"Star Trek: Nieznane nowe światy" w 3. sezonie to tona kosmicznego funu i sporo więcej – recenzja

serialowa.pl 2 godzin temu

Słusznie uznawany za najlepszą współczesną odsłonę uniwersum „Star Trek: Nieznane nowe światy” wraca z 3. sezonem. Czy nowe przygody załogi USS Enterprise trzymają poziom poprzedników?

Fani „Star Treka” rzadko mają dziś powody do zadowolenia. Na froncie telewizyjnym seriale znikają z ekranów jeden po drugim, od premiery ostatniego filmu kinowego minęła prawie dekada, a najnowszy dłuższy metraż („Sekcja 31”) okazał się fatalny. Na tym tle wracający po dwóch latach przerwy „Star Trek: Nieznane nowe światy” to nie tyle kolejny przedstawiciel słynnej franczyzy, co aktualnie jedyny godny kontynuator blisko sześćdziesięcioletniej tradycji. Czy w 3. sezonie utrzymuje wysoki poziom?

Star Trek: Nieznane nowe światy sezon 3 – co nowego?

Debiutująca w Polsce kilkanaście dni po amerykańskiej premierze nowa odsłona serialu rozpoczyna się od historii urwanej w finale poprzedniej serii. Wypełniona po brzegi akcją godzina, w której kapitan Pike (Anson Mount) i jego załoga stawiają czoła groźbie inwazji ze strony potwornych Gornów, to otwarcie mocne, efektowne i pełne dramaturgii, ale jak to w „Nieznanych nowych światach” bywa – jednorazowe. Po nim serial wraca do epizodycznej struktury i wykorzystując możliwości formatu, co odcinek zmienia temat, tonację, a choćby gatunek.

„Star Trek: Nieznane nowe światy” (Fot. Paramount+)

Pierwszy z dwóch już dostępnych na SkyShowtime premierowych odcinków (kolejne co tydzień) warto wspomnieć z uwagi na zwroty akcji i emocje, ale też ustanowienie kilku wątków istotnych w dłuższej perspektywie. W pierwszej połowie sezonu, którą miałem już okazję obejrzeć, będzie takim choćby niepewny stan kapitan Batel (Melanie Scrofano) wpływający m.in. na zachowanie Pike’a, którego zobaczymy w bardziej osobistej odsłonie.

Poza tym konfrontacja z Gornami odciśnie mocne piętno również na Erice (Melissa Navia), co zmieni dynamikę jej relacji z Uną (Rebecca Romijn). Z kolei dla La’an (Christina Chong) zamknięcie tej sprawy będzie szansą na zerwanie ze starymi traumami. A na koniec dodajmy jeszcze nowego członka załogi w osobie dobrze nam znanego Montgomery’ego Scotta (Martin Quinn) i jego specyficzne stosunki z dawną mentorką Pelią (Carol Kane).

Star Trek: Nieznane nowe światy sezon 3 ma różne oblicza

Rzecz jasna na wymienionych zabawa się nie kończy, więc możecie byś spokojni, iż wszyscy wasi ulubieńcy zostaną odpowiednio dopieszczeni… choć niekoniecznie tak, jak się spodziewacie. W 3. sezonie „Nieznanych nowych światów” twórcy nie zrezygnowali bowiem z eksperymentów z formą, śmiało zmierzając tam, gdzie choćby „Star Trek” jeszcze nie bywał. Ba, odniosłem wrażenie, iż dobre przyjęcie oryginalnych pomysłów z poprzedniej serii wręcz dodało im odwagi do realizacji kolejnych, czego efekty gwałtownie zobaczycie na swoich ekranach.

„Star Trek: Nieznane nowe światy” (Fot. Paramount+)

Dość powiedzieć, iż połowa sezonu wystarcza, żebyśmy dostali odcinek w stu procentach komediowy, wykorzystujący jeden z najpopularniejszych motywów w horrorze, a także osadzony w konwencji klasycznego kryminału. Wszystko to wymieszane oczywiście z mniej czy bardziej poważnymi (i sensownymi) fabułami z danego tygodnia, ale zawsze na tyle utrzymane w ryzach ogólnej serialowej narracji, by widz nie poczuł się w niej zagubiony.

Innymi słowy, „Nieznane nowe światy” to przez cały czas ten sam, dobrze wszystkim znany „Star Trek”, po prostu czasem kosmiczne problemy mogą w nim przybrać kształt holograficznego śledztwa w stylu starego Hollywoodu z naszymi bohaterami w rolach głównych podejrzanych. Bo adekwatnie czemu nie? Skoro nikogo już nie dziwi komediowe oblicze Spocka (Ethan Peck) – tutaj w formie romantycznej farsy z gościnnym udziałem Rhysa Darby’ego („Nasza bandera znaczy śmierć”) – to wszystko może się przyjąć. choćby kapitan Pike jako kukiełka.

