Superman – recenzja filmu. Nasza nowa nadzieja

popkulturowcy.pl 8 godzin temu

Super Man – nadczłowiek, który w opinii Lexa Luthora wcale człowiekiem nie jest. I może kiedyś tak było, gdy Snyder kreował swoją wersję tej postaci na boga, stojącego poza wszystkimi innymi. Ale teraz przyszedł James Gunn. Pewnego dnia pomyślał on sobie “Jakby to było latać?”. I tak oto dał nam nie tylko Supermana roznoszącego nadzieję w przestworzach, ale i cały wielki film, który robi dokładnie to samo.

Superman nie ma klasycznego pierwszego aktu. Z miejsca zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń, który stawia nas przed faktem dokonanym: metaludzie istnieją już od 30 lat. Najpotężniejszy z nich wszystkich, Superman, już stawia czoła Luthorowi i jego zabawkom, związkowi z Lois Lane oraz swojej pracy jako dziennikarz Clark Kent. Gunn doskonale wie, iż nie musimy kolejny raz doświadczać tych samych scen z genezą bohatera, tylko możemy dostać je po prostu lekko nawinięte po drodze. Dla filmu liczy się to, co jest tu i teraz, czyli to jaki Superman jest i jak funkcjonuje w niezrozumiałej dla niego rzeczywistości.

Cieszę się, mogąc powiedzieć, iż to nie jest ten sam Superman, któremu twarzy użyczał swego czasu Henry Cavil. Tutaj widzimy kogoś, kto de facto człowiekiem nie jest, ale nie przeszkadza mu to w odczuwaniu ludzkich emocji. Clark jak prosty człowiek doświadcza strachu, miłości, niepewności i bólu. A swoje supermoce wykorzystuje do czynienia dobra. Dla niego nie liczy się jedynie jak najszybsze pokonanie przeciwnika, ale przede wszystkim dba on o to by nikomu nie stała się krzywda. Sceny z ratowaniem ludzi, a także psów, a choćby wiewiórek, udowadniają, iż dla Clarka nie ma nierówności. Każdy liczy się tak samo i zasługuje na życie. Ta jego naiwność nie pozwala mu zrozumieć, dlaczego ludzie mogą mieć mu za złe ratowanie ludzkich istnień. Ale najlepsze jest tu to, iż jego wcale to nie obchodzi. Clark zawsze najpierw wybiera dobro innych – reszta może poczekać.

To właśnie czyni tę postać tak świetną – złożoną w swojej prostocie. Gdy patrzymy na akcje Davida Corensweta w tych jego czerwonych majtasach, od razu przychodzi nam na myśl Superman z kart komiksów. Dzieje się tak nie tylko przez scenariusz, ale także i przez to, iż Corenswet gra Supermana po mistrzowsku. Kupujemy wszystkie emocje i akcje, które nam sprzedaje, a jego pełen ciepła uśmiech napełnia nas sympatią. I ten rozczulający kawaler musi stawić czoła komuś, kto jest totalnym jego przeciwieństwem. Lex Luthornarcyz, egocentryk, bogacz, który uwielbia być w centrum uwagi i który nie pojmuje, dlaczego aż tylu ludzi akceptuje przybysza z kosmosu. Ich pojedynek podsycony wyniszczającą charyzmą Nicholasa Houlta to prawdziwa magia na ekranie.

To właśnie z winy Lexa dzieje się wszystko to, co pokazuje nam film – a dzieje się dużo. Jak wspominałem wcześniej, nie ma tu miejsca na oddech. Od razu mamy konflikt i od razu Superman się z nim mierzy. Ten nadmiar akcji na pierwszy rzut oka może wydawać się przytłaczający, ale bez obaw wcale tak nie jest. Film odpowiednio rozkłada sceny walki z resztą scen, dając jedno z najbardziej spójnych widowisk, jakie ostatnio widziałem. Sceny akcji są brawurowe i każda z nich ma specjalny pomysł na siebie. To, jak Superman lata, jak walczy i wygląda daje nie lada pociechę dla oczu. Obserwowanie go w akompaniamencie świetnego motywu przewodniego faktycznie przynosi nadziejęzarówno cywilom w filmie, jak i widzom przed ekranem.

kadr z filmu Superman

Równie magnetyczna, choć bardziej przyziemna, jest relacja Clarka i Lois Lane. Cudownie zarysowana, genialnie poprowadzona i satysfakcjonująco zawieszona pod koniec filmu. Lois to teraz nie tylko dodatek do Supermana, a prawdziwa ludzka postać z krwi i kości. Różni się od Clarka, ma większy dystans do ludzi oraz jest o wiele bardziej buntownicza. Ta relacja dopełnia się właśnie na zasadzie przeciwieństwa między naszą dwójką. Superman wprowadza też wiele innych różnych postaci. Mamy Justice Gang grupę trójki herosów, Metamorpho, licznych dziennikarzy, a mimo to nie czujemy tego przepychu. Mamy świadomość tego, iż wszystkich jest tyle, ile być powinno. To jest dopiero niesamowity poziom, iż nikogo nie mamy dość, ani nikogo nam nie brakuje.

Pod względem technicznym jest to film dosyć unikalny, nieszablonowy. Z jednej strony to wypala. Dostajemy same dobrze zainscenizowane sceny walki, z pomysłowymi ujęciami i ruchami kamery. Z drugiej zaś strony film może wydawać się czasem pozbawiony barw, nieco wyblakły. Gdy patrzymy na miasto z powietrza czasami jesteśmy w stanie odnieść wrażenie niezamierzonej szarości, braku kolorów niepasującego do całej otoczki Supermana. Również i efekty komputerowe nie są w pełni dopracowane. Bywają momenty, gdy efekty są średnie, jednak nie odbiorę temu filmowi tego, iż potrafi być pod tym względem również i zachwycający. Lot Supermana, sceny walki, tzw. Wymiar kieszonkowy, czy ten wielki ziejący ogniem potwór – wszystko to wygląda po prostu zjawiskowo.

kadr z filmu Superman

Więc cóż mogę rzec. James Gunn to gwarancja jakości w kinie komiksowym. Po raz kolejny się nie zawiodłem i po raz kolejny śmiało będę polecał, aby wybrać się na film Superman do kina. Jest to naprawdę solidna produkcja, która nie dość, iż prezentuje nam cudowne, pełne wrażeń widowisko, to jeszcze zostawia nas z morałem. Czyny Supermana i to, co staje mu naprzeciw pokazują nam, iż buntownik to dzisiaj osoba dobra, pomocna i otwarta. Jest to więc idealne potwierdzenie, iż współcześnie ludzie cały czas potrzebują Supermana, który mimo prostoty swoich działań, pozostaje bardzo złożonym bohaterem – zupełnie tak jak film Jamesa Gunna. jeżeli każdy następny projekt DCU, będzie równie jakościowy i pomysłowy, to Marvel naprawdę może zacząć się obawiać. Każdemu, kto wybiera się na ten film, mogę zagwarantować, iż się nie zawiedzie.


fot gł.: plakat filmu Superman

Idź do oryginalnego materiału