Kiedy HBO zapowiada odcinek z weselem, wiedzcie, iż nie będzie normalnie. „Sukcesja” w święta zaprezentowała najbardziej szokujący odcinek w swojej historii. To wyborna godzina telewizji, a co nas czeka dalej? Uwaga, spoilery.
Wielkanoc z „Sukcesją” to w tym roku prawdziwe święta z jajem. Pierwsze i ostatnie takie, choć tradycja wesel z twistem jest już w HBO długa, więc kiedy następnym razem zobaczycie „Wedding” w tytule odcinka któregoś z seriali tej stacji, spodziewajcie się, iż nie wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Niektórzy wręcz mogą skończyć w niebieskim foliowym worku, po tym jak zaliczyli niezbyt godną śmierć w toalecie, lecąc na podbój świata i pokazując środkowy palec własnemu synowi w dniu jego ślubu.
Sukcesja sezon 4 – śmierć Logana w 3. odcinku. Co dalej?
„Connor’s Wedding”, czyli 3. odcinek 4. sezonu, to bez mała wybitna godzina telewizji i prawdziwy game changer w „Sukcesji”. jeżeli oglądając pierwsze dwa odcinki finałowej serii, widzieliście bezradność dzieci Royów w starciu z cynicznie rozgrywającym ich ojcem (by tylko wspomnieć „przeprosiny” sprzed tygodnia) i zastanawialiście się, w jaki niby sposób oni mają z nim wygrać, twórca „Sukcesji” Jesse Armstrong właśnie udzielił jedynej możliwej odpowiedzi: żeby Waystar Royco mógł przejąć ktoś inny, Logan Roy (Brian Cox) musi umrzeć. Nie ma innej drogi. Ba, Armstrong nie krył się z tym, iż planował uśmiercić Logana już w 1. odcinku serialu, aby ciąg dalszy skupiał się właśnie na tytułowej sukcesji. Czyli na wojnie dorosłych dzieci o władzę po śmierci ojca tyrana. Teraz wreszcie dotarliśmy do tego punktu zwrotnego i pytanie brzmi: OK, ale co dalej?
Czy wygra najstarszy syn (nie licząc Connora, wiadomo), ten, który jako pierwszy zwrócił uwagę, iż śmierć ojca nie jest tylko ich prywatną sprawą, jest czymś publicznym, i powiedział wprost: przeżywajmy żałobę, ale też myślmy o naszej przyszłości, bo to, co zrobimy teraz, zawsze będzie tym, co zrobiliśmy w dniu śmierci naszego ojca? A może twarzą Waystar Royco zostanie jego siostra, która trzęsącym się głosem wygłosiła oświadczenie przed kamerami i zapewniła, iż ona i jej rodzeństwo mają zamiar tu zostać? pozostało trzecia opcja – Roman to pod wieloma względami wykapany ojciec, jedyny z rodzeństwa, który akceptował jego metody, co nie jest bez znaczenia, bo mówimy o metodach, które przez wiele lat się sprawdzały i nie bez powodu.
Przed nami jeszcze siedem odcinków i nie ma wątpliwości co do tego, iż żałoba gwałtownie się skończy, bo rozpoczyna się prawdziwa rozgrywka – ta, którą nam obiecywano od początku. Zanim jednak zajmiemy się stanem gry w „Sukcesji”, warto zatrzymać się i zachwycić się tragikomiczną wersją Krwawych Godów, których właśnie byliśmy świadkami. „Connor’s Wedding” to świetnie wyreżyserowana (przez Marka Myloda), kuriozalna tragifarsa, rozgrywająca się w czasie rzeczywistym, w większości przez telefon. To także bomba emocjonalna, jakiej w „Sukcesji” jeszcze nie było, i prawdziwie wielki odcinek trójki serialowych dzieci Logana – Kendalla (Jeremy Strong), Shiv (Sarah Snook) i Romana (Kieran Culkin). Connor (Alan Ruck) jak zwykle został zapomniany.
