Kobiety, dla których sprawy ojczyzny zawsze stały na pierwszym miejscu, aktywistki zaangażowane w życie lokalnej społeczności, panny wykształcone i niezależne. Wnuczki wielkiego patrioty i powstańca, córki ziemianina, siostry powstańca wielkopolskiego i uczestnika II wojny światowej.
Kiączyn
Gniazdem rodowym Łubieńskich herbu Pomian stał się Kiączyn – wieś wzmiankowana po raz pierwszy w połowie XIV wieku jako Kiyonczyno. W XVIII wieku było tu osiem chałup komorniczych, mieszkał też młynarz, owczarz, rataj i żyd. Folwark obejmował gorzelnię, owczarnię, stodołę, chlewnię i oborę. W pierwszej połowie XIX wieku właścicielami zostali Łubieńscy – Bogusław i jego żona Anna z Grodzickich.
Gazeta Powszechna (1928.09.13) we „Wspomnieniu o Bogusławie Łubieńskim (1825-1885)” nazwała go jednym z najzacniejszych mężów naszej dzielnicy i wybitnym patriotą.

Dwór w Kiączynie, fot. z zasobów Biblioteki w Kaźmierzu
Przypominając jego sylwetkę podkreślano, iż już od szkolnych lat angażował się w działalność konspiracyjną, za którą został aresztowany i skazany na dwuletni pobyt w więzieniu, a mimo to nie poddał się i wziął udział w 1848 roku w bitwie pod Miłosławiem.
Podobnie nie pozostał obojętny, gdy wybuchło powstanie styczniowe – dla powstańców kupował broń za granicą i za to trafił do więzienia w Moabicie. Kiedy został posłem do sejmu pruskiego (1859-77) stawał w obronie języka polskiego i praw obywatelskich. Wraz z małżonką uczynili swój dom miejscem gościny dla licznych uczestników powstania styczniowego.
Siostry Łubieńskie
Siostry Łubieńskie, choć przyszły na świat już po śmierci dziadka, to dorastały w domu, w którym jego postać i zasługi były wciąż pamiętane i stały się drogowskazem, jak należy wypełniać obowiązki wobec ojczyzny. Tym bardziej w czasach, gdy nasilała się polityka germanizacyjna, a język polski był rugowany ze szkól.
Rodzice dziewcząt – Wojciech (zasłynął upartą walką o polską nazwę Kiączyna) i Joanna z Chełkowskich, aktywnie działali między innymi w Towarzystwie Czytelni Ludowych. Co więcej dostrzegali potrzebę kształcenia nie tylko własnych dzieci, ale i tych, które mieszkały w ich majątku. Powołali szkołę ludową, w której rolę nauczycielek pełniły ich córki.
Anna Łubieńska (1887-1960) w „Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii” pisała:

Kurs szycia, fot. z zasobów Biblioteki w Kaźmierzu
„miałam zaledwie ósmy rok życia, zaledwie zdołałam opanować elementarz, już byłam nauczycielką w szkole ludowej zorganizowanej w naszym kiączyńskim dworze. Praca ta łatwa nie była”.
W efekcie cała służba folwarczna posiadła umiejętność czytania i pisania. Lekcje odbywały się w specyficznych warunkach.
Maria Łubieńska (1886-1954) zapamiętała, iż nauczane dzieci spotykały się przy sortowaniu jabłek, pośrodku był przygotowany dołek, do którego w razie pojawienia się żandarma można było gwałtownie wrzucić książki i je przysypać słomą. zwykle też jedno z dzieci stało na czatach, ostrzegając przed wizytą żandarma. Ten, nie zauważywszy nic podejrzanego, oddalał się, a lekcje kontynuowano.
Józefa
W 1910 roku w Kaźmierzu powołano Bank Ludowy – niewielką spółkę kredytową. Rok później zaszły tu zmiany w zarządzie – wtedy to na stanowisko podskarbiego powołano Józefę Łubieńską (1888-1950).

