„Sugar” to serial kryminalny z Colinem Farrellem, który w zapowiedziach wyglądał aż zbyt klasycznie. I rzeczywiście, fani kina noir będą zachwyceni. A potem zdziwią się, kiedy wszystko skręci w niespodziewanym kierunku.
Na Apple TV+ zadebiutował „Sugar„, ośmioodcinkowy serial detektywistyczny, który w zwiastunach wyglądał jak definicja choćby nie neo-noir, a klasycznego noir z lat 40. i 50. przeniesionego żywcem do XXI wieku – począwszy od osadzenia historii w Los Angeles i sięgania po wątki związane z Hollywood, poprzez powielanie charakterystycznych dla ówczesnego kina schematów, aż po czarno-białe wstawki i sączący się non stop jazz. I rzeczywiście, jeżeli kochacie taki klimat, po pierwszych odcinkach będziecie zachwyceni.
A potem wszystko się zmieni i… albo będziecie zachwyceni jeszcze bardziej, albo uznacie, iż bezsensownie straciliście kilka godzin życia. Bo „Sugar” – którego 1. sezon miałam już okazję zobaczyć przedpremierowo w całości – nie jest tym, czym się wydaje.
Sugar – o czym jest serial Apple TV+ z Colinem Farrellem?
Zacznijmy jednak od początku, a ten ma miejsce w Tokio, gdzie spotykamy Johna Sugara (Colin Farrell, „Detektyw”) w środku pracy nad mroczną sprawą związaną z yakuzą. Sekwencja jest czarno-biała, zrobiona tak, iż wygląda, jakby przeniesiono ją tu prosto ze starego filmu. Chwilę potem przeskakujemy do kolorowego Los Angeles, zewsząd sączy się jazz, nieomal zagłuszający myśli głównego bohatera – powiedzmy, iż one też są dość klasyczne – i dostajemy wgląd w jego codzienne życie prywatnego detektywa, bliźniaczo podobne do przygód wielu, wielu innych osób parających się tym fachem. Żeby nie szukać daleko, są tu pewne podobieństwa chociażby do „Boscha„.
Co ciekawe, Sugar nie ma mieszkania ani rodziny, z wyjątkiem tajemniczej historii z przeszłości z siostrą. Nasz bohater żyje w pokoju hotelowym, gdzie adekwatnie ciągle ogląda czarno-białe filmy, jeździ oldskulowym chevroletem corvette, a najbliższą mu osobą wydaje się być jego współpracowniczka, Ruby (Kirby Howell-Baptiste, „Sandman”). W pewnym momencie pojawia się też przeuroczy czworonożny towarzysz – wielki pies, który zaczyna podróżować ze swoim panem na siedzeniu pasażera.
Jak na typowego detektywa ze starego kina przystało, nasz bohater ma pewne cechy jeżeli nie geniusza, to przynajmniej człowieka wybitnego w swoim zawodzie, oraz oczywiście swoje dziwactwa, począwszy od znajomości zaskakująco dużej liczby języków obcych, a skończywszy na daleko posuniętej kinofilii i tak wielkiej miłości do starego Hollywood, iż choćby kiedy pije w barze, to nie po to, żeby się upić, ale dlatego, iż to takie „romantyczne”, jak coś wyjętego z filmu. I nie, wcale nie sprawia wrażenia pozera, mimo iż wszystko w serialu jest zrobione w stu procentach na poważnie.
Sugar – Colin Farrell w świecie jak z kryminału noir
Już w pilocie Sugar – do którego wszyscy uparcie zwracają się po nazwisku, nie mogąc się przy tym nadziwić, iż to nazwisko brzmi tak, a nie inaczej – dostaje zlecenie na sprawę na cały sezon. Legendarny producent filmowy Jonathan Siegel (James Cromwell, „Sukcesja”) prosi go o pomoc w odnalezieniu wnuczki, Olivii (Sydney Chandler, „Pistol”). Dziewczyna w przeszłości miała tendencje do wpadania w złe towarzystwo i była uzależniona od narkotyków, w związku z czym jej zniknięciem nie martwi się ani jej ojciec, Bernie (Dennis Boutsikaris, „Better Call Saul”), ani jej przyrodni brat, David (Nate Corddry, „For All Mankind”). Sugar od razu uznaje, iż coś jest na rzeczy i za nic nie daje sobie wmówić, iż Olivia sama się prędzej czy później odnajdzie.
