SYMULAKRY

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. Piotr Pieczykolan


Tytuł brzmi dość intrygująco, wyjaśnijmy więc może na początku cóż to takiego jest ten symulakr, bo pojęcie jest raczej mało znane. Zanim oddamy głos autorowi wystawy, zajrzyjmy do Wikipedii.

Symulakr, symulakrum

„Symulakr, symulakrum (simulacrum „podobieństwo, pozór”; l.mn. simulacra) – jest reprezentacją lub imitacją osoby lub rzeczy. Pozoruje lub tworzy własną rzeczywistość. Słowo to zostało po raz pierwszy zapisane w języku angielskim pod koniec XVI wieku i było używane do opisania przedstawienia wizerunku, takiego jak posąg lub obraz, często bóg. Symulakry wykorzystywane są w celach religijnych, magicznych, naukowych, praktycznych, rozrywkowych, wszędzie tam, gdzie korzystamy z wyobrażenia obiektu, do którego się odwołujemy”.

PLAKAT PRÓBA

Symulakr jest też najważniejszym pojęciem w filozofii Jeana Baudrillarda, który szeroko je rozpropagował i upowszechnił, definiując je jako pewien obraz, który tworzy symulację, a tym samym pozoruje rzeczywistość, lub tworzy własną.

Sam autor, w komentarzu do wystawy napisał tak:

„Wyjaśnienie pojęcia symulakrów nie jest łatwe, można jedynie do niego zachęcać, odżegnując się tym samym od udzielania powierzchownych i prawdopodobnie błędnych odpowiedzi. Ja sam dotarłem do tego terminu zupełnie nieoczekiwanie , poszukując znaczenia znaku w plastyce. W jakim stopniu odwzorowanie rzeczywistości staje się jej uproszczonym kodem? Czy podmiotowy jest sam znak, czy też informacja w nim zawarta? A może raczej tylko jej reprezentacja? Czy rodzi to dewaluację pojęć, czy też przeciwnie, stawia zupełnie nowe pytania i wyzwania? Punkt jest najprostszym znakiem graficznym. Zbiór punktów tworzy nie tylko kompozycję, ale przede wszystkim informację zakodowaną w grafice. Z kolei grafikę jako przestrzeń dwu-wymiarową, postrzegamy jako jej pełnowartościowe, trójwymiarowe rozwinięcie. Tę czysto fizjologiczną percepcję potrafimy dodatkowo wzbogacić o znany nam system kulturowych znaczeń, co leży u podstaw komunikacji. Dostrzegamy narrację w abstrakcji, ale także abstrakcję w narracji”.

W jakim stopniu te słowa ułatwiają nam spotkanie z symulakrami – nie wiem; na samym wernisażu autor jeszcze inaczej tłumaczył zebranym, dlaczego w taki właśnie sposób zdecydował się przedstawić swoje dzieła.

Prace zaprezentowane przez artystę wpisują się tematycznie w obszar jego długoletnich zainteresowań. Ważne są dla niego relacje między antyczną rzeźbą w kontekście przestrzeni zabytkowych.

Na wystawie pokazał 28 biało-czarnych, silnie uabstrakcyjnionych grafik, które zawieszone zostały kolumnowo, jedna nad drugą, co stworzyło 14 zupełnie nowych, pionowych kompozycji, wchodzących w nieoczywiste relacje.

„Grafiki zostały przemyślane w ten sposób, aby z bliska dawać złudzenie obrazu niemal zupełnie abstrakcyjnego, a po zmrużeniu oczu, bądź z nieco dalszej odległości, dostrzec wyłaniające się z mroku konkretne postacie i przestrzenie”.

A nie są one anonimowe. Z ciemności wyłaniają się między innymi: głowa posągu Herkulesa z muzeum Centrale Montemartini w Rzymie, posąg Wenus oraz popiersia Demerter, Kleopatry, Jupitera i cesarza Nervy z rzymskiego Palazzo Altemps, a także sylwetki Mauzoleum Sulpicii Platoriny, Mauzoleum Cecylii Metelli, średniowiecznych arkad na Clivus Scauri, obejście areny w Amfiteatrze Flawiuszów w Pozzuoli… i wiele innych.

Te niezwykłe wizerunki, utrwalone przez Piotra Barłoga podczas podróży po Grecji i Włoszech, przetworzone potem graficznie, stworzyły w sali wystawowej śremskiego muzeum niezwykłą przestrzeń.

