„Sexy Beast” – debiut Jonathana Glazera 25 lat później | British Film Festival 2025

filmawka.pl 3 dni temu

Zanim intrygował Narodzinami, zachwycił Pod skórą i odebrał Oscara za Strefę interesów, Jonathan Glazer był reżyserem reklam oraz teledysków. I to nie byle jakich. Massive Attack – Karmacoma, Blur – The Universal, Jamiroquai – Virtual Insanity, Nick Cave and the Bad Seeds – Into My Arms czy wreszcie Radiohead – Karma Police. W międzyczasie nakręcił dwa shorty: Mad oraz Commission. Zwieńczeniem niewątpliwie ciekawych, ale i intensywnych lat 90., było dla Glazera Sexy Beast, jego pełnometrażowy debiut. Debiut – dodajmy – równie zachwycający, jak Pod skórą.

Rok 2000 był wyjątkowy dla brytyjskiego kina. A jeszcze bardziej uściślając, dla jego gangsterskiej odnogi. To właśnie wtedy na ekrany kin wszedł drugi pełnometrażowy film Guya Ritchiego. Przekręt stanowi encyklopedyczny przykład popisowego stylu brytyjskiego reżysera, który obserwować mogliśmy już w debiutanckich Porachunkach z 1998 roku. Wyraziste postacie, pulsujące, energetyczne tempo, szybkie cięcia czy nieliniowa narracja. Dziś Guy Ritchie sam w sobie jest filmowym stylem, z którym często utożsamia się brytyjskie kino gangsterskie z lat 2000. Kilka miesięcy przed Przekrętem, do kin na Wyspach trafił Gangster numer jeden Paula McCuigana. Do napisania scenariusza tej produkcji zatrudniono autorów sztuki teatralnej, na której jest oparty: Louisa Mellisa i Davida Scinto. Stołek reżyserski został z kolei opatrzony nazwiskiem „Jonathan Glazer”. Filmu w tej konfiguracji jednak nie zrealizowano. Powód? Słynne „różnice artystyczne”. Poszło o casting tytułowego bohatera. Mellis i Scinto chcieli, aby gangstera zagrał Peter Bowles, który wcielał się w niego na deskach teatru. Glazer, Mellis i Scinto zrezygnowali z udziału w filmie, a na ekranie ostatecznie pojawił się Malcolm McDowell. I tak narodziło się Sexy Beast.

Zarys fabularny nie jest niczym, czego byśmy wcześniej nie widzieli. Emerytowany gangster Gal mieszka w gorącej Hiszpanii ze swoją żoną oraz przyjaciółmi. niedługo odwiedza go dawny wspólnik Don Logan, który proponuje mu ostatni skok. Sexy Beast nie jest jednak typowym heist movie. Nie ma tu planowania napadu, zbierania ekipy, poznawania słabych punktów i dynamicznych cięć. Zamiast tego jesteśmy świadkami psychologicznej rozgrywki między Galem a Loganem. Glazer już od sceny otwierającej, kiedy Gal wygrzewa się w palącym słońcu, prowadząc monolog o tym, jak jest gorąco, obiecuje kino duszne. I to bynajmniej nie w pozytywnym kontekście. Do krojenia atmosfery w tym filmie potrzebne jest coś więcej niż nóż. Przybycie socjopatycznego Dona Logana do Costa del Sol wprowadza przygniatające napięcie obecne przez praktycznie cały czas trwania produkcji. Bohater Bena Kingsleya jest osobą, która nie uznaje odmowy. Mówi to już tagline Sexy Beast, chyba jeden z najciekawszych, celnych i błyskotliwych: „Yes or Yes?”. Logan dominuje obecnością przyjaciół Gala, wypluwając z siebie dziesiątki „fucków” i „cuntów”. Kiedy jednak Gal nie daje się zastraszyć swojemu dawnemu znajomemu, ten wchodzi na wyższy poziom agresji oraz manipulacji. Z mistrzowsko skrojonych dialogów zaczynają wypływać sekrety i prawdziwe motywacje postaci, a obsada daje z siebie tyle, jakby od tego zależało ich życie.

fot. „Sexy Beast” / materiały prasowe British Film Festival

Największym echem odbiła się rola Bena Kingsleya, którego obecność diametralnie zmienia atmosferę. Kiedy jest na ekranie, wówczas świat obraca się wokół Dona Logana. Przerażający i przede wszystkim przytłaczający obłęd gangstera to jeden z najbardziej zapadających w pamięć elementów filmu. Kingsley za swoją rolę otrzymał nominację do Złotego Globa oraz Oscara. Niewątpliwie pomogła mu w tym reszta obsady, której zadaniem było zbudowanie Logana przez napięcie, przerażenie i niepewność. Ray Winstone (Gal) aktorskim pojedynkiem z Kinglseyem zaliczył w Sexy Beast prawdopodobnie najlepszy występ w karierze, cwianiaczkowaty bohater Cavana Kendalla (Aitch) gwałtownie poznaje swoje miejsce, a bohaterki Amandy Redman (DeeDee) i Julianne White (Jackie) to twarde kobiety gardzące Loganem. Na dalszym planie bryluje również Ian McShane. Glazer zawarł w Sexy Beast także nieco metafizyki, z której nie korzysta jednak zbyt wiele. Jakby bał się, aby nie przesadzić z pokazywaniem humanoidalnego królika, który niczym duch przeszłości, zakłóca życie Gala. Szkoda, iż reżyser nie pokusił się o nieco więcej szaleństwa, jednak świetnie kontrastuje to z twórczością Guya Ritchiego, która na lata zdominowała kinową gangsterkę. Nie oznacza to jednak, iż u przyszłego reżysera Strefy interesów zabrakło dynamiki. Tę dostajemy w formie wykładu o napadzie, prowadzonego przez kilka postaci rozmawiających ze sobą w różnych punktach czasoprzestrzeni czy samego – krótkiego – skoku.

Sexy Beast już na poziomie tytułu myli tropy, teoretycznie oferując w zupełności coś innego niż może się wydawać. Glazer, Mellis i Scinto wgryzają się postgangsterskie życie i walkę z przeszłością naznaczoną krzywdą. Temat eksplorowany w kinie wielokrotnie, ale w tym przypadku – niezwykle stylowo, z surową energią napędzaną zdjęciami Ivana Birda i klasycznym ostrzeżeniem, iż przemoc ciągle czyha za murem.

korekta: Anna Czerwińska


Tekst powstał we współpracy z British Film Festivalem.

Idź do oryginalnego materiału