Trzech
gangsterów, Steele, Lomax i Billy, włamuje się do pokoju
hotelowego wynajmowanego przez ich dłużnika. Po dłuższej chwili
pożyczkobiorca wchodzi do środka ze swoim kochankiem, prosto w
zabójcze łapy nieproszonych gości. Potem gang Steele'a opuszcza
miasto i kieruje się na zapadłą prowincję, wierząc, iż tam nie
dosięgnie ich karząca ręka sprawiedliwości. Herszt bandy i
lojalniejszy z jego podwładnych terroryzują ekspedientkę sklepu
samoobsługowego, a następnie ich uwagę zwraca odizolowana farma,
gdzie zastają dziewczynę imieniem Lisa i jej całkowicie
sparaliżowanego dziadka. Steele i Lomax zgodnie uznają, iż to
doskonałe miejsce na przeczekanie pogoni policyjnej. Zmuszają Lisę
do usługiwania im, błędnie zakładając, iż mają do czynienia z
bezbronną, słabą istotą.
 |
Plakat filmu. „Axe” 1974/1977, Frederick Productions, Empire Studios |
Urodzony
w 1948 roku na Brooklynie Frederick R. Friedel zainspirowany wyczynem
(„Obywatel Kane” 1941) Orsona Wellesa swego czasu dążył do
nakręcenia swojego pierwszego filmu najpóźniej w dwudziestym
piątym roku życia. Za marzeniem gonił oczywiście w Los Angeles,
gdzie w końcu udało mu się pozyskać cennego partnera – w
gruncie rzeczy mało doświadczonego producenta (i aktora) J.G.
Pattersona Jr., ale znanego miłośnikom krwawego kina grozy dzięki
długiej współpracy z Herschellem Gordonem Lewisem - wzbudzić
zainteresowanie swoim pomysłem na horror. Etap produkcji trwał
dziewięć dni i kosztował zaledwie dwadzieścia pięć tysięcy
dolarów. Główną lokalizacją był wiejski dom na obrzeżach
Charlotte w Karolinie Północnej, wypożyczony od prywatnych
właścicieli (na około trzy dni) za jedyne dwadzieścia pięć
dolarów. Sekwencja otwierająca powstała w Hotel Charlotte (działał
też pod nazwami „Queen Charlotte Hotel”, „White House Inn” i
„White House Hotel”), prawdopodobnie wtedy już
niefunkcjonującym. Hotel w dzielnicy Uptown w Charlotte w Karolinie
Północnej, wpisany na listę zabytków historycznych w 1979 roku,
zamknięto w 1973 roku (piętnaście lat później budynek zburzono),
a zdjęcia główne do teoretycznie debiutanckiego filmu Fredericka
Friedela miały powstać zimą 1974 roku. Pierwszy pokaz ponoć odbył
się w Greenville w Karolinie Południowej jeszcze w tym samym roku
(9 grudnia), pod preferowanym przez reżysera i scenarzystę tytułem
„Lisa, Lisa”. Inne źródła podają, iż światowa premiera tej
pozycji miała miejsce dopiero w 1977 roku. Tak czy inaczej, od
drugiej połowy lat 70. XX wieku obraz funkcjonuje głównie pod
nazwą „Axe” (pol. „Siekiera”) - pozostałe alternatywne
tytuły: „The Axe Murders”,„California Axe Massacre” (ażeby
popłynąć na fali „Texas Chainsaw Massacre” Tobe'ego Hoopera).