Zawieszone na pionowych, czarnych pasach stanowiących tło, podzieliły salę, wydzielając niewielkie zakamarki, stwarzając jednocześnie wygodne pole obserwacji. Niedoświetlone, a może raczej precyzyjnie, punktowo oświetlone obrazy, w specjalnie zaciemnionej żaluzjami sali, odsłoniły kryjące w sobie tajemnice zebranym na wernisażu gościom, dając złudzenie uczestniczenia w czymś zgoła magicznym.

To był naprawdę niezwykłe wydarzenie i mam nadzieję, iż jego uczestnicy odebrali to podobnie.

Po wernisażu udało mi się porozmawiać z artystą.

Ewa Nowak: „Symulakry”- taki jest tytuł wystawy. Co skłoniło pana do wyboru takiej właśnie formy wystawy i takiego tytułu?

Piotr Barłóg: Wystawa ma tytuł, bo mieć go powinna. Wiec szukałem, myślałem, aż znalazłem. Pierwotnie chodził za mną tytuł „Widziadła”, ze względu na przewijające się wątki wyroczni-Sybilli, ale z uwagi na pojawiające się również wizerunki twarzy męskich, pomysł odrzuciłem. Myślałem też o tytule matematycznym- „Aproksymacje”- … ale mogłoby to być zbyt skomplikowane.

fot. Irena Krzeszewska

W końcu zdecydowałem się na „Symulakry”, ze względu na te iluzje, złudzenia.

Poszczególnym pracom tytułów nie nadałem, chociaż przygotowałem miniprzewodnik po wystawie, gdzie zostały one szczegółowiej określone.

EN: Proszę opowiedzieć o przygotowaniach. Jak powstawał pomysł wystawy i prace na nią?

PB: Prace pochodzą z fotografii, które robiłem w różnych miejscach, we Włoszech i Grecji. Na ogół, jeżeli coś mnie zachwyca fotografuję, to w różnych ujęciach, niekiedy są to serie kilkunastu ujęć z rozmaitych miejsc, co sprawia niekiedy wrażenie, iż dotyczą zupełnie różnych rzeźb, a tak nie jest. Obiekty i przestrzenie łączyłem raczej „nastrojowo”. Nie zawsze, a w zasadzie rzadko kiedy, pokrywa się to z faktycznym usytuowaniem figury, z jej lokalizacją.

EN: To nie jest przypadkowy dobór miejsc i postaci?

PB: Nie. Te prace tworzone były jako cykl całościowy z myślą o tej konkretnej wystawie. Zestawienia tych prac są istotne. Szukałem relacji. Myślę, iż je odnalazłem.

EN: Interesuje się pan rzeźbą i sztuką antyku…

PB: Tak, od dawna. Architektura i rzeźba stanowią komplementarne dopełnienie przestrzeni. Wiele elementów zachowało się w bardzo dobrym stanie. Jest na co patrzeć, czym się zachwycać.

EN: Ważniejsza dla pana jest sama czysta forma rzeźby czy kontekst?

PB: Dobre pytanie. Moim zdaniem nie można odizolować przestrzeni od formy i motywu figuratywnego. Często w obrazie jest przedstawienie konkretnej przestrzeni albo konkretnej rzeźby. Jestem jednak zdania, iż należy szukać połączeń, bo one i tak istnieją, trzeba je tylko odszukać. Dla jednych ważniejsza jest przestrzeń, dla innych rzeźba. Stworzone przeze mnie obrazy, które połączyłem parami, mogłyby również zaistnieć pojedynczo i też miałoby to jakieś uzasadnienie.

EN: A jednak kontekst?

PB: Tak, kontekst i współistnienie. Wertykalne kadry pojawiają się na kolejnej już mojej wystawie. Widzę w takich ujęciach większy potencjał niż w horyzontalnych, rozległych przestrzeniach.

EN: Jak się obecna wystawa ma do poprzedniej – „In situ”?

PB: Są to zupełnie różne ekspozycje, jednak tematyka jest spójna.

W obu wypadkach wystawy są pokłosiem moich podróży. „In situ”, to były obserwacje rysunkowe i fotograficzne.

W tym wypadku tylko fotografowałem. Natomiast pracując i przygotowując tamtą wystawę, próbowałem powoli, bez pośpiechu „wpisać” się w zastany i obserwowany kontekst, mając możliwość spokojnego rysowania. Zestawiałem to z animacjami i grafikami komputerowymi w celu osiągnięcia konkretnego efektu. Jeszcze długi czas czułem klimaty odwiedzanych miejsc, tworzony przez nie nastrój.

EN: Proszę powiedzieć o planach na przyszłość.

PB: Plany są. Tym razem będzie kolorowo i filmowo. Tyle na razie mogę powiedzieć.

Idź do oryginalnego materiału