Sydney Sweeney, jedna z najpopularniejszych aktorek ostatnich lat, podjęła współpracę ze znanym producentem męskich kosmetyków. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, co z tej współpracy wynikło. Chodzi o mydło z dodatkiem wody z kąpieli aktorki.
Celebryci często decydują się na założenie własnej marki lub promowanie produktów swoim wizerunkiem. Dr. Dre ma Beatsy, Rihanna Fenty Beauty, a Filip Chajzer swój kebab. Na nietypowy pomysł wpadła jednak aktorka znana z ról w produkcjach takich jak Pewnego razu… w Hollywood, Euforia czy Biały Lotos – 27-letnia Sydney Sweeney. Podjęła współpracę z producentem męskich kosmetyków Dr. Squatch i stworzyła produkt, na który (podobno) czekali wszyscy jej fani. W poście na Instagramie zamieszczonym przez markę czytamy:
We współpracy z Sydney Sweeney stworzyliśmy limitowaną edycję mydła z dodatkiem JEJ PRAWDZIWEJ wody z kąpieli. Dlaczego? Bo nie przestawaliście o to pytać. A Sydney powiedziała: „Zróbmy to” — co za legenda
I nie jest to żart. 6 czerwca rzeczywiście rozpoczęła się sprzedaż mydła o nazwie “Sydney’s Bathwater Bliss”, wzbogaconego o wodę z kąpieli aktorki. Ten produkt “premium” zawierający także ekstrakt z kory sosny i piasek złuszczający, miał przede wszystkim trafić do męskiej części fanów Sydney. Premiera kosmetyku spotkała się z mieszanymi reakcjami – według niektórych, jest to zwykła seksualizacja aktorki i skok na kasę zdesperowanych mężczyzn. Są też jednak głosy, iż to dobry i kreatywny sposób na promocję marki i swojego produktu.
Nikt by czegoś takiego nie kupił… Prawda?
Mydło oryginalnie miało być dostępne na stronie producenta i kosztować 8 dolarów. gwałtownie się jednak okazało, iż marka nie przewidziała skali tego przedsięwzięcia. Już w pierwszej sekundzie dostępności mydła Sydney w sklepie, strona Dr. Squatch przestała działać ze względu na ilość chętnych do zakupienia produktu. Okazało się także, iż cały zapas – pięć tysięcy sztuk kosmetyku, wyprzedał się w przeciągu kilku sekund. Dzisiaj mydła nie kupimy już na oficjalnej stronie producenta, ale na zagranicznych portalach aukcyjnych, takich jak eBay… w cenie choćby kilku tysięcy dolarów.