Niespełna
70-minutowy exploitation film w reżyserii i na podstawie
scenariusza niezbyt płodnego amerykańskiego twórcy. Z nieobszernej
filmografii Fredericka R. Friedela recenzenci najczęściej
wyróżniają „Date with a Kidnapper” z 1976 roku. Ale nie ulega
wątpliwości, iż to „Siekiera” zyskała największą
oglądalność – zdecydowanie najbardziej znane dziełko Friedela –
co może zawdzięczać brytyjskim cenzorom z lat 80. XX wieku:
wciągnięciu na niesławną listę video
nasties (sekcja pierwsza). Na Wyspach film został
zalegalizowany dopiero w 1999 roku, a adekwatnie wersja okrojona o
dziewiętnaście sekund; pierwsze wydanie całości w tej części
świata pojawiło się w 2005 roku. Przez lata krążyły plotki, że
odtwórczyni głównej roli żeńskiej Leslie Lee zmarła zaraz po
zakończeniu zdjęć do „Siekiery”, co Friedel zdementował w
2015 roku, stwierdzając, iż kobieta mieszka z mężem w Cabo San
Lucas w Meksyku. Przy okazji obalił też inny mit związany z
„Siekierą”, mówiący o skandalicznej pracy z nieletnią. Przez
długi czas panowało przekonanie, iż w niesmacznym filmie
Fredericka Friedela zagrała ledwie trzynastoletnia dziewczyna,
podczas gdy odtwórczyni tej kontrowersyjnej roli na pokład
„Siekiery” weszła w dwudziestym trzecim roku życia – w tamtym
czasie Leslie Lee realizowała się w modelingu, ale stawiła się (z
własnej, nieprzymuszonej woli) na przesłuchanie do „wielkiego
dzieła” początkującego amerykańskiego filmowca. Friedel nie
ukrywa, iż dołożono wszelkich starań, by maksymalnie wydłużyć
poszczególne sceny „Siekiery”, włącznie z planszą początkową
i końcową, co przypuszczalnie było podyktowane nie tyle brakiem
pomysłu na rozwinięcie fabuły, ile brakiem funduszy. Można
powiedzieć, iż usiłowano zrobić coś z niczego, w czym pomogła
bardzo niska gaża wszystkich członków ekipy (dziesięć dolarów
na głowę za każdy dzień pracy). Coś zrobiono, ale jakości
„Martwego zła” Sama Raimiego, jednego z najsłynniejszych ultra
niskobudżetowych horrorów (nie aż tak taniego jak „Siekiera”),
lepiej się nie spodziewać. Zaczynamy od zdjęcia białego domu na
wsi – ponad dwuminutowe ujęcie (napisy początkowe i fantazyjna
karta tytułowa) – później powiązanego z
„Pearl”
Ti Westa,
zresztą podobnie/identycznie jak parę innych kadrów. Akcja
„Siekiery” zawiązuje się w obskurnym, klaustrofobicznym pokoju
hotelowym w dużym amerykańskim mieście, w którym rozgaszczają
się gangsterzy. Obsesyjnie dbający o paznokcie lider gangu Steele
(przeciętna kreacja Jacka Canona, który później pokaże się
chociażby w „Skanerach” Davida Cronenberga i
„Maksymalnym przyspieszeniu”
Stephena Kinga; wypada też dodać, iż nie jest
to jedyna jego kooperacja z Frederickiem Friedelem, vide „Date
with a Kidnapper”), miłośnik cuchnących cygar zawsze chętny do
skopania bezbronnych tyłków Lomax (mierny występ Raya Greena) oraz
słusznie przerażony, mający wyrzuty sumienia Billy (w ramach
oszczędności w tej roli wystąpił sam reżyser; moim zdaniem
najgorsze wcielenie aktorskie w „Siekierze”). Panowie czekają na
jakiegoś Aubreya, który wisi im kasę. A w pakiecie dostają
kochanka tragicznie zadłużonego mężczyzny. Skatowanego na śmierć
zwykłą lalką. Jeszcze tylko śmiertelnym skok i już przenosimy
się na wieś. Do samochodu uciekających kryminalistów - jedna z
dubbingowanych scen; głosy w wielu fragmentach podłożono w
postprodukcji, co chyba można traktować jako obejście problemu
kiepskiej jakości sprzętu nagłaśniającego i nagrywającego
będącego na stanie zespołu technicznego skompletowanego na
potrzeby tej amatorskiej, ewentualnie półprofesjonalnej produkcji.
