Skarb pod cudzym dachem: opowieść o złocie, sprycie i… uczuciach

twojacena.pl 1 tydzień temu

Dzisiaj postanowiłem spisać pewną historię, która wydarzyła się, gdy pojechałem na wieś do dziadka Henryka. Przywiozłem ze sobą nie tylko ubrania, ale też coś szczególnego – wykrywacz metalu. Dziadek od progu obserwował mnie podejrzliwie, aż w końcu nie wytrzymał:

— Co ty tam kombinujesz, Wojtku? Ryby w ziemi szukasz?

— Dziadku, to nie wędka. To prawie profesjonalny wykrywacz. W internecie czytałem, iż podobno gdzieś tutaj zakopano złoto. Chcę spróbować je znaleźć.

Staruszek uśmiechnął się, zamyślił i po chwili odparł:

— Opowieść o tym skarbie znam od mojego ojca… I wiesz co? Chyba choćby wiem, gdzie go szukać. Szkoda tylko, iż teraz stoi tam dom.

Poczułem przypływ ekscytacji:

— To może dasz radę ich przekonać, żeby mnie wpuścili?

Dziadek wzruszył ramionami i przymrużył oko:

— Może i dam. Ale wątpię, żeby pozwolili ci kopać. choćby jeżeli coś znajdziesz – prawnie należy się im, bo to ich ziemia. Chyba że… spróbujesz inaczej.

— Jak to inaczej?

— Mieszkają tam rodzice, a niedawno przyjechała do nich córka – Kinga. Mądra, skromna dziewczyna. Oto twój prawdziwy skarb.

— Dziadku, znowu zaczynasz! Ja nie przyjechałem szukać dziewczyny, tylko złota.

— A ja mówię, iż nie o złoto chodzi? – roześmiał się. – Tyle iż skarb każdy ma inny. jeżeli się z nią zaprzyjaźnisz, może pomoże ci przekonać rodziców. A jak coś znajdziecie – może podzielą się zyskiem.

Zawahałem się, ale iskra nadziei nie zgasła:

— Jesteś pewny, iż skarb tam jest?

— Pewny jak własne imię. Mój ojciec opowiadał, iż sto lat temu, podczas wojny, jakiś urzędnik uciekał z workami złota. Szukali go wszędzie, ale nigdy nie znaleźli. Potem wybudowano dom – i ślad się urwał.

— I przez całe życie wiedziałeś, a nie szukałeś?

— A jak? Łopatą całą działkę przewrócić? Wykrywacza nie miałem. Ale teraz… przyjechałeś ty.

— No dobrze. Tylko jak mam zagadać do tej Kingi?

— To już nie do mnie, tylko do losu. Pójdziemy tak, niby przypadkiem. Ja zacznę rozmowę o mszycach – patrz, jak jabłonie obgryzają. A ty się przedstaw, zagadaj. No, bądź mężczyzną!

Chwilę się wahałem, ale w końcu się zgodziłem. Po dziesięciu minutach staliśmy przy ich furtce. Dziadek zagaił o szkodnikach, a ja spotkałem wzrok dziewczyny, która wyszła przed dom. Kinga. Ciemne włosy, brązowe oczy, uśmiech, który od razu rozbroił. Zapomniałem, po co tu jestem.

Rozmawialiśmy. Poszliśmy nad jezioro, potem pomagałem jej rozłożyć nową siatkę na winorośl. Wykrywacz leżał w pudełku. Każdego wieczoru wracałem do dziadka tylko się przespać. Nie myślałem już o skarbie.

Po tygodniu szykowałem się do wyjazdu. Dziadek siedział na ławce, pykając fajkę, i spytał z uśmiechem:

— No i co, znalazłeś swój skarb?

Spojrzałem w niebo, gdzie zapadał zmierzch, i uśmiechnąłem się:

— Znalazłem, dziadku. Tylko nie ten, którego szukałem.

— A nie mówiłem… Prawdziwe złoto nie leży w ziemi. Znajdziesz je w ludziach.

Wykrywacz został w szopie, przykryty płótnem. A Kinga – w moim sercu.

Czasem to, czego szukamy, znajdujemy zupełnie gdzie indziej. I to jest właśnie największa lekcja.

Idź do oryginalnego materiału