Jakub Wojtaszczyk: Jak narodziła się idea Stanów skupienia?
Andrzej Marzec: Wydaje mi się, iż przed pandemią funkcjonowały głównie dwa rodzaje konsumpcji kina niezależnego. Po pierwsze, niszowe filmy adekwatnie nigdzie nie były dostępne, jeżeli już, to w studyjnych kinach oraz obiegu festiwalowym. Covidowy czas to zweryfikował. Zaczęliśmy oglądać chętniej w domu, na streamingach (filmy stały się dostępne). Po drugie, przed pandemią chodziliśmy na spotkania z reżyserami, aktorami lub uczestniczyliśmy w DKF-ach. Po – już niekoniecznie chcemy dzielić przestrzeń z innymi ludźmi i w klasyczny sposób o filmach dyskutować. Idea Stanów skupienia wyrosła ze zmęczenia tradycyjną konsumpcją.
Postanowiliśmy wprowadzić nowy model prezentowania filmów.

Andrzej Marzec, fot. Krystian Daszkowski
W centrum naszego cyklu zawsze znajduje się osoba artystyczna, dla której pokazywany film jest nie tylko ważny, ale przede wszystkim rezonuje z jej twórczością. Podczas wydarzenia możemy z nią porozmawiać i lepiej poznać jej działania artystyczne. Równie istotny jest prezentowany film – pełni funkcję wyzwalacza, dzięki niemu możemy spojrzeć na twórczość danej osoby inaczej, głębiej, szerzej lub z nieoczekiwanej perspektywy. Zaproszeni artyści i artystki wraz ze mną współkuratorują wydarzenie, czasami sami wybierają konkretny tytuł, innym razem robimy to wspólnie.
Przez tytułowe Stany skupienia staramy się pokazać, iż te różne prace artystyczne, pod wpływem działania innego medium, nieoczekiwane się zmieniają.
Tak naprawdę nie wiadomo dokładnie, co się wydarzy w trakcie eventu. Same spotkania dają również pretekst do performatywnego uczestnictwa zaproszonych osób. Film ma im pomóc w opowiadaniu o sztuce w inny sposób niż zazwyczaj.



JW: Przeglądając program, trudno nie zauważyć, iż nie mówimy o filmach w hollywoodzkim znaczeniu.

Andrzej Marzec, fot. Krystian Daszkowski
AM: Zdecydowanie są to filmy znajdujące się poza dystrybucją, które nie pojawiają się w kinach, więc mówimy tu raczej o video artach, czy też filmach galeryjnych. Tytuły same w sobie są „artystyczne”, często poruszają kontrowersyjne i istotne dla współczesności tematy. Natomiast nie należy się ich bać albo myśleć o nich w kategoriach kina ekstremalnego. Krótka forma sprawia, iż łatwiej się je konsumuje. Kino eksperymentalne czy alternatywne jest ciekawą, pobudzającą formą, która w Europie Zachodniej funkcjonuje na porządku dziennym. Świetnie, iż Pawilon jest takim miejscem w Poznaniu, w którym kino niezależne ma szansę się pojawić.
JW: W opisie wydarzenia pojawia się określenie „performatywny sposób interpretacji filmów”. Jak wygląda on w praktyce?
AM: Towarzyszy mi idea widżeingu [aktywność twórcza polegająca na miksowaniu na żywo obrazu z muzyką, zjawisko posiadające swój własny język wizualny; to też nowy typ twórcy wizualnego, łączącego kompetencje filmowca, projektanta i performera – red.].
Krótki metraż kina alternatywnego zestawiamy z twórczością artysty i obserwujemy, jak na siebie wzajemnie oddziałują.
Po pokazie dyskutujemy na ten temat z osobą artystyczną. To cały czas żywa interakcja z obrazem. Sprawczość jest naszych rękach. Publiczność bardzo często wprowadza zupełnie nieoczekiwane odczytania, wkracza wraz z artystą_tką w nowe rejony interpretacji. Przyznam się, iż niektórzy filmowcy_czynie, których obrazy pokazujemy, nie byli przekonani do pomysłu miksowania, zmian, cięć, które chcieliśmy wykonać na potrzeby Stanów skupienia. Woleliby pokazywać „swoje dzieci” tak, jak je stworzyli.



