Pierwszy sezon "Stranger Things" pojawił się w bibliotece serwisu Netflix niemal 10 lat temu. To wtedy dowiedzieliśmy się o zaginięciu chłopca imieniem Will Byers i towarzyszących temu wydarzeniu enigmatycznych okolicznościach. Bracia Dufferowie przykuli uwagę widowni nie tylko tajemnicą i dziwnością swojego świata, ale i tęsknotą za kolorowymi latami 80. oraz związaną z tą dekadą popkulturową schematycznością.
Przede wszystkim fabuła pierwszego, a choćby i drugiego sezonu serialu była dla nas pewnym niezbadanym dotąd terenem – pełnym zagadek i nadprzyrodzonych zjawisk, które wymykały się naszemu codziennemu rozumieniu, choć były zamknięte w ramach nieobcej nam przeszłości.
Klimat "Stranger Things 5". Dlaczego tak różni się od pierwszych sezonów serialu?
Po seansie pierwszej części 5. sezonu część widzów dostrzegła, iż "Stranger Things" nie jest już tym, czym było na początku. Oczywiście dzieła popkultury przechodzą ewolucję, jednak w tym przypadku różnica jest o tyle zauważalna, gdyż twórcy przynajmniej od 3. odsłony starają się zastępować dziwaczność epickością.
Dufferowie jednocześnie próbują sprostać wymaganiom publiczności, która robi dokładnie to, co wcześniej robili miłośnicy telewizyjnej "Gry o tron" – wymaga odpowiedzi na wszystkie pytania. Magia pierwszych odsłon "Stranger Things" polegała między innymi na wielu niejasnościach. Czym jest świat "po drugiej stronie"? Kto porwał Willa Byersa? I tak dalej, i tak dalej.
W przedostatnim rozdziale paranormalnego serialu o dzieciakach z Hawkins scenarzyści przedstawili nam postać Vecny (aka Henry'ego Creela, aka Jedynki), która zmienia kompletnie nasze spojrzenie na alternatywny świat "do góry nogami" i związane z nim anomalie.
Z Łupieżcy Umysłów, który niczym lovecraftowski potwór wykracza poza ludzkie pojęcie, w roli głównego złoczyńcy osadzono kogoś, kto pomimo spaczonego wyglądu jest bardzo ludzki w swej istocie.
"Stranger Things" nie gra już tajemnicą
Kanał Pillar of Garbage słusznie zwrócił w swoim wideo eseju "Stranger Things Isn't Strange Anymore" uwagę na słowa słynnego teoretyka kultury Marka Fishera ("Realizm kapitalistyczny"). Brytyjski krytyk wydał w roku swojej śmierci zbiór zatytułowany "Dziwaczne i osobliwe", w którym znajdziemy potencjalną odpowiedź na to, dlaczego "Stranger Things" nie jest już tym, czym było.
"Spekulacje są nieodłącznie związane z niesamowitością, a gdy tylko pytania i zagadki zostaną rozwiązane, niesamowitość natychmiast znika. Niesamowitość dotyczy nieznanego; gdy zdobędziemy wiedzę, niesamowitość wyparowuje" – napisał Fisher.
O "Stranger Things" mówiło się swego czasu jak o mainstreamowym następcy "Miasteczka Twin Peaks" – powodem takich przepowiedni była zagadkowa natura dzieła Dufferów, którzy z początku zadawali pytania w podobny sposób co David Lynch. Reżyser "Blue Velvet" uwielbiał otwarte zakończenia, które publiczność interpretowała, jak jej się żywnie podobało.
– Im więcej filmów Lyncha oglądasz, tym bardziej zaczynasz akceptować to, iż prawie każda stworzona przez niego postać – bez względu na to, jak mała – wydaje się zaprojektowana tak, aby pozostawić cię z pytaniem zarówno o to, skąd do cholery się wzięła, jak i co się z nią stało po wydarzeniach z filmu – stwierdził pisarz Will Harris w dyskusji na łamach portalu AV Club.
W rozmowie z serwisem inny pisarz, Keith Phipps, wymienił kilka przykładów zakończeń, które obroniły się, choć nie były do końca jasne. – Nigdy nie widzieliśmy oczu dziecka Rosemary i to jest w porządku. [...] Nie obchodzi mnie, co jest w walizce w "Pulp Fiction". Cieszę się, iż nie wiem. Za to uwielbiam finał "To nie jest kraj dla starych ludzi" i "Poważnego człowieka" – skwitował.
Po obejrzeniu pierwszej części finałowego sezonu "Stranger Things" możemy spodziewać się, iż Dufferowie zasypią zniecierpliwionych widzów odpowiedziami na wszelakie pytania. Dla jednych będzie to powód do radości, dla drugich nie. Niezależnie od fabularnych decyzji twórców rozczarowanie nie odstępuje nastolatków z Hawkins na krok.