Kurs gotowania, fot. z zasobów Biblioteki w Kaźmierzu
Warto podkreślić, iż od 1911 do 1918 roku trzyosobowy zarząd banku nie pobierał wynagrodzenia, a Józefa pracowała w zarządzie nieprzerwanie aż osiem lat.
Z wielkim prawdopodobieństwem można przyjąć, iż to wtedy poznała swego przyszłego małżonka Zygmunta Adolfa Kierskiego (1881-1950) członka zarządu i kierownika gdańskiego oddziału Banku Kwilecki, Potocki & Co. AG w Poznaniu, jednego z założycieli Poczty Polskiej w Gdańsku, konsula honorowego Królestwa Rumunii i dziekana korpusu dyplomatycznego w Gdańsku.
Wypadek na polowaniu
Panny Łubieńskie kształciły się w szkołach krajowych, ale i za granicą. Każda z nich zdradzała inne talenty – Anna miała zdolności pedagogiczne, Marię fascynowała geografia, a Józefa lubiła matematykę. Tym, co je łączyło była znajomość języków obcych – władały biegle angielskim, francuskim i niemieckim, a Maria po zamążpójściu gwałtownie przyswoiła sobie rosyjski (jej wnuczka zapamiętała, iż czytała Tołstoja w oryginale).
W 1903 roku, kiedy wraz z matką przebywały za granicą, zginął tragicznie ich ojciec – w czasie polowania na rogacza, wyskakując z bryczki, postrzelił się i zmarł.
Wojciech osierocił córki, które miały kolejno 17, 16 i 15 lat, zaś ich brat zaledwie 10. Matka – po niespełna dwudziestu latach małżeństwa, objęła w zarząd majątek, który po osiągnięciu pełnoletności miał przejąć Bogusław.

Dwór w Kiączynie, fot. Muzeum Zamek Górków
Warmia
Po odzyskaniu w 1918 roku niepodległości rodzina Łubieńskich aktywnie zaangażowała się w ruch odniemczania Kaźmierza i powiatu szamotulskiego. Młody Bogusław został członkiem Rady Robotników i Żołnierzy. Natomiast Anna jako jedna z zaledwie 129 kobiet wybrana została delegatką do Sejmu Dzielnicowego, który obradował w Poznaniu w dniach od 3 do 5 grudnia 1918 roku. Wzięła udział w pracach komisji dla spraw oświaty i szkolnictwa. W Poznaniu poznała też Helenę Sierakowską z Waplewa w powiecie malborskim, która zaproponowała jej pracę oświatową.
Warmia bowiem już niedługo stała się areną okrutnej walki o przynależność państwową, która miała zostać rozstrzygnięta w drodze plebiscytu.
Anna z własnych funduszy i wspierana finansowo przez matkę podjęła się niezwykle trudnego zadania – miała zorganizować na teren Warmii pięćdziesiąt ochronek (przedszkoli) dla polskich dzieci. W Olsztynie zamieszkała w hotelu Deutsches Haus – właściciel Niemiec, gdy dowiedział się o jej misji, robił wszystko żeby ją stamtąd wyrzucić. Dzięki pomocy poznanego tam Anglika Ernesta Garnera uniknęła pobicia.
Przez wiele dni wyprawiała się pociągiem do okolicznych miejscowości, aby przekonać polskich gospodarzy do stworzenia ochronki – mieli oni użyczyć izby do nauki i namieszkanie dla nauczycielki. Niemcy zastraszali Polaków, stąd też zdarzało się, iż chłopi wycofywali się z umowy.
Anna podróżowała koleją przemierzając drogę z dworca pieszo – nierzadko była obrzucana kamieniami czy obelgami, a kiedyś choćby poszczuto ją ogromnym psem. Gdyby nie spokój i opanowanie, które zdołała zachować, pewnie mogłoby to skończyć się dla niej tragicznie. Podobnie jak sytuacja, gdy w czasie podróży do jej przedziału wtargnęli niemieccy bojówkarze – tu również, jak sama stwierdzała, Opatrzność obroniła ją przed agresją.