JW: Jak ich przekonałeś?

Andrzej Marzec, fot. Krystian Daszkowski
AM: Ich nieufność znika, gdy opowiadam o tym, jakie ich filmy wyzwalają emocje, jak pomagają w odczytaniu twórczości innych osób, a także dlaczego takie wyjście poza utarte ścieżki interpretacji może okazać się interesujące. Poza tym nasze wydarzenia są szansą, by konkretne filmy po raz pierwszy zaprezentować w Polsce. Każdy twórca_czyni dostaje tu swój moment. Na szczęście też wielu z nich działa na styku nauki i sztuki, więc doskonale rozumieją rolę interdyscyplinarności oraz eksperymentu, również w sposobach prezentowania filmów.
JW: Co przeważało w wyborze osób autorskich?
AM: Zacząłem od wyboru tematu. Postawiłem na spekulatywne wizje rzeczywistości czy też wyobraźnię spekulatywną. Wyobraźmy sobie, iż rzeczywistość to media społecznościowe, z których korzystamy wszyscy razem z roślinami oraz zwierzętami i część wysyłanych informacji przez pozaludzkich uczestników do nas po prostu nie dociera. Idąc dalej – załóżmy, iż humanizm to taka sama bańka, z jaką spotykamy się w social mediach. Gdy poza nią wyjdziemy, orientujemy się, iż istnieją inne bańki, inne wizje rzeczywistości.
Człowiek nie jest centrum wszechświata. Nagle w tych innych przestrzeniach możemy zobaczyć rzeczywistość oczami nietoperza albo ptaka, a choćby z punktu widzenia kamienia.

Andrzej Marzec, fot. Krystian Daszkowski
Cały nasz cykl będzie pokazywał, iż dobrze nam znana rzeczywistość humanistyczna jest tylko wycinkiem o wiele bardziej złożonej pozaludzkiej rzeczywistości. Spróbujemy popatrzeć na świat z innych niż ludzka perspektyw. Gdy wybrałem temat, po prostu zacząłem szukać osób artystycznych, które właśnie w nim się poruszają.
JW: Stany skupienia startują 5 marca filmem „Show” Jagody Czarnowskiej. Zostaną zaprezentowane jej prace wraz z pracami Bartosza Zaskórskiego.
AM: Na początku cyklu chcielibyśmy pomóc publiczności zerwać z tak zwanym zdroworozsądkowym, czyli antropocentrycznym myśleniem. Chcemy wprowadzić widownię w stan dziwności, którą ostatnio odczuwaliśmy tak intensywnie w trakcie pandemii. Nasz świat stał się wówczas tak bardzo odmienny od tego, który do tej pory znaliśmy, i jednocześnie boleśnie realny.
Pierwsze spotkanie ma pokazać nam, iż mocno odczuwamy rzeczywistość wtedy, kiedy ta oddala się od przyjętej przez nas normy.

Andrzej Marzec, fot. Krystian Daszkowski
Bartosz Zaskórski jest takim artystą, który mnoży dziwności. Stworzył serię komiksów o postapokaliptycznym świecie zamieszkałym przez różnorodne niesamowite istoty. Tworzy muzykę, jest znany również ze słuchowiska o dziwnościach wsi. Jego twórczość wzbudza nieodparte poczucie niesamowitości. Jagoda Czarnowska współpracuje z Zaskórskim od kilku lat, czego wynikiem jest również „Show”. Ona film narysowała, on nagrał muzykę. Główna bohaterka przybywa z kosmosu, który z jednej strony niesie poczucie alienacji, a jednocześnie to jest jej dom, do którego naturalnie tęskni.
Podczas wydarzenia chcemy zestawić ze sobą poczucie dziwności z poczuciem obcości.
Podyskutować, czy mają one ze sobą coś wspólnego. Pokazać, iż są kluczem do odzyskania poczucia realności i niezależnej od ludzkiej woli, czy też wyobraźni, rzeczywistości.
JW: Nie uciekacie od aktualnych tematów. „The Most Beautiful Catastrophe” kolektywu APART opowiada o tym, jak kopalnie wpływają na globalne ocieplenie. Film wybrała artystka Agata Lankamer.
AM: Agata reprezentuje sztukę młodego pokolenia. Zajmuje ją kryzys klimatyczny, który łączy z science fiction, nowym technologiami, w swoich pracach używa też sztucznej inteligencji. „The Most Beautiful Catastrophe” słowackiego kolektywu APART skupia się na górnictwie węglowym i jego dramatycznym wpływie na środowisko. Jego wydźwięk jest mocno apokaliptyczny. Podczas wydarzenia zaprezentujemy też „Kambium 1492” w reżyserii Denisa Kozerawskiego, który opowiada o dębach na Słowacji. To rozmyślanie o długowieczności.

