„Stajesz się na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” – recenzja filmu „Urojenie”

ostatniatawerna.pl 1 tydzień temu

Sama koncepcja stojąca za filmem, którą poznamy, czytając notki promocyjne lub oglądając trailery, nie wydaje się szczególnie wyszukana. Ot, horror o groźnej zabawce, tym razem mającej na imię Chauncey, a nie Chucky czy Brahms – wiemy, czego się spodziewać. Ja sam wybierając się do kina, miałem pewne obawy i nie spodziewałem się zobaczyć niczego wybitnie interesującego. Niemniej czekało mnie zaskoczenie; w moim przypadku pozytywne – u innych, jak przypuszczam, niekoniecznie. Ale o tym potem. Najpierw wyjaśnijmy sobie, o czym adekwatnie rozmawiamy!

Czy sztampa z udziwnieniami to już oryginalność?

Z początku fabuła Urojenia jedzie po bardzo znajomych torach: rodzina 2 + 2 po przejściach przeprowadza się, by zacząć od nowa. Ojciec jest nieobecny, matka znerwicowana (no dobra, w tym przypadku macocha), starsze dziecko jest konfliktowe, a młodsze ciutkę odklejone od rzeczywistości… i oczywiście to ostatnie ma najbliższy kontakt ze złymi siłami. W związku z tym bardzo łatwo byłoby wrzucić Urojenie do bardzo pojemnego worka bezpiecznej i odtwórczej sztampy i uznać sprawę za zamkniętą… ale, ale! Czemu w miarę oglądania mam jednak poczucie pewnej… przyjemnej świeżości?

Pewnie dlatego, iż ktoś po raz pierwszy od dawna przysiadł na poważnie do roboty, i rozpisał wiarygodnych i dających się polubić (i zrozumieć) bohaterów. Zaczynając seans, miałem przeczucie, iż wiem dokładnie, jaka dynamika będzie między nimi zachodzić, a przez to też jak potoczy się duża część akcji. Czyli typowo – rodzice będą wobec siebie toksyczni, a stres wywołany paranormalnymi wydarzeniami tylko pogorszy tarcia między nimi. Matka zacznie się wyżywać na dzieciach, a przez to wychodzić w oczach otoczenia na wariatkę, co zmniejszy jej wiarygodność, kiedy zrozumie naturę zagrożenia czyhającego w domu i zechce szukać pomocy. Młodsza córka będzie wydmuszką, bezwolną marionetką w rękach potwora, a starsza – jednowymiarowym ucieleśnieniem stereotypów o egoistycznych i rozkapryszonych nastoletnich pannicach. Dałbym sobie rękę uciąć, iż właśnie tak to wszystko będzie wyglądało. I co? I bym teraz nie miał ręki!

Związek Maxa i Jessiki jest pełen ciepła i wzajemnego zrozumienia, a choć ten pierwszy przez większość czasu pozostaje „poza zasięgiem”, nigdy nie dochodzi między nimi do kłótni czy utraty zaufania. Jessica stara się być dobrą macochą i mimo różnych trudności w znalezieniu wspólnego języka z dziewczętami nie ustaje w wysiłkach i w żadnym momencie nie traktuje ich źle lub niesprawiedliwie, choć fabuła jak najbardziej stwarza do tego okazje. A starszą z córek, Taylor, z początku prezentowaną jako bezczelną i nieco złośliwą, też można dość gwałtownie zacząć rozumieć, ponieważ film sukcesywnie podrzuca nam informacje przybliżające jej perspektywę i całkiem sensownie tłumaczące jej zachowania.

Obyczajówka z elementem grozy w tle

O dziwo to właśnie bohaterowie i ich relacje są główną siłą tego obrazu, a horroru w tym wszystkim nie ma zbyt wiele. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle: jak najbardziej znajdzie się tutaj sporo jump scare’ów, film też momentami całkiem porządnie buduje napięcie, ale nazywanie go w pierwszej kolejności horrorem i wyraźne przypisywanie go do tego gatunku w kontekście marketingowym zdecydowanie nie wyszło mu na dobre. Zapoznając się pobieżnie z ocenami Urojenia na różnych portalach i opiniami ich użytkowników na jego temat, odniosłem wrażenie, iż większość spodziewała się czegoś innego, wybierając się na seans, co wpłynęło negatywnie na późniejszy odbiór i odbiło się też na popularnych w Internecie punktowych ocenach.

