Po półrocznej przerwie Smoczy Książę powraca z ostatnim, finałowym sezonem. Grupa młodych bohaterów musi stoczyć ostateczną walkę z Aaravosem. Czy im się uda?
Szósty sezon serialu Smoczy Książę pozostawił widzów z emocjonującym zakończeniem. Aaravos został uwolniony, a Katolis doszczętnie zniszczone. W ostatnich odcinkach tej animacji Ezran, Callum i Rayla z pomocą swoich przyjaciół muszą zmierzyć się z Gwiezdnym elfem i ocalić świat przed jego zemstą.
Po finale można oczekiwać wiele. Twórcy serialu od dawna przygotowywali widza na starcie z potężnym elfem Aaravosem, poprzeczka wisiała więc wysoko. Niestety ostatni sezon Smoczego Księcia nie prezentuje się korzystnie, a zamiast satysfakcjonować, tylko zawodzi widza. Przysłowiowa poprzeczka pozostała nietknięta.
Cóż więc poszło nie tak? Przede wszystkim problem stanowi tu fabuła serialu. Choć to wielki finał, początkowe odcinki tylko zapychają czas ekranowy tak, jakby twórcy nie wiedzieli już co zrobić ze swoimi bohaterami. Końcowe epizody zaś nie przynoszą dobrych rozwiązań. Momentami pojawia się tu więc totalny brak logiki, a zachowania bohaterów często nie mają sensu. Chociażby samo postępowanie Claudii, która wyrusza z Aaravosem, aby sprowadzić na świat wieczną ciemność. Bohaterka, choć zeszła na złą drogę, zawsze kierowała się dobrem swojej rodziny. Jednak kiedy dowiaduje się, iż nie może już ostatecznie pomóc ojcu, mimo wszystko postanawia dalej realizować plan zemsty Aaravosa. W tym momencie nie przeszkadza jej już zniszczenie świata, a tym samym bliskich jej osób.
Drugim brakiem logiki, jak można zarzucić temu sezonowi, jest sama postać Aaravosa – a bardziej jego mocy. Smoczy Książę, wprowadzając tego bohatera, wielokrotnie podkreślał jego ogromną siłę i potęgę. Jednak kiedy elf otrzymuje upragnioną wolność, okazuje się, iż powstrzymanie tego złoczyńcy nie wymaga wielkiego wysiłku. Finałowa walka z Aaravosem rozczarowuje, nasi bohaterowie są w niej tak naprawdę zbędni, a cała potyczka trwa zaskakująco krótko.
Twórcy serialu starali się ukazać moralne rozterki bohaterów, a tym samym pokazać – jak sam Aaravos mówił – iż nic nie jest czarne lub białe. Choć bohaterowie starają się zachowywać adekwatnie, nie zawsze udaje im się podążać szlachetną drogą. Smoczy Książę we adekwatny sposób pogłębia charaktery postaci, ukazując ich wewnętrzne przemiany. Jedyny problem, jaki można tu odszukać, stanowi wątek Ezrana. Postać, zawsze kierująca się rozsądkiem i wyróżniająca się wielkim sercem, nagle w kwestii Runaana diametralnie się zmienia. Chłopak zdaje się nie pamiętać o zasadach, w które do tej pory wierzył. Nagła przemiana wydaje się więc mało przekonująca i powoduje jednie lekką irytację widza.
Smoczy Książę broni się jednak kilkoma elementami. Pierwszy z nich stanowi relacja Claudii i Aaravosa. Bohaterów dobrze ogląda się razem na ekranie, a ich duet stanowi moim zdaniem najciekawszy wątek tego sezonu. Wyróżnić należy również fakt, iż twórcom udało się zamknąć wszystkie wątki poruszane dotąd w poprzednich sezonach. Każda z postaci otrzymała swój czas, dzięki czemu żaden bohater nie został pominięty. Jednak przede wszystkim, Smoczy Książę wciąż pozostał piękną animacją. Świat przedstawiony w serialu dalej zachwyca swoimi kolorami i wspaniałą kreską.
Finałowy sezon Smoczego Księcia przynosi więcej rozczarowań niż zachwytów. Przede wszystkim serial pokonała jego własna fabuła. Na razie nie wiadomo, czy animacja będzie kiedykolwiek kontynuowana. Choć twórcy zostawili sobie kilka otwartych furtek, wszystko zależy od popularności tej produkcji na platformie. jeżeli jednak Smoczy Książę kiedyś powróci, mam nadzieję, iż twórcy lepiej poprowadzą tę historię.
Fot. główna: kadr z serialu Smoczy Książę