To miał być garnitur szyty na miarę. Ale chyba coś poszło nie tak i szwy puściły. Sugar to serial, który wygląda stylowo, ma przyciągający klimat i intrygującego bohatera, ale scenarzyści z jakichś niejasnych powodów postanowili skomplikować nam jego odbiór. To przykład serialu, którego oryginalność zostanie przez widzów bardzo źle zapamiętana.
[Uwaga: tekst zdradza elementy fabuły]
Colin Farrell wcielił się w prywatnego detektywa, który przemierzając ulice Los Angeles stara się wyjaśnić tajemnicę zniknięcia pewnej dziewczyny. Jakby samo Hollywood zleciło mu uporządkowanie swego bałaganu, bo w tle wybrzmiewa tematyka seksualnego molestowania i kilka innych problemów wizerunkowych. Śledztwo prowadzone jest jednak przy akompaniamencie klimatu rodem z kina noir, wzmocnionego czarnymi okularami, stylowym wdziankiem, oldschoolowym autem i przebijającymi się raz po raz ujęciami z klasyków gatunku. Okazuje się, iż John Sugar lubi filmy, te stare, najlepsze i lubi sobie robić przerwę w pracy, by je oglądać. Jakie to znajome.
Twórcy co prawda sugerują od początku, iż choć bohater babra się w brudach pewnej tajemnicy, to sam posiada o wiele większą. W głowie pojawiają się różne pomysły na to, co takiego może skrywać tożsamość głównego bohatera. Może jest szpiegiem, lub byłym żołnierzem, zmagającym się z jakąś traumą? Może jest byłym płatnym zabójcą, który pod zmienionym nazwiskiem postanowił uwolnić się od dawnych zleceniodawców? W najgłębszych snach nie dało się jednak wyśnić i przewidzieć tego, co scenarzyści zaserwowali nam w odcinku szóstym.
Mamy do czynienia z twistem rodem z ekstraklasy. To nie jest tak, iż dowiadujemy się czegoś, co zmienia nasze postrzeganie dotychczasowych wydarzeń. To byłoby banalne. Szósty odcinek serwuje nam rozwiązanie stawiające na głowie dotychczasowy świat przedstawiony. Za jego sprawą, ta detektywistyczna historia gwałtownie przeobraża się… w science fiction. I tak jak nie mam nic przeciwko temu, by gatunki się mieszały, to jednak w momencie, gdy tak radykalna przewrotka konwencji jest trzymana w tajemnicy, to niestety, ale nie da się na nią spojrzeć inaczej jak na tani, viralowy chwyt, który rozgrzeje fora dyskusyjne do czerwoności i sprawi, iż o Sugar będzie się mówiło już tylko w kontekście twistu, który wypadł, delikatnie mówiąc, bardzo niezręcznie.
Mimo wszystko nie będę pisał wprost o „oryginalnym” pomyśle twórców na tożsamość bohatera, raz by zachować resztki recenzenckiej rzetelności, a dwa, by po prostu do końca nie psuć wam zabawy. Powiem tylko, iż z Sugarem jest przez to trochę jak z seksowną dziewczyną poznaną na imprezie, która uwodzi, kusi, a gdy przychodzi co do czego, okazuje się być… facetem. I jakkolwiek nie ma w tym nic złego, tak z perspektywy napalonego, heteronormatywnego samca, wyłania się na pierwszy plan wyraźny zawód. Tak to mniej więcej działa. Sugar to klimatyczny serial detektywistyczny, któremu ostatecznie bliżej jest do pełnienia roli spin-offu… Star Treka. Czyli zmienia się dosłownie cały kosmos naszych oczekiwań.
Nie taką obietnicę złożono nam podczas zapoznawania się z tym światem i z tym bohaterem. Colin Farrell jest naprawdę elektryzujący, garnitur wygląda na nim wspaniale, a on sam gra bardzo powściągliwie, budując wokół siebie aurę gatunku dawno wymarłego – dżentelmena. Odcinek po odcinku odkrywa swe oblicze, ukazując niezwykłą wrażliwość, słabość do zwierząt, uprzejmość w stosunku do kobiet, ale też przejawianie niecodziennej wiary w człowieka. Do momentu feralnego odcinka, jako widz, mężczyzna w dodatku, widziałem w tym bohaterze coś inspirującego. Twórcy jednak postanowili zniszczyć to wrażenie daniem mi do zrozumienia, iż tacy ludzie, tak po prawdzie, nie istnieją.
Poczułem się dotknięty, poczułem, jakby ktoś obśmiał moje pragnienie bycia lepszym człowiekiem. W jednej chwili przestałem identyfikować się z tym bohaterem. Nie wiem, czy taki był cel twórców, którzy w sposób dosłowny dali do zrozumienia, iż tylko anioł może stąpać w piekle ludzkich grzechów, bo człowieka to zło momentalnie deprawuje, ale wydaje mi się, iż jeżeli z tego anioła czyni się bohatera, to powinna jego „nieziemskość” być przynajmniej nam zasugerowana. W celu zniwelowania uczucia negatywnego szoku.
Podziwiam odwagę twórców, producenci z Apple po raz kolejny pokazali, iż są zainteresowani nietuzinkowymi projektami i nie boją się podjąć ryzyka, ale tym razem ewidentnie… przesłodzili.