I tak detektyw ląduje w środku skomplikowanej sprawy, odzwierciedlającej w dużym stopniu to, co w tej chwili dzieje się w Hollywood, a jednocześnie mającej w sobie wiele klasycznych cech. Już sama rodzina Siegelów – obejmująca także wszystkie byłe żony i dziewczyny trzech wyżej wymienionych panów, w które wcielają się m.in. Amy Ryan („The Wire”) i Anna Gunn („Breaking Bad”) – bardzo mocno przypomina prawdziwe familie producentów, aktorów etc. Praktycznie każde z nich w jakiś sposób jest związane z branżą i adekwatnie nikt poza dziadkiem nie osiągnął prawdziwego sukcesu. To prawdziwy kocioł życiowych frustracji, ze szczególnym wyróżnieniem Davida, niespełnionego aktora i koszmarnego człowieka będącego definicją nepo baby.
Żeby było jeszcze bardziej hollywoodzko i jeszcze bardziej noirowo, oprócz stylowych czarno-białych wstawek z Farrellem „Sugar” wplata pomiędzy sceny z serialu kadry ze starych filmów, jak „Vertigo”, „Dama z Szanghaju” i wiele, wiele innych. Ich bohaterowie, wypowiadający charakterystyczne dla dawnego kina – klasyczne! – frazesy, w pewien sposób komentują poczynania Sugara. A wszystko to oczywiście jest w pełni celowe.
Sugar – czy warto oglądać serial kryminalny Apple TV+?
Przez większość sezonu „Sugar”, stworzony przez Marka Protosevicha („Jestem legendą”), wydaje się być bardzo klimatycznym, może trochę zbyt dosłownym, by nie powiedzieć przesadzonym, hołdem dla starego Hollywood. Gdybym miała szukać skojarzeń we współczesnym kinie, najprędzej wymieniłabym „Tajemnice Los Angeles”, z tą jednak różnicą, iż akcja serialu Apple TV+ dzieje się w dzisiejszych czasach, a bohaterowie – w tym także ten główny – myślą zdecydowanie po dzisiejszemu.
No dobrze, to gdzie ten zapowiadany twist? Twist pojawia się dość późno, w ostatnich odcinkach, i przestawia do góry nogami wszystko, co myśleliście o serialu. jeżeli byliście przekonani, iż to zwykły kryminał noir, tyle iż zakochany aż do przesady w starym kinie… no to nie do końca tak będzie. Aczkolwiek to, co się wydarzy, w jakiś przewrotny sposób mieści się w granicach tego, co potrafili wymyślić twórcy filmowych klasyków. Nie mogąc – ani też nie chcąc – zdradzić nic więcej na ten temat, powiem jedynie: „Sugar” was zaskoczy, nie będąc tym, czym wydawał się na początku. A może będąc tym i jednocześnie czymś więcej? Wszystko zależy od tego, jak na to spojrzeć.
Trudno mi przewidzieć reakcję widzów, ale mam wrażenie, iż zdania będą podzielone i iż być może twórca serialu powinien był zadać sobie jeszcze raz pytanie, czy aby na pewno zwodzenie publiczności przez większość sezonu ma w tym przypadku sens. Z drugiej strony, wskazówki odnośnie twistu rzucane są już na wczesnym etapie, tyle iż nie wiedząc, o co chodzi, raczej nie zorientujecie się, co tak naprawdę oglądacie. Po seansie całego sezonu czuję się więc po części zachwycona, po części oszukana, po części rozbawiona przewrotnością „Sugara”, a przede wszystkim czekam na 2. sezon ze świadomością, iż będzie on już pewnie zupełnie inny, mocniej stawiający na zabawę gatunkiem czy wręcz redefiniowanie tego, czym może być dzisiaj neo-noir.
Mam jednak wrażenie, iż zanim ten sezon się skończy – mimo iż to tylko osiem odcinków, z czego większość ma ok. 35 minut – część publiki może się wykruszyć, nie mając pojęcia, iż ogląda coś więcej niż klimatyczny, ale jednak daleki od niezwykłego hołd dla starego kina. A ci, którzy przetrwają, ponieważ serial spodobał im się właśnie w swojej początkowej formie, mogą dać sobie z nim spokój po tym, jak wszystko się wyjaśni. Apple TV+ podejmuje pewne ryzyko, które ostatecznie może się nie opłacić.
Zwłaszcza iż – z twistem czy bez – „Sugar” potrafi sprawić widzowi wiele frajdy, ale daleko mu do dzieła wybitnego. W tym sensie jest to kolejny serial platformy, która tworzy swoje produkcje na zasadzie „kto bogatemu zabroni”. Ale z tego też powodu uważam, iż inwestycja czasu w „Sugara” nie jest bardzo ryzykowna. 2. sezon – choć go nie ogłoszono – wydaje mi się raczej pewny, nie zostaniemy więc bez najważniejszych odpowiedzi. A w międzyczasie możecie cieszyć się stylowymi kadrami, Farrellem w eleganckim wydaniu i zabawą w rozpoznawanie scen ze starych filmów. Z pewną ostrożnością więc serial polecam, choć nie sądzę, aby to była zabawa dla wszystkich.