Jedna z najgłośniejszych historii kryminalnych XXI wieku po latach wraca na świecznik. Czy dzięki perspektywie tytułowej bohaterki „Sprawa Amandy Knox” nabrała nowych barw?
Gdy 2 listopada 2007 roku 20-letnia Amanda Knox wracała do mieszkania we włoskiej Perugii po nocy spędzonej z chłopakiem, nie mogła jeszcze zakładać, iż jej życie niedługo wywróci się do góry nogami. Dokonane niedługo potem tragiczne odkrycie sprawiło, iż o amerykańskiej studentce usłyszał cały świat, ale choć mówili o niej wszyscy, w rzeczywistości mało kto naprawdę ją poznał. Czy dziś jest inaczej?
Sprawa Amandy Knox – o czym jest serial Disney+?
W teorii powinno być. Wszak dziewczynie zamieszanej w sprawę zabójstwa współlokatorki poświęcono masę książek, dokumentów i filmów. Najwyraźniej to jednak wciąż za mało, bo serialowa „Sprawa Amandy Knox” wraca do wydarzeń sprzed blisko dwóch dekad, skupiając się w stu procentach na tytułowej bohaterce. Ta zadbała o osobistą perspektywę, pełniąc przy inspirowanym jej książkowymi wspomnieniami tytule rolę producentki wykonawczej (obok m.in. Moniki Lewinsky).

Amanda, w którą na ekranie wciela się Grace Van Patten („Dziewięcioro nieznajomych”), prowadzi nas jako główna bohaterka i narratorka przez kilkanaście lat swojej historii. Wszystko zaczyna się, gdy w studenckim mieszkaniu w Perugii zostaje znalezione ciało brutalnie zamordowanej Brytyjki Meredith Kercher (Rhianne Barreto, „Wyjęci spod prawa”). Mimo braku obciążających dowodów, lokalna policja kieruje podejrzenia w stronę amerykańskiej współlokatorki zabitej, Amandy Knox, oraz jej włoskiego chłopaka Rafaelle Sollecito (Giuseppe De Domenico, „Zero Zero Zero”). A potem sprawy toczą się bardzo szybko.
Na przestrzeni ośmiu odcinków (dwa pierwsze są już dostępne na Disney+, ja widziałem przedpremierowo całość) będziecie świadkami nie tylko śledztwa, oskarżenia i procesu, ale też wszystkich okoliczności pobocznych, które są choćby ciekawsze. Zobaczycie, jak łatwo opinia publiczna wydała w sprawie wyrok, jak sensacyjny temat podchwyciły i nakręcały media, a wreszcie, jak zwyczajna dziewczyna z sąsiedztwa stała się niesławną Foxy Knoxy – powszechnie znienawidzoną, drapieżną i rozpustną (rzekomą) morderczynią.
Sprawa Amandy Knox to sensacja, którą już znamy
Serial, którego twórczynią jest K.J. Steinberg („Tacy jesteśmy”), nie ogranicza się do okoliczności zaraz po zabójstwie. Fabuła prowadzi przez jego ciągnące się latami konsekwencje, budując portret bohaterki toczącej nierówną walkę z pełnym uprzedzeń systemem i żądną krwi opinią publiczną. Cała ta historia jest przez cały czas absolutnie szokująca i choćby po latach robi kolosalne wrażenie. No chyba iż już ją dobrze znacie.

Szansa na to jest całkiem spora, bo jak wspomniałem, historię Amandy opowiedziano już wielokrotnie, a serial bynajmniej nie przedstawia jej w nowatorski sposób. Przeciwnie, jeżeli znacie fakty choćby pobieżnie, seans nie będzie dla was zaskoczeniem, a może wręcz rozczarować. „Sprawa Amandy Knox” nie wypełnia brakujących luk, nie przedstawia dotąd nieznanych dowodów i nie przynosi przełomu w sprawie – mając takie oczekiwania, odejdziecie od ekranu z poczuciem straconego czasu.
Lepiej więc zawczasu je zmienić, mając świadomość, iż choć produkcja Hulu z dużą starannością odtwarza i ubarwia mocnymi detalami znane wydarzenia, to ostatecznie nie rzuca na nie nowego światła (punkt widzenia Amandy mogliśmy już poznać m.in. w netfliksowym dokumencie „Amanda Knox„). jeżeli zatem śledziliście tę historię wcześniej i szukacie aktualizacji, serial niekoniecznie jest skierowany do was. Co innego w przeciwnym wypadku, bo nieznajomość tej historii to najlepsze, co może się przydarzyć oglądającemu.
Sprawa Amandy Knox – od zabójstwa do tabloidów
Choćby dlatego, iż uzbrojeni w niewiedzę, odkryjecie z pierwszej ręki, jak fatalnie działał w sprawie zabójstwa Meredith włoski wymiar sprawiedliwości reprezentowany tu przez prokuratora Giulianiego Migniniego (Francesco Aquaroli, „Suburra”) i jego ludzi. Opierając się na poszlakach i prezentując jawnie seksistowską niechęć wobec podejrzanej, śledczy wyrastają na zbiorowy czarny charakter tej historii, łatwo kierując naszą sympatię w stronę dziewczyny.

