Kiedy świat wysłał go już na przedwczesną emeryturę, on przypomniał o sobie w hollywoodzkim stylu. Najpierw ogłosił trasę koncertową, a następnie został aresztowany w hollywoodzkim stylu. Serię koncertów, która okazała się wielkim sukcesem, przedłużono do 2025 r. Wszystko szło w dobrym kierunku, gdyby nie felerny występ w Rumunii, który pogrzebał dobrą passę wokalisty. "Dał nam absolutne minimum" — grzmią fani, a Justin Timberlake, próbuje robić dobrą minę do złej gry. Mleko się już rozlało, a teraz trzeba je posprzątać.