Spotkałam się z kochanką męża gotowa na wszystko… ale wyszłam z nowym uczuciem

polregion.pl 2 tygodni temu

Przyjechałam do kochanki mojego mężczyzny, gotowa na wszystko… ale wyszłam z zupełnie innym uczuciem.

Nazywam się Krystyna i jeszcze kilka miesięcy temu byłam pewna, iż wiem wszystko o życiu, małżeństwie i zdradzie. Ale jedna wizyta przewróciła moją rzeczywistość do góry nogami. Teraz, gdy ból już trochę osłabł, chcę opowiedzieć, jak pojechałam do tej, która zabrała mi męża, żeby dać jej porządną burę… a skończyło się na tym, iż się zaprzyjaźniłyśmy.

Dwa miesiące temu mój mąż Marek spakował walizkę i wyszedł. Po prostu. Powiedział, iż nie da już rady żyć w atmosferze wiecznych pretensji. Byłam w shoku. Żyliśmy razem dziesięć lat, i choć od dawna nie było między nami ani namiętności, ani bliskości, nie myślałam, iż odważy się odejść. A już na pewno nie przypuszczałam, iż nie odchodzi w pustkę, tylko do innej kobiety.

Kiedy dotarłam do adresu tej Ewy – tak miała na imię – coś we mnie pękło. Byłam jak żywa nerwica. Serce waliło, ręce drżały. Pojechałam do jej domku pod Skierniewicami, wściekła, upokorzona, gotowa rzucić się na nią jak ostatnia przekupka na targu. Chciałam wyrzucić z siebie całą złość prosto w jej twarz. Odzyskać męża. Albo przynajmniej zrozumieć – dlaczego właśnie ona?

Drzwi otworzyła drobna kobieta około pięćdziesiątki. Żadnego uśmiechu. Tylko zmęczenie w oczach i coś, co wyglądało na cichy smutek.

— Więc to ty… — rzuciłam już od progu. — To ty zabrałaś mi męża?

— Jestem Ewa — odparła spokojnie. — A Marek pojechał pomóc mojemu bratu wymienić dach. Wróci jutro. Wejdź. Herbaty? A może świeżego mleka? Właśnie wydoiłam krowę.

Zaniemówiłam. Przyjechałam po wojnę, a tu mnie częstują mlekiem prosto od krowy! Weszłam, rozglądając się po domu. Wszystko było proste, ale zadbane, z duszą. Pachniało ziołami, pościel wyprasowana, na półkach książki, albumy, w kącie kosz z włóczką.

— Jakim cudem go zdobyłaś? — warknęłam. — Rzucił miasto, mieszkanie, wygodne życie, pracę… dla tego?

— Zapytaj jego. Sam przyszedł. Nie prosiłam go o to.

— Ach, nie prosiłaś?! — prawie krzyknęłam. — Ale pewnie od razu rzuciłaś mu się na szyję, jak tylko zobaczyłaś faceta z wypłatą i samochodem…

Ewa spojrzała na mnie z politowaniem:

— Krystyna, sama wychowałam dwoje dzieci. Męża nie mam od lat. Umiem harować i nie żyję złudzeniami. Ale umiem też szanować człowieka, którego kocham. Może to przyciągnęło Marka.

— Na pewno tylko narzekał na mnie! A ty to wykorzystałaś, żeby wleźć w nasze małżeństwo!

— Nie narzekał — odpowiedziała łagodnie. — Mówił. O tym, jak wracał do domu i co wieczór przypominałaś mu, ile ci zawdzięcza. Jak zawstydzałaś go przed znajomymi, jak robiłaś awantury. A on po prostu chciał spokoju. Chciał, żeby ktoś na niego czekał. Bez pretensji.

Zamilkłam. Zrobiło mi się głupio. W Ewie nie było złości, ani udawanego żalu. Tylko szczerość.

— Ty też jesteś zmęczona, Krystyna — ciągnęła. — Masz w środku ból. Ale nie kłęczmy się. jeżeli on zdecyduje odejść – nie zatrzymam go. Nie trzymam go na siłę. U nas jest po prostu… cicho.

Po raz pierwszy od wielu miesięcy nie miałam odpowiedzi. Usiadłam przy stole i zaczęłyśmy pić herbatę. Postawiła przede mną placek, przyniosła miód, domowy ser.

Potem powiedziała:

— Zostań na noc. Już ciemno, a jeszcze możemy pogadać. Pościelę ci w pokoju syna, on teraz na studiach.

Zostałam. Tej nocy prawie nie spałam. W głowie wirowały mi słowa Ewy, wspomnienia kłótni z Markiem, tego, jak zwalałam na niego swoje niezadowolenie z życia, jak krzyczałam, oskarżałam, użalałam się nad sobą… a nie widziałam, jak gaśnie obok mnie.

Rano wstałam cicho, zostawiłam kartkę:

*Ewo, przyjechałam do ciebie jak do wroga. A wyjeżdżam z szacunkiem. Dziękuję, iż nie poniżyłaś mnie, nie nakrzyczałaś, nie wyrzuciłaś. jeżeli los da ci szansę na szczęście – wykorzystaj ją. A gdy będziesz w Skierniewicach – wpadnij. Choćby na herbatę.*

Wyszłam. Bez histerii. Bez awantury.

Marek nie wrócił. Ale ja już nie chciałam, żeby wracał. Teraz wiedziałam na pewno: gdy ktoś odchodzi, znaczy, iż naprawdę było mu źle. A jeżeli ktoś inny dał mu ciepło, którego ja nie potrafiłam – niech będzie szczęśliwy.

A ja… mam jeszcze całe życie przed sobą.

Idź do oryginalnego materiału