Pierwszy przystanek: samoobsługowy sklep spożywczy, gdzie
zwyrodnialcy zabawią się kosztem ekspedientki. Poruszający moment,
straszliwy terror bez epatowania sztuczną krwią. A w międzyczasie
będziemy zaglądać do cichego domu dziewczyny z siekierą i
mężczyzny ze znacznym stopniem niepełnosprawności.
 |
Plakat filmu. „Axe” 1974/1977, Frederick Productions, Empire Studios |
Nakręcony
na taśmie filmowej 35 mm - najczęściej bez powtórek, bo było jej
mało, a dokupić nie bardzo, skoro pieniędzy też nie było -
nierówny film (cykl wzlotów i upadków) o brutalnym najściu na
wiejski dom zamieszkały przez młodą kobietę i jej dziadka.
Podciągany pod UWAGA SPOILER
rape and revenge, ale ja
bym ograniczyła się tylko do drugiego członu tej nazwy. Trudno o
pewność, wydaje mi się jednak, iż w świecie przedstawionym w
„Siekierze” Fredericka R. Friedela do gwałtu nie doszło. Dwie
próby gwałtu na moje - zmęczone niemiłosiernie wydłużonymi,
statecznymi ujęciami - oko KONIEC SPOILERA. Lisę (frapująca
kreacja Leslie Lee) poznajemy jako jedyną opiekunkę starszego
niemego człowieka z domniemanym porażeniem czterokończynowym
(bezbłędnie grający twarzą aktor jednej roli Douglas Powers).
Samotną gospodynię domową, prowadzącą małą, przydomową
hodowlę kur, na bieżąco dostarczających świeżutką podstawę
żywienia jej dziadka – troskliwa(?) wnuczka karmi go surowymi
jajkami, od czasu do czasu urozmaicając dietę mięsem drobiowym i
zupą pomidorową z puszki (jak się poszczęści to smacznie
doprawioną, iż tak sobie wstrętnie zażartuję). Ona sama
preferuje kruche ciasteczka maczane w mleku. Na pierwszy rzut oka
wydaje się, iż dziadek Lisy całe dnie bezmyślnie wpatruje się w
zamazany ekran telewizora (odbiór dźwięku dużo lepszy), ale po
bliższym przyjrzeniu niejeden widz prawdopodobnie dojdzie do wniosku, że
bezimienny pułkownik nie tyle żyjący, ile wegetujący na ponurym
odludziu, bezradnie przysłuchuje się codziennej krzątaninie
wnuczki w nadziei na niewychwycenie niepokojących odgłosów.
Każdego dnia z trwogą „wypatruje” oznak moralnego upadku Lisy?
