Sprawiłam, iż mąż zerwał z rodziną, która go ciągnęła na dno

newsempire24.com 2 tygodni temu

Uczyniłam tak, iż mąż zerwał z rodziną, która ciągnęła go na dno.

Ja, Kinga, doprowadziłam do tego, iż mój mąż, Jakub, przestał utrzymywać kontakt ze swoimi krewnymi. Nie żałuję tego – oni wciągali go w otchłań, a ja nie mogłam pozwolić, by zabrali tam także naszą rodzinę. Rodzina Jakuba nie była pijakami ani leniami, ale ich sposób myślenia był toksyczny. Wierzyli, iż życie samo powinno przynieść im wszystko na tacy, bez wysiłku. Tymczasem w tym świecie nic nie przychodzi za darmo, a ja nie chciałam, by mój mąż, pełen potencjału, utonął w ich bagnie beznadziei.

Jakub był prawdziwym pracusiem, ale brakowało mu iskry, motywacji. Jego rodzina z małej wsi pod Wrocławiem nigdy tej iskry nie szukała. Tylko narzekali: na rząd, na sąsiadów, na los – na wszystkich, tylko nie na siebie. Rodzice Jakuba, Marian i Halina, całe życie żyli w biedzie, licząc każdy grosz, ale nie próbowali niczego zmienić. Ich filozofia sprowadzała się do jednego: „Takie jest życie, trzeba się pogodzić”. Jakub miał młodszego brata, Darka. Jemu też życie się nie ułożyło: ożenił się, ale żona odeszła do bogatszego mężczyzny, zostawiając go z przekonaniem, iż kobiety interesują tylko pieniądze. Ta rodzina była jak czarna dziura, wysysająca nadzieję.

Kochałam Jakuba i wierzyłam w niego. Ale po kilku latach małżeństwa, mieszkając w ich wsi, zrozumiałam: jeżeli nic się nie zmieni, do starości będziemy nosić te same ubrania i oszczędzać na chlebie. Mimo iż wioska była mała, dobrą pracę można było znaleźć, ale rodzina męża wmawiała mu coś przeciwnego. „Po co pracować na kogoś? Wyrzucą cię bez grosza, a sąd nie pomoże” – powtarzał teść. On i Jakub pracowali w lokalnej fabryce, gdzie wypłatę wstrzymywano miesiącami. „Nie ma sensu zmieniać pracy, wszędzie trzeba mieć znajomości” – powtarzał Jakub, jak papuga słowa ojca. Teściowa choćby ogródku nie uprawiała, mówiąc: „I tak ukradną, po co się starać?”. Ich bierność doprowadzała mnie do rozpaczy.

Widziałam, jak Jakub, utalentowany i pracowity, gasł pod ich wpływem. Nie tylko żyli w nędzy – pogodzili się z nią jak z wyrokiem. Nie chciałam takiego losu ani dla niego, ani dla siebie. Pewnego dnia straciłam cierpliwość. Usiadłam naprzeciw męża i powiedziałam: „Albo wyjeżdżamy do miasta i zaczynamy nowe życie, albo jadę sama”. Opierał się, powtarzając mantry rodziców, iż to się nie uda. Teść i teściowa naciskali na niego, przekonując, iż ja niszczę rodzinę. Ale nie ustępowałam. To była nasza jedyna szansa, by wyrwać się z ich szponów. W końcu Jakub się zgodził i przeprowadziliśmy się do Wrocławia.

Przeprowadzka stała się punktem zwrotnym. Zaczynaliśmy od zera: szukaliśmy pracy, wynajmowaliśmy kąt, liczyliśmy każdą złotówkę. Było ciężko, ale widziałam, jak w Jakubie budzi się ogień. Znalazł pracę w firmie budowlanej, ja zostałam recepcjonistką w salonie urody. Pracowaliśmy, uczyliśmy się, nie spaliśmy po nocach, ale szliśmy do przodu. Minęło piętnaście lat. Dziś mamy własne mieszkanie, samochód, co roku jeździmy na wakacje. Mamy dwoje dzieci – starszego syna Kacpra i młodszą córkę Zosię. Wszystko osiągnęliśmy sami, bez niczyjej pomocy. Jakub teraz kieruje działem, a ja prowadzę małą firmę. Nasze życie to efekt naszej pracy, nie szczęścia.

Do rodziców Jakuba czasem zaglądamy, przesyłamy im pieniądze. Ale oni się nie zmienili. Darek, jego brat, wciąż mieszka z rodzicami, pracuje w tej samej fabryce, gdzie zalegają z wypłatami. Nazywają nas szczęściarzami, jakbyśmy się nie harowali dla tego życia. „Wam się po prostu udało” – mówią, ignorując nasze nieprzespane noce, poświęcenie, upór. Ich słowa to jak plucie w twarz. Nie widzą, ile włożyliśmy, by wydostać się z tej samej dziury, w której oni siedzą z własnej woli.

Jakub dopiero niedawno przyznał, iż przeprowadzka była najlepszą decyzją w jego życiu. Zrozumiał, jak jego bliscy gasili w nim pragnienie zmian, jak ich narzekania i bezczynność ciągnęły go w dół. Dumna jestem, iż udało mi się wyciągnąć go z tego bagna. Ale aby ochronić naszą rodzinę, musiałam postawić mur między Jakubem a jego krewnymi. Nie zabraniałam mu kontaktów, ale sprawiłam, iż ich wpływ nie zatruwał już naszego życia. Każdy ich telefon, każde narzekanie przypominało mi, jak blisko byliśmy, by utonąć w ich beznadziei.

Czasem ściska mi się serce na myśl, iż Jakub mógł tam zostać, w tym szarym świecie bez marzeń. Ale gdy patrzę, jak spogląda na nasze dzieci, na nasz dom, wiem: postąpiłam słusznie. Jego rodzina wciąż żyje w swoim świecie, gdzie o wszystkim decyduje los, a nie wysiłek. My wybraliśmy inną drogę. I nie pozwolę, by ich trujące słowa czy stare nawyki wróciły do naszego życia. Z Jakubem zbudowaliśmy nasze szczęście i nikt nam go nie odbierze.

Idź do oryginalnego materiału