Anna Łubieńska, fot. z zasobów Biblioteki w Kaźmierzu
Do trosk na Warmii doszła jeszcze obawa o życie siostry – Maria (była już mężatką i matką czworga dzieci) bowiem dołączyła do Anny, aby agitować za Polską. Niemcy próbowali ją zlikwidować i tylko dzięki wsparciu i opiece życzliwych ludzi udało się uniknąć śmierci. Wnuczka Marii zapamiętała też, iż babcia w czasie pobytu w Olsztynie kiedyś rozdawała ulotki na ulicy. Podchodzili do niej też Niemcy, którzy biorąc ulotkę, szczypali ją i poranili ręce aż do krwi.
Anna
Anna zaniepokojona niewielkim zaangażowaniem władz w sprawę plebiscytu, udała się do Warszawy, próbując dostać się do premiera i różnych ministerstw. Dopiero spotkanie z marszałkiem sejmu Wojciechem Trąmpczyńskim (pochodził z Wielkopolski, bywał często w Kiączynie) przyniosło rezultaty – nauczyciele z Poznańskiego ruszyli na Warmię i Mazury, aby podjąć pracę oświatową.
Choć plebiscyt na Warmii przyniósł niepomyślne dla Polaków rozwiązanie, to Annie udało się w sumie zorganizować aż dwadzieścia pięć ochronek w powiecie reszelskim. Swoje doświadczenia Anna wykorzystała też pracując przy plebiscycie na Górnym Śląsku.
Po powrocie do Kiączyna Anna podjęła się utworzenia Koła Włościanek i stanęła na jego czele jako prezeska gromadząc niedługo około stu kobiet. Organizowała i finansowała kursy, referaty i wycieczki. Po ślubie brata, wyjechała do Warszawy i podjęła pracę w ośrodku dla niewidomych w Laskach.
W Warszawie wydała też „Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii”. W czasie II wojny w Warszawie zajęła się tajnym nauczaniem. Po wojnie udała się na Ziemie Odzyskane, gdzie utrzymywała się z tłumaczeń z języków francuskiego i angielskiego.
Maria
Natomiast Maria wróciła do Woli Raciborskiej, gdzie od zamążpójścia (1910) mieszkała wraz z mężem Alfredem Piwnickim i dziećmi. Jeszcze przed wielką wojną prowadziła działalność oświatową organizując tzw. kursy wieczorowe. Gromadziła kobiety zarówno na modlitwy, jak i pogadanki o żywieniu czy wychowaniu potomstwa.

Maria z Łubieńskich Piwnicka, fot. z zasobów Biblioteki w Kaźmierzu
Gdy wybuchła I wojna i dotarły do niej wieści o wielkim głodzie w Łodzi – pojechała tam kilkoma wozami i przywiozła do Woli Raciborskiej kilkadziesiąt osób (dzieci, młodzież i starców). Ulokowała ich w jednym z budynków, lecząc ze świerzbu. Znajdowała im rodziny, w których mogli się wychowywać. Odwiedzała też swych podopiecznych, sprawdzając jakie mają warunku.
Mimo różnych przykrości i perypetii starała się, aby udało się im wyjść na ludzi. Swoje dzieci (a było ich siedmioro – jeden syn i sześć córek) Maria angażowała w pomoc dla biednych – chodziły z nią na wieś nosząc lekarstwa, jedzenie czy odzież.
Wnuczka Marii zapamiętała, iż jedną z zasad było okazywanie szacunku wszystkim, niezależnie od statusu. Zdarzały się w towarzystwie osoby podające rękę tylko godniejszym od siebie, wtedy Maria mówiła dzieciom:
„tak postępują tylko nie bardzo dobrze wychowane osoby. Wy macie się witać ze wszystkimi, a starszych całować w rękę” .
Maria, mimo natłoku obowiązków domowych, aktywnie działała w Kole Ziemianek, Akcji Katolickiej, Dozorze Szkolnym. Gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka, dzieci Piwnickich zostały wysłane do Kiączyna, Alfred wstąpił do formującego się Pułku Ułanów, zaś Maria została sanitariuszką.

