Nosferatu to pradawny wampir i bohater niemieckiego filmu grozy sprzed ponad stu lat? A skąd! Przecież każdy doskonale wie, iż ten sympatyczny jegomość o bladej cerze jest tak naprawdę pracownikiem nocnej zmiany Tłustego Kraba – restauracji typu fast food, mieszczącej się w niewielkim miasteczku, znanym jako Bikini Dolne. Morderczy charakter i żądza krwi? Nie wiem gdzie chodzą takie słuchy, skoro za czarną szatą kryje się niesforny, lekko nieporadny wampir, oszczędny w słowach i niestroniący od żartów. A jego popisowa sztuczka? Aż strach napisać.
Z okazji miesiąca Wampirawki, prześledzimy prawdopodobnie najważniejszy występ słynnego hrabiego Orloka w szeroko rozumianej popkulturze i zawędrujemy do głębin oceanu, natrafiając na słynną kreskówkę o przygodach żółtej gąbki. Tak, Nosferatu to jeden z bohaterów serialu animowanego SpongeBob Kanciastoporty, przewijający się na przestrzeni dwóch dekad w wielu odcinkach. Przy okazji premiery Nosferatu Roberta Eggersa, reżyser w jednym z wywiadów podziękował twórcom SpongeBoba za zaznajomienie młodszej publiczności z postacią słynnego wampira. Brzmi abstrakcyjnie? To poczekajcie, aż usłyszycie, w jakich okolicznościach się pojawia i jaką najczęściej pełni funkcję.
Zanim jednak do tego przejdziemy: jak w ogóle do tego doszło, iż jeden z największych symboli i prekursorów horroru został bohaterem bajki dla dzieci? To zasługa jednego z reżyserów i scenarzystów SpongeBoba, Jay’a Lendera. Jak wspomniał w jednym z wywiadów, jako dziecko był ogromnym fanem czasopisma Famous Monsters of Filmland, w którym można było znaleźć mnóstwo artykułów i zdjęć poświęconych starym horrorom i filmom grozy. Ponieważ były to czasy przed internetem, dla Lendera stanowiło to pierwszą okazję do zetknięcia się z wampirem Nosferatu. Jest to o tyle zabawne, iż chcąc nie chcąc zrobił dokładnie to samo w SpongeBobie – choćby używając tego samego słynnego kadru, który sam lata wcześniej oglądał w czasopiśmie.

I to właśnie ten kadr jest zarówno najpopularniejszym, jak i debiutanckim występem hrabiego Orloka w SpongeBobie. Kilkanaście sekund edytowanego ujęcia z filmu z 1922 roku, na którym Nosferatu stoi w progu drzwi i bawi się przełącznikiem, na zmianę gasząc i zapalając światło. Wampir po raz pierwszy pojawia się w odcinku z 2002 roku, gdzie podczas nocnej zmiany Skalmar opowiada SpongeBobowi mrożącą krew w gąbkach historię o dawnym kuchciku przełączającym światło, ze szpatułką zamiast ręki. Wraz z narastającym napięciem okazuje się, iż opowiadana historia to bujda, a zbliżający się do nich skryty w cieniu jegomość to zwykły gość, chcący pracować w restauracji. Jedynie część z gaszeniem światła okazuje się prawdą i to właśnie sam Nosferatu jest za nie odpowiedzialny. W tle oczywiście słychać klasyczną muzykę hawajską – ukulele i te sprawy – a na deser kadr z uśmiechniętym od ucha do ucha wampirem, zadowolonym z udanego kawału. Ale, jak też sami bohaterowie zauważają, bardzo niesforny ten Nosferatu! Po ich reakcji jestem w zupełności przekonany, iż nie jest on żadnym krwiożerczym wampirem.
Żeby nie być gołosłownym – powtórzyłem ten odcinek, a choćby pokusiłem się o seans wielu innych. Kolejny z nich, The Night Patty z 11 sezonu opowiada o jeszcze jednej nocnej zmianie Pod Tłustym Krabem, jednak tym razem jej kierownikiem jest właśnie nasz główny zainteresowany. W tym odcinku jest on już ładnie wycięty i wklejony w podwodny świat, jednak wciąż wyraźnie odmienny względem stylu, kreski i jakości animacji. Trzeba przyznać, iż to właśnie najlepiej tu działa, gdy z kolorowym i animowanym światem nagle zostaje zestawiona czarno-białą postać, odgrywana przez prawdziwego człowieka – chociaż Max Schreck podobno był wampirem, więc kto wie czy faktycznie jest prawdziwy?