Tak czy owak, na twarzy podopiecznego młodej farmerki niekiedy
odbijają się lęk, popłoch, panika. Taką reakcję można
zaobserwować już przed przyjazdem niechcianych gości. Trzymający
w napięciu spacer bosonogiej dziewczyny, zażywanie świeżego
powietrza w smętnym lesie – naokoło do narzędzia, które tak
przeraża jej dziadka? Mężczyzna boi się, iż pewnego dnia ostrze
siekiery opadnie na jego „bezużyteczne” ciało? W każdym razie
od Lisy od początku bija jakaś mroczna energia, zepsuta aura, czy
coś w tym rodzaju. Niby troskliwie opiekuje się osobą niezdolną
do samodzielnej egzystencji, mężnie stawia czoła sadystycznej
Opatrzności, bez niczyjej pomocy jakoś wiąże koniec z końcem,
nie daje się przebrzydłemu życiu, niby zasługuje na podziw,
szacunek, współczucie, ale, jednak, niemniej... „Siekierę”
Fredericka Friedela oskarżano o mizoginistyczny wydźwięk i tym
razem (jak rzadko, prawie nigdy) chyba wiem dlaczego. Przez tę
odpychającą aurę Lisy, ofiary zatwardziałych kryminalistów,
istoty sterroryzowanej we własnym domu, w domyśle zawsze mającej
ostro pod górkę. Trudno sympatyzować z tą biedną dziewczyną,
daleka jednak jestem od zarzucania twórcom „Siekiery”
karygodnych prób ocieplenia wizerunków jej oprawców. Chyba iż do
oprawców wliczymy Billy'ego, niebiorącego udziału w sadystycznych
uciechach swoich niedobrych „kolegów” – najchętniej zerwałby
z nimi wszelki kontakt, uciekł jak najdalej od Lomaxa i przede
wszystkim Steele'a, niekwestionowanego szefa gangu morderców,
powstrzymuje go jednak pewność, iż ci rzekomi koledzy poruszyliby
niebo i ziemię, by go odnaleźć i zatłuc jak Aubreya – ale też
nie podejmuje zdecydowanych prób przeciwdziałania bezsensownej
przemocy. Gwoli doprecyzowania: raz Billy zaryzykuje ucieczkę, ale
szybko wróci - w jednej scenie Billy znika, a w następnej, bez
żadnych wyjaśnień, „jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki”
zjawia się przed drzwiami łazienki, gdzie Lisa, metaforycznie rzecz
ujmując, właśnie stoi nad przepaścią, ściskając w ręku
brzytwę, która najlepiej przysłuży jej się w sypialni.
Najbardziej krwisty moment, najdrastyczniejszy - ciąg dalszy w
łazience, przy czym na tym etapie twórcy bardziej zaufali wyobraźni
widza; muszę przyznać bardzo sugestywna akcja z wanną
wypełnioną... Powiedzmy, iż nawiedziło mnie śliczne:)
wspomnienie stworzonego trochę później
„Mrocznego instynktu”
w
reżyserii Joe D'Amato) – ale w prawdziwym życiu coś takiego
raczej nie miałoby prawa się zdarzyć. W każdym razie mocno
naciągany epizod chaotycznego utworu Fredericka Friedela o
tajemniczej Lisie, rozbrojonym pułkowniku, ohydnych zwyrodnialcach i
niedoszłym, wzgardzonym sojuszniku niekoniecznie w najcięższej
życiowej przeprawie UWAGA SPOILER reinkarnacji Lizzie Borden,
zakładając, iż w upiornych opowieściach - siekierezada - na jej
temat tkwi choćby źdźbło prawdy KONIEC SPOILERA. Może i
tandetne to filmidło, ale swoje momenty ma. I cudną
(dudniąco-świszcząco-trzeszczącą) ścieżkę dźwiękową, która
podobno powstała w ciągu jednego dnia. Nie wspominając już o
ponurym, depresyjnym, klaustrofobicznym, obskurnym, brudnym klimacie.
Nihilistyczny
film ambitnego młodzieńca z niesamowitym samozaparciem. Potworek
nadludzkim wysiłkiem stworzony. A mówią, iż bez pieniędzy ani
rusz:) „Siekiera” Fredericka R. Friedela, pomimo swojej skromnej
długości, to prawdziwy test cierpliwości dla fanów kina.
Oczywiście nie wszystkich, ale choćby wśród największych
miłośników exploitation movies pewnie znajdą się jeszcze
osoby (dołączą do wciąż powiększającego się grona nieźle
wynudzonych tym niekunsztownym widowiskiem), dla których dotarcie do
napisów końcowych tego tworu będzie niemałym wyzwaniem. Co by nie
mówić, to jednak spory wyczyn, żeby „bez grosza przy duszy”
(tj. z dwudziestoma pięcioma patykami) wyhodować aż tyle. Bida z
nędzą, ale nie mogę nie docenić wysiłku. Boję się tylko
polecać.