Świątynia Baśni obiera za punkt wyjścia osobliwe znalezisko funkcjonujące gdzieś na rubieżach historii sztuki – nieistniejącą dziś Sagenhalle (Halę Baśni) w Szklarskiej Porębie. Ta niewielkich rozmiarów drewniana budowla powstała w 1903 roku z inicjatywy Hermanna Hendricha (1854–1931), niemieckiego malarza, przedstawiciela nurtu symbolizmu, współzałożyciela Berlińskiej Secesji. Rozkochany w Karkonoszach, w których odnalazł swoje miejsce na ziemi, oraz w idei Gesamtkunstwerku (dzieła totalnego), stworzył on małe „muzeum” poświęcone historii Ducha Gór (zwanego także Rübezahlem, Liczyrzepą, Karkonoszem). Fantastyczna figura, znana z licznych podań i legend niemiecko-czeskiego pogranicza, od XVI wieku przyjmowała różne postaci: od psotnego chochlika i strażnika podziemnych złóż kamieni szlachetnych, dobrodzieja przychylnego szczególnie najbiedniejszym i najsłabszym, poprzez bóstwo pogody, groźnego demona, aż po siwego, brodatego wędrowca w kapeluszu i z laską w ręku. Dla malarza postać ducha stanowiła przede wszystkim ucieleśnienie sił natury. Prezentowane w hali baśni wielkoformatowe płótna autorstwa Hendricha – ekspresyjne pejzaże górskich widoków – ukazywały więc nieprzewidywalność i potęgę zjawisk naturalnych.
Ten niezwykły rodzaj szacunku dla przyrody, charakterystyczny dla postromantyzmu i zawarty w formie malarskich przedstawień, korespondował z widokiem panoramy Karkonoszy, który można było podziwiać z Sagenhalle, i zachęcał do kontemplacji natury. Mogę więc śmiało powiedzieć, iż w tym miejscu sztuka i natura komponowały się w jedno sacrum – świątynię ewokującą̨ przeżycia nie tylko estetyczne, ale i duchowe.
Wystawa to próba pomyślenia, jak współcześnie duchowość przeplata się z naszym stosunkiem do przyrody. Dla Hendricha doświadczenie wzniosłości było nierozerwalnie splecione z pozaludzką siłą drzemiącą w krajobrazie – majestatycznych Górach Olbrzymich. Budowała je dodatkowo tożsamość regionu – wierzenia i zwyczaje kultury ludowej Sudetów, mity i baśnie tłumaczące świat. Słowem to, co pierwotnie sprzężone z naturalnym rytmem pór dnia i roku. Symbolicznym połączeniem tych dwóch elementów stała się dla mnie postać Ducha Gór – przedstawiono ją przyjaznej ludzkiej formie, oddziedziczonej po procesie chrystianizacji, ale drzemała w niej historia nieprzewidywalnego, rogatego pogańskiego demona znad źródeł rzeki Łaby. To podobno z trwogi przed nim książę Schaffgotsch wybudował na szczycie Śnieżki kaplicę św. Wawrzyńca.
Nieprzeniknioną, często mroczną siłę przyrody kontemplowali twórcy przełomu XIX i XX wieku. Romantyczni artyści, widząc na własne oczy postępującą industrializację, powracali na jej wyobrażone łono w utworach literackich i w malarstwie. Unikali oczywistego dziś przeplotu kultury i natury, bo dla nich obie te sfery były jeszcze wyraźnie odrębne. Choć romantyczny duch do dziś napędza żagle naszej wyobraźni, to współcześnie mówimy już o naturokulturze. Myśląc o niepewnej przyszłości tego połączenia, dochodzimy do wniosku, iż wreszcie pora pokochać w przyrodzie to, co najmroczniejsze, nieprzewidywalne i niewygodne. Mówimy o mrocznej ekologii, międzygatunkowej wspólnocie i o tym, iż wyobraźnia należy także do bytów pozaludzkich.
„Sagen” w języku niemieckim oznacza „opowiadać”, a saga to staroskandynawski gatunek literacki o przygodach wielkich rodów lub herosów i heroin. Świątynia Baśni, a adekwatnie Świątynie Baśni, to przypominający formą kaplice zbiór opowieści utkanych przeze mnie wspólnie z artystkami i artystami. W każdej z komnat snuta jest inna baśń, rozgrywająca się w nieokreślonym czasie, w której przyszłość łączy się z przeszłością. Za górami, za lasami – o ile te jeszcze istnieją – toczą się narracje futurystyczne, przebrane w historyczny kostium, oparte na pierwotnych źródłach. Dziś, przed końcem świata, opowiemy Wam baśń, bo dziś, podobnie jak dawniej, potrzebujemy tego, co baśń w sobie niesie: chwilowej ucieczki do innego świata po nadzieję.