Sukcesja sezon 4 – 3. odcinek to szok i wielkie emocje
Widywaliśmy już ich wszystkich obnażonych emocjonalnie. Widywaliśmy ich na dnie, widywaliśmy ich w wersji skrzywdzonej i wymierzającej krzywdy. Zaledwie tydzień temu przeżywaliśmy z nimi katharsis, kiedy wygarniali ojcu rzeczy, jakie uzbierały się przez lata – dodajmy, iż bardzo nieliczne z wielu. A jednak ani oni sami, ani widzowie nie byli gotowi na to, co działo się w trakcie tej godziny z najdziwniejszym weselem w historii seriali (i nie tylko dlatego, iż pan młody walczył z „tortem z psychiatryka”).
Młodzi Royowie, roztrzęsieni, pozbawieni swoich pancerzy ochronnych (jeśli ktoś policzy liczbę f*cków na odcinek, pewnie będzie ona bardzo niska jak na „Sukcesję”, a i humor w wielu scenach został znacząco stonowany czy wręcz z niego zrezygnowano) przez większość tej godziny byli prawdziwymi sobą i mówili to, co rzeczywiście w danym momencie czuli, nie kontrolując ani siebie, ani sytuacji, która rozgrywała się daleko od nich, bez ich udziału, bez możliwości wywarcia wpływu. Zobaczyliśmy surowe emocje, a to, co się działo z rodzeństwem, autentycznie łamało serce.
„Kocham cię, tato. Nie mogę ci wybaczyć, ale cię kocham”. „Nie, to nie może mi się przytrafić”. „Ale my rzeczywiście nie wiemy [czy on nie żyje]”. „O kurczę, on mnie choćby nie lubił”. Każde z czwórki rodzeństwa zareagowało inaczej na wiadomość o śmierci Logana – Roman wręcz musiał zobaczyć zwłoki ojca, żeby uwierzyć – ale wszystkich łączyło to, iż byli w głębokim szoku. Jak gdyby uwierzyli w jego nieśmiertelność, o której był przekonany też on sam. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy ich tak bezbronnych, tak zjednoczonych w przeżywaniu tragedii – jeżeli przypomnicie sobie pierwsze odcinki serialu i ich reakcje na udar, który ich ojciec przeszedł tuż po imprezie na 80. urodziny, były one zupełnie inne. Teraz, po roku tortur psychicznych, jakie im zafundowano, po rollercoasterze wzajemnych zdrad i uświadomieniu sobie, jak Logan ich rozgrywał, mamy płacz, powtarzanie „kocham cię, tato”, uściski i autentyczny smutek.
To prawdziwa uczta zwłaszcza dla widzów, oglądających „Sukcesję” przede wszystkim jako pokręcony dramat rodzinny. „Connor’s Wedding” to okazja, żeby się zatrzymać i przyjrzeć się skomplikowaniu relacji wśród Royów w pełnej krasie. Tak, to popaprana, dysfunkcyjna rodzina, tkwiąca w kręgu niekończącej się przemocy psychicznej, za którą odpowiadał ich ojciec i od którego oni wszyscy przejmowali najbardziej koszmarne zachowania, jakie można sobie wyobrazić. Ale to wciąż rodzina. I jest w niej specyficzny rodzaj miłości, jest poczucie wspólnoty i jest wrażenie, iż choćby w najgorszych momentach łączy ich pewna nić porozumienia, w końcu nie ma dosłownie nikogo innego na świecie, kto byłby w stanie w pełni zrozumieć ich dalekie od zwykłego życie i to, przez co przechodzą. Kendall, Shiv, Roman i Connor w sytuacji, kiedy dzieje się coś, czego w pewnym sensie wyczekiwali i co zarazem jest jak zawalenie się całego świata na głowę, mają tylko siebie. I „Sukcesja” w dzisiejszym wybitnym odcinku pokazuje to bez mała genialnie, skupiając się na emocjach, przekazywanych przez drobne gesty.
