Stulatek „Wielki Gatsby” | Amerykańska czytanka

polityka.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: BEW


Mija właśnie 100 lat od wydania najważniejszej – jak uważają niektórzy – powieści o Amerykanach. Jak się czyta „Wielkiego Gatsby’ego” w czasach Trumpa? Standardowa laurka na temat „Wielkiego Gatsby’ego”, powielana dziś w setkach recenzji, zawiera trzy podstawowe składniki: podziw dla języka, intelektualnego rozmachu i moralnej ostrości tej „najmądrzejszej opowieści o naszym narodzie”, jak chwali ją amerykański pisarz i krytyk literacki Jonathan Franzen. Otóż każdy z tych trzech składników wydaje się fałszywy. Prawdziwe są inne. Ale w tym właśnie tkwi tajemnica popularności tej książki – każdy inaczej projektuje sobie Gatsby’ego.

Dla Nicka, narratora w książce, jej główny bohater długo pozostaje godnym naśladowania romantycznym idealistą, niepozbawionym wad, borykającym się z porażkami, ale też uszlachetnionym poprzez miłość. Dla Toma Buchanana Gatsby to „zwykły oszust”, podejrzany przez swoje różowe garnitury, a przez to wulgarny i wątpliwy seksualnie.

Autor książki Scott Fitzgerald świadomie go tak wymyślił – jako płynną, nieuchwytną postać, w zasadzie bez opisu, która przeniesiona na ekran kinowy może zyskuje konkretne ciało, ale już zupełnie traci duszę. Dlatego nie poradzili sobie z tą rolą ani Robert Redford (1974 r.), ani Leonardo DiCaprio (2013 r.). Nie mogli sobie poradzić – Gatsby to pułapka zastawiona przez literaturę na inne dziedziny kultury.

Na początek streszczenie fabuły, żeby łatwiej było nawigować (jakieś spojlery po 100 latach?). Nick Carraway, młody, jeszcze niezdeprawowany człowiek z amerykańskiego interioru, przeprowadza się do Nowego Jorku, aby robić karierę w świecie finansów. Wynajmuje niewielki dom na Long Island. W rezydencji obok mieszka mężczyzna o tajemniczym pochodzeniu, ale jawnym bogactwie, które demonstruje podczas organizowanych przez siebie szalonych imprez, choć w nich w zasadzie nie uczestniczy.

Idź do oryginalnego materiału