Czytaj też: Misja wykonana. Tom Cruise znów zachwyca jako agent. To ostatni raz?
Broadway jak marzenie
Po drodze była jeszcze premiera wznowienia kultowego „Glengarry Glen Ross” z Kieranem Culkinem i Bobem Odenkirkiem, a grono słynnych aktorów występujących w tym sezonie na Broadwayu uzupełnili Robert Downey Jr., Nicole Scherzinger, Mia Farrow i Sarah Snook. Obecność celebrytów w obsadzie sztuk i musicali nie jest niczym nowym, ale tak duże natężenie gwiazd w okresie może zaskakiwać i rodzić pytania. Także o to, czy ich obecność to gwarancja sukcesu i artystycznych wrażeń dla publiczności.
Każdy aktor marzy o Broadwayu. – Powodów jest kilka – uważa Natalia Jarczyńska, znana na Instagramie jako Pani od scen, dziennikarka portalu BroadwayWorld, która od wielu lat obserwuje najsłynniejszą teatralną scenę świata. – Pierwszym są ambicje artystów. Chcą pokazać wszechstronność, potwierdzić klasę, a występ na deskach teatralnych jest postrzegany jako najbardziej wymagający. Czasem Broadway jest zwieńczeniem pięknej kariery lub ostatnim elementem do skompletowania EGOT – aktorskiego „wielkiego szlema”. Gdy zdobyli już Emmy, Grammy i Oscara, brakuje im jeszcze nagrody Tony. Ale przede wszystkim każdy z aktorów zawsze podkreśla, iż występ na Broadwayu jest po prostu ich marzeniem. Choć brzmi to jak standardowa formułka wygłaszana na potrzeby premiery, to jest w tym szczera prawda, bo Broadway naprawdę zajmuje w kulturze amerykańskiej wyjątkowe miejsce.
Słowa ekspertki potwierdzają sami artyści. Sarah Snook przyznała, iż zagranie 26 różnych postaci w sztuce „The Picture of Dorian Grey” było największym wyzwaniem i przyjemnością w jej życiu. Z kolei ogłaszając swój debiut, George Clooney wygłosił oświadczenie, w którym nazwał Broadway „miejscem i formą sztuki, o których marzy każdy aktor”.
Czytaj też: Trzymaj się, Pamelo! Skandale i traumy jej nie zatopiły. Wciąż jest boska
Im drożej, tym lepiej?
Z gwiazdami „Othella” jest trochę inaczej. Dla Washingtona i Gyllenhaala występ na Broadwayu to nie pierwszyzna. Obaj kilkakrotnie udowodnili, iż na deskach teatru czują się równie dobrze jak na planie w Hollywood. Można choćby powiedzieć, iż w ich przypadku to powrót do korzeni, choć wszystko wskazuje, iż chodzi raczej o pieniądze. – Broadway to ogromna inwestycja i wielkie ryzyko. Możemy go porównać do start-upów, gdzie wypala jeden pomysł na dziesięć. Ale gdy już wypali, to można na nim zarobić naprawdę sporo, a obecność znanych nazwisk w obsadzie zwiększa szanse na sukces. choćby jeżeli nie będzie to hit na miarę „Hamiltona”, to twórcy mają gwarancję, iż spektakle nie spadną z afisza po kilku tygodniach – tłumaczy Natalia Jarczyńska.
Ze sztukami „Othello” i „Good Night, and Good Luck” znowu jest trochę inaczej, bo od początku założono ściśle określony czas, w którym będą grane. Spektakle zamknięcia zaplanowano na 8 czerwca, co tylko zwiększyło ich atrakcyjność, no i popyt. Pierwszy z nich zwrócił się już na półmetku, a drugi na początku maja pobił rekord tygodniowej sprzedaży, przekraczając magiczną barierę 4 mln dol.
Sęk w tym, iż nie udałoby się wykręcić takich wyników, gdyby ceny biletów oscylowały w okolicach średniej na Broadwayu, wynoszącej w poprzednim roku ok. 130 dol. Wejściówki na „Othella” dochodzą do tysiąca dolarów, a najdroższe bilety na występy Clooneya kosztują ponad 1,6 tys. – Dla turysty z Tennessee, który odwiedza Nowy Jork i chciałby zobaczyć spektakl na Broadwayu, to kosmiczna cena – potwierdza Natalia Jarczyńska – ale dla śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku na pewno nie. Mam choćby wrażenie, iż dla tego grona im drożej, tym lepiej, bo pokazanie się na takiej imprezie to dla nich plus 10 pkt do wizerunku.
Czytaj też: Gorąca wiosna w Teatrze Telewizji. Podpowiadamy, co obejrzeć
Krytyka proporcjonalna do ceny
Wysoką cenę zapłacą też turyści spoza USA, którzy jadą do Nowego Jorku, żeby nie tylko zwiedzać, ale przede wszystkim zaznać miasta i jego atrakcji, a zobaczenie na żywo któregoś z topowych aktorów to niezapomniane doświadczenie. Pozostaje pytanie, czy pod kątem artystycznym jest to na pewno doświadczenie najwyższych lotów? jeżeli wyznacznikiem poziomu są nominacje do nagród Tony, to odpowiedź brzmi: niekoniecznie. „Good Night, and Good Luck” zgarnął ich pięć, w tym nominację dla Clooneya za główną rolę. Nominacje otrzymały także Sara Snook, Mia Farrow oraz Nicole Scherzinger.
Wielkim przegranym okazała się sztuka „Othello”, która nie dostała ani jednej. Opinie są faktycznie mieszane, od zachwytów do niepozostawienia na spektaklu suchej nitki. W historii Broadwayu angaż gwiazd nie zawsze przekładał się na poziom, a wówczas wysokie ceny obracają się przeciw twórcom. Im droższe wejściówki, tym wyższe oczekiwania, więc spektakl musi być perfekcyjny. jeżeli są niedociągnięcia, krytyka będzie proporcjonalna do ceny. Natalia Jarczyńska pamięta też inny przykład spektakularnej klapy – „Spidermana” z 2011 r. Muzykę do musicalu napisali Bono i The Edge z U2, sam spektakl był najdroższą produkcją w historii, z budżetem aż 75 mln dol., a mimo to okazał się klapą.
Czytaj też: Agnieszka Przepiórska o Stańczakowej: Wyprzedzała swoje czasy
Wyjście z kryzysu
– Mam wrażenie, iż od 2015 r., gdy zadebiutował „Hamilton”, nie pojawiła się żadna produkcja, która byłaby prawdziwym hitem. Wcześniej regularnie mieliśmy przeboje, choćby „Król Lew” czy „Mamma Mia!”. Celebryci są więc też sposobem na to, żeby zwrócić uwagę na konkretną sztukę i szerzej – na Broadway, który wciąż próbuje się odbudować po kompletnej zapaści w pandemii, rywalizując z wieloma nowymi formami rozrywki, które zdobyły popularność w ostatnich latach – mówi Natalia Jarczyńska, zwracając uwagę na jeszcze jeden aspekt angażu gwiazd. Którym Broadway szczyci się od początku swojego istnienia, polegający na umiejętności zawalczenia o publiczność oraz wychodzenia z każdego kryzysu.