Sukcesja sezon 4 – 3. odcinek to początek walki o władzę
Jednocześnie jasnym jest, iż szok za chwilę minie, a ludzka strona Royów znów gdzieś zniknie, przykryta przez twardą rzeczywistość i potrzebę, a być może po prostu konieczność, parcia do przodu. Nie jest zaskakujące, iż właśnie w tym momencie Connor świadomie wybrał siebie i swój własny happy end, akceptując prawdę o swojej relacji z Willą (Justine Lupe) i paradoksalnie odnajdując w tym tragicznym momencie osobiste szczęście. Na tyle, na ile to możliwe w jego przypadku. I nie trzeba być prorokiem, aby domyślić się, co będzie działo się dalej z pozostałą trójką. Ich uścisk na lotnisku, po odebraniu zwłok ojca, może być ostatnią taką sceną, jaką zobaczymy w „Sukcesji”. Znamienne jest, iż chwilę potem każde poszło w swoim kierunku. Kolejnych siedem odcinków będzie – bo musi być – o walce o władzę i o przyszłość firmy.
Wyraźnie widać, iż zarysował nam się jasny podział na dwa obozy: starą gwardię, na czele z Gerri (J. Smith-Cameron), która na ślubie Connora zyskała dodatkowy powód, aby pokazać, co potrafi, i „skłócone” z ojcem dzieciaki. To nie jest – jeszcze? – walka pomiędzy Shiv, Romanem i Kenem. Młodzi Royowie najpierw muszą być w stanie utrzymać firmę w swoich rękach, mając po drugiej stronie grupę może i dinozaurów, ale twardych i znacznie bardziej zaprawionych w bojach. Jednocześnie, patrząc na to, co działo się ostatnio z Romanem, trudno spodziewać się, iż pozostaną wobec siebie lojalni. Prawdziwa rozgrywka i prawdziwa wojna o Waystar Royco dopiero się zaczyna.
A gdzieś w tym wszystkim pozostało pytanie, czy młodzi Royowie są w ogóle w stanie pokierować rodzinnym biznesem. Choć sposób, w jaki Logan powiedział swoim dzieciom, iż nie są „poważnymi ludźmi”, nosi znamiona przemocy psychicznej, koniec końców jest to czysta prawda. W świecie biznesu medialnego oni rzeczywiście nie są poważnymi ludźmi. The Hundred udowodniło, iż nie mają najmniejszego pojęcia o rynku. To, z jaką łatwością zostali ograni przez babcię Pierce (Cherry Jones), pokazało, iż nie są choćby w tej samej lidze. To, iż te sytuacje zobaczyliśmy teraz, raczej nie jest przypadkowe. Jesse Armstrong chciał zwrócić naszą uwagę na ich naiwność i brak doświadczenia. jeżeli więc oglądacie „Sukcesję” jako „grę o tron”, szykujcie się, iż za chwilę zrobi się pewnie nie tylko naprawdę ostro i brutalnie, ale też absurdalnie.
A jeżeli oglądacie „Sukcesję” jako dramat rodzinny, licząc, iż po śmierci ojca krąg przemocy zostanie wreszcie przerwany i nowe pokolenie będzie w stanie rozpoznać, co było nie tak z ich relacjami do tej pory, oraz zacząć razem działać na rzecz uczynienia świata choć trochę lepszym – no cóż, przed nami siedem odcinków i teoretycznie wszystko jest możliwe. Ale powiedziałabym, iż jednak to nie jest serial, który na koniec ukoronuje Brana Starka i powie nam, iż to dla dobra królestwa. W każdym razie nie zrobi tego na serio. Umarł król, a teraz w „Sukcesji” czas na prawdziwe igrzyska śmierci.