeniósł się do córki. Katarzynę zatrudniono w szkolnej bibliotece, gwałtownie się ułożyła, choćby uruchomiła klub literacki.

Latem obie rodziny wyszły na morze. Siedząc na brzegu, widząc, jak Piotr i Elżbieta grają w wolley z Katarzyną, jak dzieci bawią się w wodzie, Stary uśmiechnął się, myśląc jak bliski był do strasznego błędu.

Dom to tylko ściany. Rodzina to ludzie, którzy cię kochają. I które też cię kochają.

Idź do oryginalnego materiału