„Nie wymiękaj” to po prostu Stephen King. I niestety, tym razem to okazało się za mało. Ciężko jest momentami nie wymięknąć.
„Nie wymiękaj” (Never Flinch) to Stephen King przyziemny. Bez duchów, opętanych kosiarek, kosmitów i wampirów. Policja w Buckeye otrzymuje list, w którym psychopata Trig zapowiada 14 morderstw. Za śmierć niesłusznie skazanego mężczyzny zginie trzynaście osób niewinnych i jedna winna. Spokojnie, panie Trig, proszę śmiało mordować. Nikt nie będzie panu przeszkadzał.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i
„Nie wymiękaj” to kryminał podwójny. Gdy Detektyw Izzy James próbuje dopaść Triga (luzik arbuzik, ma czas pograć z baseball), detektyw Holly Gibney zostaje „ochroniarką” i chroni aktywistkę Kate McKay przed stalkerem. Do tego dorzućmy jeszcze wątek Barbary stawiającej pierwsze kroki w zespole muzycznym. Co to ma wspólnego z Trigiem? Nic. To niezwiązane są ze sobą historie, które w finale King skleja na ślinę, dobre chęci i trochę taśmy.
Skoro kryminał, to liczycie na elektryzujące polowanie na seryjnego zabójcę? Że Holly będzie jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”? Niestety, nie tym razem. Holly ma inne zajęcia, Trig zabija bez przeszkód i ogólnie wielkiego larum nie ma. Mecz można zorganizować, wiersz napisać, koncert zagrać. Owszem, iście filmowy finał wynagradza wiele, ale trzeba przebrnąć przez 400 stron (nie wymiękajcie!), by King się rozkręcił.

Poza tym, iż motywacja Triga jest naciągana jest marynarka z bierzmowania, to jest ciekawie napisanym psychopatą z tym swoim pokracznym poczuciem sprawiedliwości. A może po prostu trudno nie lśnić na tle przygasłych protagonistów? Wyjątkowo blado wypada Holly Gibney, bez której ta powieść spokojnie mogłaby się obyć. Wiadomo jednak, iż to bohaterka znana z wielu powieści Stephena Kinga i jest marketingowym koniem pociągowym. Tym razem jednak to dwóch antagonistów – Trig i stalker – muszą uciągnąć historię.
Stephen King trzyma poziom?„Outsider” przerażał do szpiku kości. „Billy Summers” okazał się świetną powieścią sensacyjną, gdy już tylko King przestał przynudzać. „Holly” skutecznie zraziła wiele osób do wątróbki. W „Baśniowej opowieści” King zaskoczył rozbuchaną wyobraźnią, ale przede wszystkim wzruszył relacją głównego bohatera z psem. Refleksyjne „Im mroczniej, tym lepiej” wydawało się pożegnaniem z Kingiem. Wszystkie te książki były wyraziste, z charakterem, miały w mrowiący ładunek elektryczny. Tymczasem „Nie wymiękaj” to po prostu stonowany, wręcz wypłowiały kryminał-thriller. Do tego jest sporo gadania o pierdołach, wiemy co kto ma w torebce, sporo jest opisów gry w baseball… a morderca? Trig spokojnie zabija dalej.

„Nie wymiękaj” to znów Stephen King społecznie zaangażowany. Znów kreśli szczegółowy i krytyczny obraz współczesnej Ameryki. Walczył już Trumpem, wspierał szczepienia, a teraz porusza temat aborcji oraz praw kobiet. Oczywiście wszyscy ci z drugiej strony barykady to wieśniaki, psychole i religijne oszołomy. Jednak choćby nie wiem jak trafnie King analizował lęki Amerykanów, nie nadrobi tym braku porywającej fabuły. Leje pan wodę, panie King.
Stephen King jak Slash
„Nie wymiękaj” to po prostu dobra książka. Po prostu Stephen King. Ale „po prostu” to za mało. Od gigantów oczekujemy więcej. Nie idziemy na koncert Guns N’ Roses i nie bijemy brawo Slashowi tylko za to, iż grając solo w „November Rain” trafił we adekwatnie dźwięki na gryfie. Nie otwieramy szampana tylko dlatego, iż Korzeniowski się nie przewrócił, a Lewandowski stylowo truchtał po murawie. Od wielkich chcemy więcej.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i