W gruncie rzeczy jest to ciepła i całkiem umiejętnie grająca na emocjach historia, którą można by niemal nazwać „familijną”, gdyby nie kontrastujące z tą atmosferą elementy niepokoju i grozy. Mnie takie kino mimo wszystko odpowiada, a do wszelkich mieszanek gatunkowych i eksperymentów podchodzę zwykle z otwartą głową i wstępnym zaintrygowaniem, więc bez problemu wciągnąłem się w opowieść i w mojej opinii dwa oblicza Urojenia nie gryzą się ze sobą, ale dopełniają. Rozumiem jednak frustrację niektórych widzów, do których takie coś nie przemawia, a większy nacisk położony na stronę obyczajową i raczej niewielka ilość przemocy i „flaków” dyskwalifikuje u nich film jako horror – jeżeli chcemy się wyłącznie bać i doświadczyć czegoś szokującego, a nie poznawać lepiej bohaterów i kibicować im w zmaganiach, Urojenie to nie najlepszy wybór.

Film to nie tylko fabuła

Najłatwiej zawsze rozmawia się o samej treści utworu, ale przecież nie tylko to się liczy. Jak zatem oceniam pozostałe aspekty Urojenia? Jak już wspomniałem, w sferze „straszenia” nie ma szczególnych fajerwerków, ale jest zrobiona raczej poprawnie. W żadnym momencie nie będziemy raczej pocić się nerwowo w fotelu w obawie przed nadchodzącym jump scarem ani też spodziewać się szczególnie nieprzyjemnych widoków, jeżeli chodzi o sam wygląd antagonisty, ale też nigdy nie rozluźnimy się całkowicie, gdyż twórcy całkiem umiejętnie operują sztuczkami budującymi mało intensywny, ale stały niepokój.

Z kolei pod względem kreacji aktorskich jest tu, powiedziałbym, nadspodziewanie dobrze. DeWanda Wise jako Jessica gra naprawdę przyzwoicie i potrafi bez sztuczności oddać mimiką spory wachlarz emocji (co ostatnimi czasy niestety nie jest normą choćby wśród znacznie „większych” nazwisk), a Pyper Braun, czyli mała Alice, też nie irytuje i nie popada w rutynę odgrywania „mrocznego dziecka” rodem z Omena, ale od początku do końca raczej budzi u widza współczucie i opiekuńcze odruchy.

Zaskakująco przypadła mi też do gustu Taegen Burns jako starsza z córek, Taylor. Dość łatwo jest zrazić do siebie odbiorców, jeżeli postać startuje z pozycji złośliwej, nieprzystępnej i nieco rozpieszczonej nastolatki, ale mimo początkowych scen w tym klimacie aktorka potrafiła zachować w sobie coś sympatycznego. I dzięki temu nietrudno mi było w późniejszej części fabuły polubić ją najbardziej spośród wszystkich bohaterów, kiedy już dostajemy nieco więcej kontekstu dla wcześniejszych zachowań Taylor, a także poznajemy ją jako twardo stąpający po ziemi głos rozsądku i kogoś, kto potrafi sarkastycznie żartować bez intencji urażenia kogokolwiek.

Zbierając wszystkie za i przeciw…

Urojenie oglądało mi się naprawdę przyjemnie i tak jak wspomniałem na początku, stanowiło dla mnie pewien powiew świeżości na tle innych współczesnych horrorów niebędących sequelami starszych serii. Bohaterowie są napisani i odegrani z ponadprzeciętną jak na ten typ produkcji dbałością, co sprawia, iż są sympatyczni i „ludzcy”, dzięki czemu wątki obyczajowe działają tak, jak powinny, by dostatecznie zaangażować odbiorcę emocjonalnie. Niemniej jednak elementy grozy są tu raczej stonowane i wypadają nieco słabiej, co może rozczarowywać dużą część widowni stricte horrorowej. Film nie jest arcydziełem, ale w mojej opinii dobrze spisuje się jako niepokojąca historia z morałem i nie zasługuje na dość nędzne oceny, które niestety zbiera.

Za możliwość obejrzenia filmu Urojenie dziękujemy sieci kin Cinema City!

Idź do oryginalnego materiału