Bez dwóch zdań, moim faworytem jest odcinek z 13 sezonu o przeszywającym całe ciało dreszczem tytule Squidferatu. Skalmar omyłkowo otrzymuje list zaadresowany do Nosferatu i wraz ze SpongeBobem postanawiają wybrać się w podróż do jego zamku. Gdy przybywają do, powiedzmy, podwodnej Transylwanii, mieszkańcy próbują ostrzec bohaterów przed gospodarzem wzniesionego nad miastem zamku.
Twórcy bawią się tutaj w najlepsze i przez prawie dwadzieścia minut parodiują materiał źródłowy. Muszę przyznać, iż po zaznajomieniu się z kilkoma kinowymi wersjami hrabiego Orloka, ten odcinek SpongeBoba jest absurdalnie przezabawny. Zawiera te wszystkie elementy i smaczki, które dorośli widzowie doskonale będą mogli skojarzyć. Kolacja przy długim stole żywcem wyjęta ze Świątyni Zagłady, prowadzący do zamku tajemniczy powóz, trumna w podziemnym pomieszczeniu, a choćby starodawna stylistyka i pasujący do niej podkład muzyczny. Wisienką na torcie jest rzucona w pewnym momencie kwestia „He’s right behind us, isn’t he?” oraz „występ gościnny” Upiora z Upiora w Operze.

A teraz całkiem serio. Nie sądziłem, iż będę w tym tekście wspominać o takich rzeczach, ale chciałbym zwrócić uwagę na samą animację. Sam mam ogromny sentyment do starszych odcinków SpongeBoba i już wcześniej doskonale kojarzyłem scenę z 2002 roku, w której debiutuje Nosferatu. Tymczasem, dla przykładu, Squidferatu miał premierę nieco ponad 2 lata temu! Wspominam o tym dlatego, ponieważ zafascynowała mnie różnica nie tylko w płynności i jakości animacji, ale również w jej dynamice. Kwadrans tego odcinka był najintensywniejszym kwadransem na ekranie, jaki widziałem od dawna. Oczywiście, to o czym tutaj mówię jest naturalną, wynikającą ze zmieniających się standardów dynamiki akcji, koleją rzeczy, plus w moim przypadku przemawiała także kwestia pewnego rodzaju nostalgii. Niemniej, uważam, iż mogę wyczuć różnicę, która negatywnie świadczy w nowszym odcinkach za tym, co najbardziej cenię sobie w tej bajce – błogi i spokojny klimat, przeplatany z huraganem energii i absurdu, okraszonym kultową już muzyką.
Wracając do Nosferatu. Czy zaznajomienie oglądającego bajkę dzieciaka z postacią z horroru w taki sposób, jaki prezentuje SpongeBob Kanciastoporty, to dobry pomysł? Moim zdaniem idealny. W momencie premiery odcinka z 2002 roku niema wersja o wampirze z Transylwanii liczyła sobie 80 lat i raczej nie była niczym atrakcyjnym dla młodzieży. Skąd więc większość z nich miałaby w ogóle kojarzyć tę postać? Być może jeden usłyszał o nim w szkole, drugi natrafił w telewizji na interpretację Herzoga, a trzeci w decydującym etapie swojego życia zaczął interesować się kinem. A mogło być choćby tak, iż ktoś usłyszał głosy niezadowolenia swojego znajomego na mocno spóźnioną Polską premierę pewnego filmu i błyskawicznie skojarzył, iż jego bohatera poznał już lata temu, za sprawą takiej jednej gadającej gąbki i żartu o migającym świetle.