Andrzej Marzec, fot. Krystian Daszkowski
Bo kiedy dla człowieka perspektywa rzeczywistości to 100 lat, dla tych drzew wynosi ona 500 lub w szczególnych przypadkach choćby 1000!
Dęby były wykorzystywane przy produkcji łodzi Krzysztofa Kolumba, który dopłynął do Ameryki. Są związane z gospodarką kapitalistyczną, ale też ze środowiskiem, zwierzętami, produkują tlen. W związku z tym pojawia się okazja do rozmowy o wielości relacji, różnorodności skal i spojrzeń z wielu perspektyw biologicznych, historycznych, ale też ekonomicznych.
Wreszcie trzeci film to „Readiness: Civil War” dwóch greckich artystów, Kostisa Stafylakisa i Theo Triantafyllidisa. Równie mocno rezonują z pracami Agaty Lankamer, bo wykorzystują AI do tworzenia swoich obrazów. W tym wypadku eksplorują scenariusze wojny domowej w Ameryce i nawiązują do ataku na Kapitol (6 stycznia 2021).

Andrzej Marzec, fot. Krystian Daszkowski
Wszystkie te tytuły oraz prace zaproszonej artystki łączy myślenie o przyszłości jako o wydarzeniu postapokaliptycznym. Przyszłość – według nich – nie będzie sterylną, laboratoryjną eksploracją kosmosu, bliżej jej do rzeczywistości chaotycznej, brudnej, neobarbarzyńskiej. Natomiast twórcy nie tyle chcą nas nastraszyć, co pokazać, iż przyszłość może pachnieć kompostem, być związana z rozkładem, biologią.
JW: Na które wydarzenie ty najbardziej czekasz?
AM: Najbardziej czekam na spotkanie majowe, wokół sztuki Patrycji Orzechowskiej, w dyskusji weźmie również udział prof. Monika Bakke (UAM). Pokażemy wtedy „Last Things” Deborah Stratman, prezentowany na Berlinale w 2023 roku (sekcja Forum Expanded). Film niezwykle barwny, kolażowy, wykonany techniką found footage. Pełen jest cytatów literackich. Mówi m.in. o tym, iż nauka bardzo często zasypuje nas faktami, dostajemy słupki i wykresy, dane. zwykle nie mamy okazji ani narzędzi, by je zinterpretować. Nauka potrzebuje sztuki i opowieści, by być pełną i zrozumiałą. „Last Things” mówi o ewolucji, ale nie z punktu widzenia człowieka. Niekoniecznie musimy być zwieńczeniem tego procesu, tylko jednym z jego elementów. Myślenie o ludziach jako o centralnych figurach ewolucji jest podobne do myślenia kolonialnego Europejczyków o innych światach oraz cywilizacjach jedynie z własnej perspektywy. Dlatego film próbuje opowiedzieć ewolucję z punktu widzenia skał. Może to one od samego początku (jeszcze przed rozpoczęciem życia biologicznego na Ziemi) rozdają karty, mimo iż nie są zbyt ruchliwe ani szczególnie rozmowne?
Andrzej Marzec – filozof (adiunkt na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu), krytyk filmowy, redaktor „Czasu Kultury”. Jego zainteresowania badawcze skupiają się wokół spekulatywnego realizmu, ontologii zwróconej ku przedmiotom, mrocznej ekologii oraz współczesnego kina alternatywnego.