SMOK DIPLODOK. Polska animacja na światowym poziomie

film.org.pl 1 dzień temu

Wieloryb: Ale małe wielorybięta jak dawniej ssą mleko matki.
Bąbelek: Komar też ssak, a owad… Więc może i ty jesteś ssak, ale ryba.
Wieloryb: Nie denerwuj mnie!!! JESTEM SSAK, ALE SSAK!!!
Bąbelek: Może nie, może tak! Z budowy zewnętrznej to ty jesteś dla mnie ryba.
Wieloryb: To ja ci to zaraz udowodnię moją budową wewnętrzną.
[Wieloryb połyka bohaterów]

Bąbelek: Chciałem udowodnić, iż wbrew utartym opiniom, wieloryb jest rybą drapieżną!

Powyższy dialog pochodzi z komiksu Tadeusza Baranowskiego „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa” i stanowi przy okazji doskonały przykład cudownego, abstrakcyjnego humoru, który charakteryzuje wszystkie powieści graficzne tego artysty. Okazja, by o nich wspomnieć, oprócz tego, iż warto po prostu mówić o rzeczach dobrych, nadarza się wyśmienita, bo niedawno powstał film inspirowany dziełami Mistrza – „Smok Diplodok”. Mam przy tym wrażenie, iż o produkcji tej mówiło się zdecydowanie za mało i za cicho. Będę więc straszny i napiszę Wam recenzję. Nie, nie o Gąsce Balbince.

Dla mnie Tadeusz Baranowski to, obok Janusza Christy i Papcia Chmiela, najbardziej utytułowany polski twórca opowieści rysunkowych. Jego przyjemna dla oka kreska, zapadające w pamięć postacie (wampiry Szlurp i Blurp, podróżnicy Kudłaczek i Bąbelek, profesor Nerwosolek i jego gospodyni Entomologia, Orient Men, drażliwy wódz indiański Wielki Niepokój i inni) i przede wszystkim abstrakcyjny humor sprawiają, iż dzieła rysownika należą do kanonu polskiego komiksu i wciąż się je dobrze czyta. Jednocześnie do niedawna wydawało się rzeczą bardzo trudną, wręcz niemożliwą, by przenieść je na ekran, nie ujmując nic materiałowi źródłowemu. Na szczęście Wojciechowi Wawszczykowi i jego ekipie się udało. Nie tylko dostaliśmy więc film w duchu dzieł Baranowskiego, stanowiący przy okazji hołd dla autora, ale też mamy wreszcie polską animację na światowym poziomie.

Co więcej, zwiastuny były w tym przypadku całkowicie mylące, ponieważ sugerowały tytuł infantylny, przeznaczony wyłącznie dla dzieci, pozbawiony warstwy fabularnej czy też żartów skierowanych do dorosłego widza. Twórcy, inspirując się elementami z kilku albumów, stworzyli historię pełną świetnych pomysłów. Nie utracili przy tym humoru Baranowskiego, jego żartów słownych oraz charakterystycznego stylu graficznego. Oglądających czeka podczas seansu niejedno zaskoczenie, również wizualne (na przykład wątek z nosem czarodzieja).

Oprócz mnóstwa nawiązań do samych komiksów (cameo zaliczają między innymi Wielki Niepokój oraz Orient Men, a choćby sam autor), pojawiają się odwołania do klasyków filmowych, na przykład „Czy leci z nami pilot?”, „Niekończącej się opowieści” oraz „Latającego cyrku Monty Pythona”. Momentami jest wzruszająco, ale całość działa świetnie, posiada odpowiednie tempo i choćby jeżeli zdarzy się chwila, gdy akcja zwalnia, to zaraz twórcy serwują kontrującą ją ciekawą lub pokręconą scenę. I, przede wszystkim, „Smok Diplodok” jest niesztampowy, bo przebieg wydarzeń, choć z początku wydaje się dość szablonowy i charakterystyczny dla infantylnych animacji, gwałtownie nabiera oryginalności. A nade wszystko jest to pean na cześć jednej z najpotężniejszych sił we wszechświecie – wyobraźni. Szczególnie tej dziecięcej. To bezsprzecznie największa zaleta filmu.

Cieszy ponadto, iż Tadeusz Baranowski został wreszcie należycie doceniony. Miałem kiedyś przyjemność spotkać go osobiście i okazał się przemiłym i sympatycznym człowiekiem, jednakże w wywiadzie, którego byłem świadkiem, przemawiał z pewną goryczą, wynikającą z poczucia bycia zapomnianym. Na szczęście wszystko wskazuje na to, iż sytuacja się zmieniła: jego komiksy są ogólnie dostępne, a „Smok Diplodok” nie tylko okazał się dobrą animacją, ale ma szansę rozpropagować twórczość artysty na rynkach zagranicznych.

Polecam film, a także całą bibliografię Mistrza. To jeden z filarów polskiego komiksu i żywa legenda. Często nadużywa się przymiotników „kultowy” i „ponadczasowy”, ale w przypadku Tadeusza Baranowskiego są one jak najbardziej na miejscu. I mam nadzieję, iż „Smoka Diplodoka” niedługo też będzie można nimi opisać.

Idź do oryginalnego materiału