Fot. Obserwator Kaźmierski, 2019, nr 6, s.19
Nie omijały jej problemy finansowe – Alfred nieumiejętnie gospodarował Wolą Raciborską. Stąd też majątek został wykupiony przez brata i szwagra Marii – Bogusława Łubieńskiego i Zygmunta Kierskiego, dzięki czemu mogli w nim pozostać.
Marię w tej sytuacji najbardziej niepokoił fakt, iż nie mogłaby wypłacić służbie folwarcznej należności w gotówce. Gdy wybuchła II wojna Maria założyła szpital i pomagała uciekinierom, po wejściu Niemców, została wyrzucona z majątku i przeniosła się do Kutna. Tam organizowała Czerwony Krzyż, pomagała Żydom w getcie, ratowała wysiedlonych, posyłała paczki do oflagów i stalagów.
Gdy odmówiła podpisania volkslisty, musiała opuścić Kutno. Po wojnie osiadła na Pomorzu i została nauczycielką.
Sprawa narodowa
Ludwika Sołtys (zwana Ludką) pełniąca w latach 30. XX wieku obowiązki bony dzieci Bogusława Łubieńskiego wspominała, iż działalność społeczna nie była obca tej rodzinie i wymieniała tu trzy siostry Bogusława. Co więcej podkreślała również, że:
„w domu Łubieńskich sprawa ogólna, narodowa stawiana była ponad sprawami życia prywatnego”,
a za swój pierwszy obowiązek uważali służyć ojczyźnie. Rodzeństwo urządzało z ludźmi Kiączyna i Kaźmierza amatorskie przedstawienia w celu zapoznania z przeszłością Polski i budzenia uczuć patriotycznych. Z inicjatywy pań Łubieńskich we wsi wybudowano piec chlebowy, używany jeszcze długo po wojnie przez mieszkanki Kiączyna.
Siostry Łubieńskie przyszły na świat w XIX wieku, kiedy to panny wychowywano na żony i matki. One jednak od najmłodszych lat angażowały się w działalność społeczną i patriotyczną. Dzięki zasadom obowiązującym w rodzinnym domu, wyrosły na osoby obowiązkowe, uczciwe, pracowite i dzielne.
Wychowano je w szacunku do innych, niezależnie od tego, jaką ktoś zajmował pozycję w hierarchii społecznej. Ich posagiem były zdobyte umiejętności, wiedza i wykształcenie. Uczono je, iż ważna jest praca dla innych, iż pieniądze nie są czymś danym na zawsze i iż należy się nimi dzielić z potrzebującymi.
Ważne były zasady moralne – prawdomówność, brak próżności. Tu najlepszym przykładem są wspomnienia dotyczące zamążpójścia Marii – ślub odbył się w kiączyńskim dworze bez rozgłosu, jedynie wśród najbliższych. Podobnie też dziewczęta uważały, iż najpierw trzeba pomagać, a dopiero potem myśleć o sobie.
Praca organiczna
Siostry Łubieńskie – Maria, Anna i Józefa – Wielkopolanki oddane swojej ojczyźnie, świadome i zaangażowane obywatelki, choć nie trafiły do podręczników, są przykładem pracy organicznej.
Może to dzięki nim Kiączyn był jedyną gromadą w gminie Kaźmierz gdzie w okresie międzywojennym sołtysem była kobieta Michalina Maćkowiakowa?

![Marta Kaczyńska przyłapana z mężem w Sopocie. Rzadko spędzają wspólnie czas [ZDJĘCIA]](https://images.iberion.media/images/origin/marta_kaczynska_front_1_fce34c1fcd.png)