Star Trek: Nieznane nowe światy – zabawa kosztem treści

Jeśli jesteście ciekawi – tak, to ostatnie ma się naprawdę wydarzyć, aczkolwiek dopiero w już nakręconym 4. sezonie. Faktem i na przyszłość, i na teraz jest natomiast, iż w „Nieznanych nowych światach” można się spodziewać praktycznie wszystkiego i nigdy jeszcze nie zdarzyło się, żeby pomysły twórców okazały się przestrzelone. Pytanie jednak, czy w 3. sezonie zawsze trafiają z nimi w sam środek tarczy, jak to miało miejsce choćby w pamiętnym musicalowym „Subspace Rhapsody”?

„Star Trek: Nieznane nowe światy” (Fot. Paramount+)

Tutaj niestety sprawy zaczynają się układać dla showrunnerów (Akiva Goldsman i Henry Alonso Myers) oraz zespołu scenarzystów trochę mniej korzystnie niż dotąd. Nie, nie dlatego, iż z czymś przesadzają lub urągają godności materiału, choćby gdy przy okazji krótkiej parodii oryginalnej serii Paul Wesley bardzo mocno wczuwa się w parodiowanie Williama Shatnera. Problemem jest, iż zabawa formą stała się dla twórców za bardzo celem samym w sobie, za którym nie stoi zbyt dużo treści i to nie tylko tych ważkich.

Bo choć zdaję sobie sprawę, iż „Nieznane nowe światy” potrafią udźwignąć dziedzictwo klasycznego „Star Treka” (i wciąż mogą to zrobić w drugiej połowie sezonu), to wbrew pozorom nie mam wcale do twórców pretensji o brak politycznych alegorii, stawiania bohaterów w obliczu etycznych dylematów, czy prowokowania moralnych dysput wśród widowni. Doskwiera mi to, iż wcześniej świetnie bawiąc się z ich serialem, odczuwałem autentyczne emocje, napięcie i stawki. W 3. sezonie została już praktycznie sama warstwa rozrywkowa, przy której trudno nie dojść do wniosku, iż najgłębiej drążoną przez scenarzystów kwestią są sprawy sercowe bohaterów.

Star Trek: Nieznane nowe światy – co dalej z serialem?

Oczywiście nie ma w tym nic złego. Ba, romantyczne dylematy Spocka i Christine (Jess Bush), których status na „to jeszcze bardziej skomplikowane” zmienia pojawienie się niejakiego doktora Korby’ego (Cillian O’Sullivan, „Daredevil: Odrodzenie”), to całkiem sympatyczna, choćby jeżeli nadużywana historia. Ale przecież wiemy, iż „Star Trek: Nieznane nowe światy” może być czymś znacznie więcej!

„Star Trek: Nieznane nowe światy” (Fot. Paramount+)

Może być serialem zarówno sprytnym (nadal jest), jak i dającym do myślenia. Może wyróżniać się na tle konkurencji (nadal to robi) i nie sięgać przy tym po tonę komputerowych efektów. Może angażować losami swoich bohaterów (nadal potrafi, ale nie w każdym przypadku) i nie opierać ich charakterystyki ciągle o jedną jedyną wyróżniającą cechę, jak w przypadku doktora M’Bengi (Babs Olusanmokun). Może wreszcie budować swoją narrację o szereg oddzielnych historii, czyniąc każdą z nich znaczącą, intrygującą i emocjonującą bez względu na przyjętą formę, która będzie tylko oryginalnym dodatkiem do pasjonującej opowieści.

Takiego „Star Treka: Nieznane nowe światy” chciałbym obejrzeć w drugiej połowie 3. sezonu, a także w zaplanowanej na przyszły rok 4. serii, oraz w już zamówionej odsłonie numer 5. Ta ostatnia będzie już finałową, w dodatku krótszą od poprzednich, bo zaledwie 6-odcinkową i choć bardzo chciałbym oglądać ten serial jak najdłużej, jeszcze bardziej marzy mi się, żeby wszystkie pozostałe do końca odcinki dostarczały równie dużo funu, co fantastycznych treści. Pierwsza opcja, którą oferuje początek 3. sezonu, nie jest oczywiście zła, ale przecież załoga Enterprise powinna mieć większe ambicje, prawda?

Star Trek: Nieznane nowe światy sezon 3 – nowe odcinki w poniedziałki w SkyShowtime

Idź do oryginalnego materiału