Czy słusznie, to kwestia, której nie udało się w stu procentach wyjaśnić aż do tej pory, co zresztą serial podnosi na koniec sezonu. Wcześniej podział na dobrych i złych jest klarowny, a choć twórcy nie są wobec Amandy bezkrytyczni, jest to raczej krytyka jej lekkomyślnej i naiwnej postawy niż czegokolwiek innego. Mając to na uwadze, można poddać jej perspektywę w wątpliwość, ale kierując się wyłącznie serialową narracją, trudno stać po stronie obiektywnej prawdy. O ile w ogóle przyjmiemy, iż taka istnieje i różni się od wersji Amandy.
A nie jest o to łatwo, tym bardziej iż osaczenie bohaterki przez organy ścigania (czasem dosłowne, jak w klaustrofobicznej scenie przesłuchania z 2. odcinka) to nie jedyne, z czym musiała się mierzyć. Największe szambo wylało, gdy jej historię podchwyciły media, a Amanda stała się celem masowej nagonki. Tabloidowe nagłówki o intymnych szczegółach jej życia, świętoszkowate oburzenie, iż młoda dziewczyna uprawiała seks, czy sączący się zewsząd jad i pogoń za sensacją przekroczyły wówczas wszelkie granice – warto podkreślić, iż serial jest dość powściągliwy w przedstawianiu syfu, jaki towarzyszył sprawie.
Sprawa Amandy Knox to true crime oparte na emocjach
Zamiast bowiem iść na całość w oskarżycielskim tonie względem śledczych, mediów czy innych „życzliwych” Amandzie, twórcy zwrócili się ku emocjonalnej stronie historii. Słusznie, ale szkoda, iż niemal w całości skupili się przy tym na głównej bohaterce. Jasne, jej ewolucja jest kluczowa dla fabuły, ale… kilka nowego do niej wnosi.

Poświęcenie nieco miejsca związkowi Amandy z Rafaelle czy matce bohaterki, Eddzie (świetna Sharon Horgan z „Sióstr na zabój”), pokazują, iż odważniejsze wyjście poza utarty schemat mogło sprawdzić się tu lepiej. O uczynieniu Meredith kimś więcej niż „tylko” ofiarą zabójstwa choćby nie wspominam, bo z tym dziwny problem ma większość, jeżeli nie wszystkie dotychczasowe opracowania tej historii, co swoją drogą uderza rykoszetem w Amandę.
Cierpi zatem „Sprawa Amandy Knox” na banalnym podejściu, a wszystkiemu nie pomaga też to, iż scenariusz jest w staraniach o nadanie historii głębi mało subtelny, rażąc łopatologią, tandetą i psychologiczną płycizną. Doceniam, iż twórcy obrali akurat tę ścieżkę, mając do wyboru znacznie łatwiejszą drogę fabularnego efekciarstwa, ale powinno iść za tym coś więcej. W praktyce bowiem nowy i w miarę interesujący materiał dostajemy dopiero w dwóch ostatnich odcinkach. Wcześniej serial powtarza doskonale znane informacje, marnując okazję na nadanie im kontekstu głębszego, niż wałkowany wszędzie przez ostatnie 20 lat.
Sprawa Amandy Knox – czy warto oglądać serial?
Ten natomiast, jakkolwiek mocny, szokujący i oburzający, jest mimo wszystko mało oryginalny. A choć twórcy podejmują próby ożywienia historii na nowo, większość zabiegów mających uczynić ją atrakcyjną wypada co najwyżej przeciętnie. Co nie znaczy, iż „Sprawa Amandy Knox” jest serialem słabym. To solidna telewizyjna robota, której podstawowy problem polega na tym, iż w najmocniejszym punkcie została już do cna wyeksploatowana.

Trudno przeskoczyć taką przeszkodę, zwłaszcza gdy twoim asem w rękawie są refleksyjne próby pogodzenia się Amandy ze światem i przekonania go o własnej niewinności. To się po prostu nie sprzedaje, choćby mimo dobrego aktorstwa Grace Van Patten i fascynującej osobowości, jaką niewątpliwie jest sama Knox. Przykra i gorzka to konstatacja, ale nikt lepiej od niej samej nie wie, iż podkręcony przez tabu, choćby i całkowicie niezgodny z rzeczywistością kicz przyciąga uwagę znacznie mocniej, niż choćby najlepiej przedstawiona prawda.
Choć więc nie da się odmówić „Sprawie Amandy Knox” ogólnej sprawności, brak świeżego spojrzenia sprawia, iż bez większych zastrzeżeń serial mogę polecić wyłącznie tym, którzy tej historii nie znają lub znają pobieżnie. Nie wiedząc, czego oczekiwać, dostaniecie wciągającą, podnoszącą ciśnienie i satysfakcjonującą opowieść, której łatwiej będzie wybaczyć słabe punkty i niepotrzebne rozciągnięcie. W przypadku pozostałych oglądających wady będą już znacznie bardziej dokuczliwe, a pytania o sens powstawania tej produkcji (słusznie stawiane choćby przez rodzinę zamordowanej Meredith Kercher), staną się jak najbardziej zasadne.